Posty

[Recenzja] Miles Davis - "Live-Evil" (1971)

Obraz
"Live-Evil" to dość specyficzny album koncertowy. Koncertowy materiał przeplata się tutaj z nagraniami studyjnymi, zaś same nagrania z występów zostały poddane drastycznej obróbce studyjnej, za którą tradycyjnie odpowiada Teo Macero. Większość materiału została zarejestrowana w waszyngtońskim klubie The Cellar Door. Miles występował tam przez cztery wieczory z rzędu, pomiędzy 16-19 grudnia 1970 roku. Towarzyszyli mu wówczas Keith Jarrett, Michael Henderson, Jack DeJohnette, Airto Moreira, oraz nowy saksofonista Gary Bartz. Ponadto, ostatniego dnia dołączył do nich John McLaughlin. I właśnie nagrania z 19 grudnia (ściślej mówiąc: z drugiego i trzeciego setu) zostały wykorzystane na "Live-Evil". Choć tytuły poszczególnych ścieżek mogą sugerować zupełnie premierowy materiał, często kryją się pod nimi znane motywy: "Sivad" to fragmenty wykonań "Directions" i "Honky Tonk" z drugiego setu (Macero wykorzystał tu także urywek studyjnej w

[Recenzja] ZZ Top - "Tres Hombres" (1973)

Obraz
Trzeci album i pierwszy sukces komercyjny ZZ Top (miejsce w pierwszej 10. listy Billboardu, a obecnie wysokie pozycje w różnych rankingach). To w znacznym stopniu zasługa przebojowego singla "La Grange". W sumie dość przeciętnej kompozycji, ale nadrabiającej swoją żywiołowością i świetną gitarową solówką. Podobnego grania, na podobnym poziomie, jest tutaj więcej, żeby wspomnieć tylko o energetycznym otwieraczu "Waitin' for the Bus", albo o "Beer Drinkers & Hell Raisers", w którym pijackie śpiewy Billy'ego Gibbonsa i Dusty'ego Hilla dobrze współgrają z tytułem. Nie są to wybitne kawałki, nawet nie bardzo dobre, ale słucha się ich przyjemnie, szczególnie podczas gitarowych solówek. Najbardziej jednak podoba mi się bluesowy "Jesus Just Left Chicago", przywodzący na myśl twórczość Petera Greena. Szkoda, że drugi mocno bluesowy kawałek, "Have You Heard?", traci przez kiepski wokal. Niestety, jest tu też kilka zapychaczy

[Recenzja] Herbie Hancock - "Empyrean Isles" (1964)

Obraz
Zwykle pierwszą recenzję danego wykonawcy zaczynam od krótkiej notki biograficznej. Tym razem jest to zupełnie zbyteczne. Herbie Hancock to jeden z tych muzyków, których nie trzeba przedstawiać. Jeden z najpopularniejszych twórców współczesnego jazzu, mający na koncie zarówno wybitne albumy, doceniane przez znawców i koneserów, jak i spore sukcesy w mainstreamie (nie tylko jazzowym). Sądzę, że większość Czytelników miała kontakt z jego twórczością. Jeśli nie poprzez jego liczne solowe albumy lub nie mniej liczne albumy innych wykonawców, na których się udzielał, to dzięki filmom, do których nagrywał muzykę. Najważniejszy, pod względem artystycznym, okres solowej twórczości Herbiego przypadł na początek lat 70. Dokonania z poprzedniej dekady - a w każdym razie te dla wytwórni Blue Note, utrzymane w stylistyce hard bopu i jazzu modalnego - to naprawdę przyjemna muzyka, perfekcyjnie wykonana, ale też dość bezpieczna i zachowawcza, bez eksperymentów, jakie cechowały ówczesną twórczo

[Recenzja] Agitation Free - "At the Cliffs of River Rhine" (1998)

Obraz
Pod koniec lat 90. grupa Agitation Free zaliczyła średnio udany powrót, udokumentowany studyjnym albumem "River of Return". Mniej więcej w tym samym czasie pojawiło się jeszcze jedno, znacznie ciekawsze wydawnictwo. "At the Cliffs of River Rhine" to zapis występu zespołu w Kolonii, zarejestrowany 2 lutego 1974 roku. Muzycy promowali wówczas album "2nd" i to właśnie z niego pochodzi większość repertuaru (rozbudowane wersje "First Communication" i "Laila", syntezatorowa miniaturka "Dialogue & Random", oraz "In the Silence of the Morning Sunrise", który niestety został wyciszony po czterech minutach). Dodatkowo znalazł się tutaj premierowy jam "Through the Moods". Cały występ pokazuje najbardziej rockowe wcielenie Agitation Free, zorientowane na przepiękne gitarowe solówki Lutza Ulbricha i Gustava Lütjensa, podparte fantastycznie pulsującym basem Michaela Günthera, a czasem także organowym tłem. Mniej

[Recenzja] Miles Davis - "Jack Johnson" (1971)

Obraz
W 1969 roku Miles Davis nawiązał bliską znajomość z Jimim Hendrixem. Muzycy inspirowali się nawzajem, wymieniali różnymi ideami, a nawet kilkakrotnie razem jamowali. Naturalnie pojawił się pomysł nagrania wspólnego albumu. Realizację tego projektu opóźniał napięty grafik artystów, lecz kilka razy było już naprawdę blisko. Pod koniec października Davis, Hendrix i Tony Williams wysłali nawet telegram do Paula McCartneya, zapraszając go na wspólną sesję nagraniową (dość dziwny to wybór, bo przecież do tej ekipy bardziej pasowałby np. Dave Holland lub Jack Bruce, ale pewnie chodziło o pozyskanie kogoś popularniejszego). Niestety, basista przebywał wtedy na wakacjach i o wszystkim dowiedział się po czasie. Przez kolejne miesiące Davis i Hendrix byli zajęci pracą z własnymi zespołami. Gdy jednak okazało się, że latem i jesienią 1970 roku obaj będą występować w Europie (m.in. na festiwalu Isle of Wight), postanowiono zarezerwować termin w jednym z londyńskich studiów. Do zaplanowanej ses

[Recenzja] Iron Maiden - "The Book of Souls: Live Chapter" (2017)

Obraz
Łatwo było przewidzieć, że trasa promująca album "The Book of Souls" zostanie podsumowana koncertówką. W końcu na każdy album studyjny zespołu z XXI wieku przypada jeden koncertowy. Co prawda liczyłem na zapis występu z Chin ("Maiden China" - to byłby dużo lepszy tytuł, niż "The Book of Souls: Live Chapter", a jakie pole do popisu miałby projektant okładki), gdzie zespół wystąpił po raz pierwszy w karierze. I gdzie po raz pierwszy musiał zmagać się z cenzurą - Dickinson dostał zakaz śpiewania tytułu "Powerslave", który zastąpił słowami... "Wicker Man". Tym razem w ogóle nie jest to zapis jednego występu, jak było w przypadku "Rock in Rio", "Death on the Road" i "En Vivo!". Zdecydowano się na powtórzenie patentu z "Flight 666" - każdy utwór pochodzi z innego koncertu. Materiał zarejestrowano pomiędzy marcem 2016 roku, a majem 2017, na sześciu kontynentach, głównie w Europie i Ameryce Południow

[Recenzja] Black Sabbath - "The End: 4 February 2017, Birmingham" (2017)

Obraz
Szanuję Black Sabbath za podjęcie decyzji o zakończeniu kariery. Mam nadzieję, że muzycy pozostaną konsekwentni i nie dadzą się namówić na kolejne koncerty lub sesje nagraniowe. Tak zasłużony dla muzyki rockowej zespół nie powinien skończyć jako kolejna kapela, która nie potrafi zejść ze sceny i rozmienia się na drobne, wydając coraz słabsze albumy. Na chwilę obecną, Black Sabbath zakończył działalność 4 lutego bieżącego roku, występem w rodzinnym Birmingham. Tak ważne wydarzenie musiało zostać udokumentowane - przed kilkoma dniami do sklepów trafił zapis tego koncertu, zatytułowany, niezwykle oryginalnie , "The End" (wydany zarówno na CD, jak i DVD). Niestety, nie jest to idealne zwieńczenie dyskografii grupy. Setlista ostatniego występu była bardzo przewidywalna. Na repertuar złożyły się wyłącznie utwory z pierwszych siedmiu albumów, z naciskiem na trzy najwcześniejsze. Szkoda, że zabrakło tu reprezentantów "Never Say Die" i "Trzynastki". Zwłaszcz

[Recenzja] John Coltrane - "A Love Supreme" (1965)

Obraz
"A Love Supreme". Najważniejszy i najsłynniejszy album Johna Coltrane'a. Słusznie doceniony przez krytyków i słuchaczy (którzy już w roku wydania kupili blisko pół miliona egzemplarzy - był to naprawdę niesamowity wynik, jak na muzykę jazzową i to tą trudniejszą w odbiorze). Trudno się pisze o takich wydawnictwach. Po części dlatego, że już wiele o nich powiedziano, ale także dlatego, że ciężko oddać słowami ich geniusz. Skąd ten cały fenomen "A Love Supreme"? Jest to na pewno album wyróżniający się na tle ówczesnego jazzu. Nie jest to zwyczajny zbiór kilku częściowo improwizowanych utworów zbudowanych na schemacie: temat - solowe popisy muzyków - powrót do tematu. Zawarta tutaj muzyka tworzy przemyślaną całość, swego rodzaju półgodzinną suitę, podzieloną na cztery części (utwory). Jest to muzyka niezwykle uduchowiona, będąca świadectwem duchowej przemiany Trane'a, który kilka lat wcześniej, po zwalczeniu nałogów, zwrócił się ku Bogu. Dlatego też &quo