Posty

[Recenzja] Spjärnsvallet - "Spjärnsvallet" (1975)

Obraz
Jeden z najdziwniejszych i najbardziej intrygujących albumów, jakie słyszałem, to debiutanckie dzieło szwedzkiego kwartetu Spjärnsvallet. Zespół tworzyli multiinstrumentaliści Christer Bothén i Kjell Westling, basista Nicke Ström i perkusista Bengt Berger. Każdy z nich miał już wcześniej na koncie liczne dokonania, a Bothén i Berger zaliczyli nawet współpracę z Donem Cherrym. Pierwszy album kwartetu (i jedyny do 2014 roku) ukazał się w 1975 roku, wyłącznie w Szwecji i od tamtego czasu nie został ani razu wznowiony. Tym samym jest to prawdziwy biały kruk fonografii. I jeden z najlepszych powszechnie nieznanych albumów. Już sama okładka zapowiada, że nie jest to zwyczajny longplay. Niezwykle bogate jest instrumentarium, obejmujące różne saksofony i klarnety, flet, pianino, skrzypce, wiolonczelę, gitarę basową, perkusję, a także afrykańskie instrumenty guimbri i balafon. A muzyka wypełniająca "Spjarnsvallet" to bardzo oryginalne i niepowtarzalne połączenie free/spiritual

[Recenzja] Radiohead - "A Moon Shaped Pool" (2016)

Obraz
"A Moon Shaped Pool", ostatni jak dotąd album Radiohead, ukazał się dwa lata temu, po dotychczas najdłuższej, pięcioletniej przerwie wydawniczej. Oczekiwania były spore, zwłaszcza że znów nie było wiadomo, w jaką stronę pójdzie zespół. Czy będzie kontynuował mocno elektroniczny kierunek "The King of Limbs", czy może wróci do bardziej organicznego brzmienia z "In Rainbows". Muzycy zdecydowali się jednak na bezpieczne rozwiązanie i nagranie czegoś pomiędzy. "A Moon Shaped Pool" to album, będący swego rodzaju podsumowaniem dotychczasowego dorobku grupy. Ale tym samym niemal całkowicie pozbawiony jakichkolwiek zaskoczeń. Początek jest całkiem obiecujący, gdyż "Burn the Witch" - będący jednocześnie singlem promującym album - zaskakuje wysunięciem na pierwszy plan partii instrumentów smyczkowych, które owszem, od dawna były przez zespół używane, ale na zasadzie dodatku, nigdy tak uwypuklonego w miksie. Utwór jest intrygujący i wnosi co

[Recenzja] Komeda Quintet - "Astigmatic" (1966)

Obraz
Polski jazz stał na światowym poziomie. Wspominałem już o tym kilkakrotnie, bo warto o tym pamiętać. A prawdopodobnie największym na to dowodem jest właśnie ten album - "Astigmatic" Krzysztofa Komedy. Ceniony nie tylko w Polsce, lecz także przez zagranicznych krytyków i słuchaczy. I nie sposób się temu dziwić, gdyż pod każdym względem - kompozycji, wykonania, a nawet brzmienia - jest to absolutnie światowy poziom, nie odbiegający od ówczesnych standardów. Krzysztof Komeda, a właściwie Krzysztof Trzciński, urodził się w 1931 roku w Poznaniu. Od siódmego roku życia uczył się grać na fortepianie. W 1955 ukończył jednak studia medyczne i rozpoczął pracę jako laryngolog. Jazzem zainteresował się nieco wcześniej, ale musiał go grać po kryjomu, gdyż był zakazany przez stalinowskie władze, jako muzyka niezgodna z zasadami socrealizmu. W tamtym własnie okresie przybrał pseudonim Komeda. Wkrótce jednak zdjęto zakaz wykonywania jazzu - choć władza wciąż nieufnie do niego podchodz

[Recenzja] Janis Joplin - "Pearl" (1971)

Obraz
Współpraca w zespole Kozmic Blues Band nie układała się najlepiej. A atmosfery nie poprawiało słabe przyjęcie przez krytyków i fanów albumu "I Got Dem Ol' Kozmic Blues Again Mama!". Na początku 1970 roku Janis postanowiła więc pożegnać się z większością muzyków, z wyjątkiem gitarzysty Johna Tilla (który doszedł już po nagraniu albumu, a tuż przed występem na Woodstock Festival) i basisty Brada Campbella. To właśnie oni zaproponowali, aby Joplin po prostu połączyła siły z ich grupą Full Tillt Boogie Band (w jej skład wchodzili także: perkusista Clark Pierson, pianista Richard Bell i organista Ken Pearson). Muzycy usunęli dodatkowe "L" ze słowa "Tillt" (które sugerowało, że to Till jest liderem) i rozpoczęli intensywne koncertowanie. Wzięli m.in. udział w kanadyjskiej trasie Festival Express, podczas której wraz z innymi jej uczestnikami (jak Grateful Dead czy The Band) podróżowali specjalnym pociągiem. We wrześniu zespół wszedł do studia, gdzie p

[Recenzja] Herbie Hancock - "V.S.O.P." (1977)

Obraz
"V.S.O.P." to zapis bezprecedensowego występu Herbiego Hancocka na nowojorskiej edycji Newport Jazz Festival, 29 czerwca 1976 roku. Nowatorstwo tego koncertu polegało na tym, że lider wystąpił w towarzystwie kolejno trzech różnych składów, z każdym z nich grając inną odmianę jazzu. Dzięki temu, "V.S.O.P." stanowi swego rodzaju podsumowanie i przegląd dotychczasowej kariery klawiszowca. Występ rozpoczął się od solowego popisu Herbiego na pianinie elektrycznym ("Piano Introduction"). Następnie dołączają do niego muzycy, z którymi tworzył Drugi Wielki Kwintet Milesa Davisa - Wayne Shorter, Ron Carter i Tony Williams. Zabrakło tylko samego Davisa. Trębacz początkowo był zainteresowany udziałem w tym występie, ale doszedł do wniosku, że nie powinien udzielać się jako sideman swojego dawnego sidemana. Ostatecznie jego miejsce zajął Freddie Hubbard, który w latach 60. często występował na solowych albumach Hancocka, m.in. na "Maiden Voyage" (na k

[Recenzja] Radiohead - "The King of Limbs" (2011)

Obraz
Po bardziej konwencjonalnym, rockowym "In Rainbows", muzycy postanowili wrócić do dziwniejszych brzmień. "The King of Limbs" to album mocno elektroniczny, mocno zrytmizowany, wypełniony utworami dalekimi od piosenkowych, schematycznych form. Gitary, jeśli w ogóle się w nich pojawiają, to na dalszym planie, wtopione w elektroniczne brzmienia. Efekt jest dość intrygujący, ale po pewnym czasie ten krótki album - znalazło się na nim osiem utworów o łącznym czasie trwanie nieprzekraczającym czterdziestu minut - zaczyna razić brakiem świeżości i wyrazistych kompozycji, a także nieco wysiloną dziwnością. Utwory w rodzaju "Bloom" i instrumentalnego "Feral" przyciągają uwagę jedynie ciekawym brzmieniem, bo melodycznie są kompletnie nijakie. W przeszłości te wszystkie dziwaczne eksperymenty zwykle szyły w parze z dobrymi melodiami. Tutaj udaje się to właściwie tylko w "Morning Mr Magpie", "Little by Little" i "Lotus Flower&q

[Recenzja] Wayne Shorter - "Night Dreamer" (1964)

Obraz
Wayne Shorter to bez wątpienia jeden z najwybitniejszych jazzowych saksofonistów i kompozytorów. Sławę przyniosły mu przede wszystkim występy z Jazz Messengers Arta Blakeya, kwintetem Milesa Davisa, oraz z własnym Weather Report. Zdecydowanie mniej uwagi poświęca się jego solowym dokonaniom. A szkoda, bo są równie interesujące. Shorter zadebiutował w roli lidera w 1960 roku albumem "Introducing Wayne Shorter", wydanym przez wytwórnię Vee-Jay (dwa lata później jej nakładem ukazał się jeszcze "Wayning Moments", a w latach 70. archiwalny "Second Genesis"). Jednak swoje największe dzieła nagrał po przejściu pod skrzydła Blue Note. Pierwszym albumem nagranym dla tej wytwórni był "Night Dreamer". Materiał został zarejestrowany 29 kwietnia 1964 roku (mniej więcej w tym czasie Wayne dołączył do zespołu Davisa) w studiu Rudy'ego Van Geldera, pod producenckim nadzorem Alfreda Liona. W sesji uczestniczył prawdziwie gwiazdorski skład: pianista McC

[Recenzja] Janis Joplin - "I Got Dem Ol' Kozmic Blues Again Mama!" (1969)

Obraz
Na początku 1969 roku Janis Joplin zdecydowała się opuścić szeregi Big Brother and the Holding Company i rozpocząć karierę solową. W zmontowanym przez nią składzie - powszechnie nazywanym Kozmic Blues Band - znalazło się miejsce dla gitarzysty jej poprzedniego zespołu, Sama Andrew. Jednak głównym partnerem muzycznym został klawiszowiec i producent Gabriel Mekler, znany ze współpracy z grupą Steppenwolf. Zresztą trzej muzycy tej grupy - Michael Monarch, Jerry Edmonton i Goldy McJohn - wzięli anonimowo udział w jedynej sesji nagraniowej Kozmic Blues Band, która odbyła się w czerwcu 1969 roku. W studiu pojawił się też inny gość - rewelacyjny gitarzysta Mike Bloomfield, znany m.in. ze współpracy z Butterfield Blues Band, Muddym Watersem i Bobem Dylanem. Efektem właśnie tej sesji jest album "I Got Dem Ol' Kozmic Blues Again Mama!". Longplay składa się równo w połowie z coverów. Janis podpisana jest pod dwoma utworami - pod jednym samodzielnie ("One Good Man"),