Posty

[Recenzja] Gov't Mule - "Live at Roseland Ballroom" (1996)

Obraz
Już drugie wydawnictwo Gov't Mule przynosi materiał zarejestrowany na żywo (podczas sylwestrowego występu w nowojorskim Roseland Ballroom, 31 grudnia 1995 roku). Muzycy zapewne chcieli w ten sposób pokazać, że są jednym z tych zespołów, które dopiero podczas koncertów udowadniają, na co naprawdę je stać. Tak, jak The Allman Brothers Band, Cream, czy hendrixowski Band of Gypsys. Zespół wyraźnie próbuje oddać tutaj ducha czasów, gdy podczas występów wszystkie utwory tworzyło się praktycznie na nowo, zmieniając ich aranżacje, strukturę i dodając mnóstwo jamowego luzu. Niestety, nie do końca to wyszło. Tutejsze wersje "Temporary Saint" i "Painted Silver Light" brzmią właściwie identycznie, jak studyjne pierwowzory. W "Mule" zespół z początku też po prostu wiernie odgrywa oryginał, włącznie z solówkami, dopiero w szóstej minucie pojawia się cytat z "Who Do You Love" Bo Diddleya i dodatkowe solo gitarowe. Lepiej wypadają dwie instrumentalne

[Recenzja] The Mothers of Invention - "We're Only in It for the Money" (1968)

[Recenzja] Van der Graaf - "The Quiet Zone / The Pleasure Dome" (1977)

Obraz
Niespełna dwa lata po powrocie Van der Graaf Generator, nad zespołem znów zawisły czarne chmury. W krótkim czasie grupa straciła połowę składu. Najpierw, w grudniu 1976 roku, odszedł Hugh Banton, a zaledwie kilka tygodni później jego śladami podążył David Jackson (obaj zrezygnowali głównie z przyczyn finansowych - zespół nieustannie tkwił w długach). To mógł być koniec Generatora. I w pewnym sensie był. Nie ukrywajmy, że choć Peter Hammill jest rozpoznawalnym wokalistą, a Guy Evans jednym z najlepszych rockowych perkusistów, to o brzmieniu i charakterze muzyki zespołu decydowały przede wszystkim nie dające się podrobić organy Bantona i równie niepowtarzalny saksofon Jacksona. Pozostali muzycy nawet nie próbowali ich zastąpić - zamiast tego, w nowym składzie znaleźli się grający na skrzypcach Graham Smith, oraz (ponownie) basista Nic Potter. Hammill i Evans zdawali sobie sprawę, że bez Jacksona i Bantona jest to zupełnie inny zespół, a przynajmniej jego uboższa, wykastrowana wersja

[Recenzja] Miles Davis Quintet - "Miles Smiles" (1967)

Obraz
Pod koniec października 1966 roku Drugi Wielki Kwintet Milesa Davisa wszedł do studia, by w ciągu dwóch dni zarejestrować materiał na swój drugi longplay. Rezultat tej sesji, album "Miles Smiles", jest zgodnie uznawany przez krytyków i słuchaczy za jedno z największych osiągnięć Davisa, jak również - wraz z innymi wydawnictwami tego składu - za przełomowe dzieło, będące wzorcem współczesnego jazzu i drogowskazem dla kolejnych pokoleń jazzmanów. Zawarta tutaj muzyka broni się do dziś, brzmiąc tak nowocześnie, na ile to możliwe w jazzie akustycznym. Kwintet kontynuuje tutaj swoje eksperymenty z modalnością, praktycznie całkiem już zrywając z bopowymi schematami. Najlepszym określeniem dla zawartej tutaj muzyki będzie termin jazz awangardowy. Nie znaczy to jednak, że jest to trudna muzyka (choć może taka być dla osób nieosłuchanych z jazzem). Muzycy trzymają się tutaj daleko od popularnego wówczas free jazzu, za którym Miles, delikatnie mówiąc, nie przepadał. Głównym komp

[Recenzja] Grateful Dead - "Workingman's Dead" (1970)

Obraz
Po podsumowaniu dotychczasowej kariery koncertówką "Live/Dead", muzycy Grateful Dead postanowili porzucić psychodelię i zwrócić się w stronę swoich muzycznych korzeni. Zawartość kolejnego, czwartego studyjnego longplaya, "Workingman's Dead", to osiem nieskomplikowanych utworów, opartych głównie na brzmieniu akustycznych gitar. Zespół oddaje tutaj hołd amerykańskiej tradycji muzycznej, oscylując pomiędzy takimi stylistykami, jak folk, country i blues. W klimat całości świetnie wprowadza otwierający album "Uncle John's Band" - bardzo chwytliwy i energetyczny kawałek, z pięknymi harmoniami wokalnymi w stylu Crosby, Stills & Nash. Bardzo fajnym urozmaiceniem są natomiast dwa żywsze kawałki bluesowe, w których większą rolę odgrywa elektryczne instrumentarium: "New Speedway Boogie" i "Easy Wind". Niestety, reszta utworów pozostawia mnie całkowicie obojętnym, lub wywołuje zdecydowanie negatywne odczucia ("Dire Wolf"

[Recenzja] The Allman Brothers Band - "Where It All Begins" (1994)

Obraz
The Allman Brothers Band w pierwszej połowie lat 90. wydawał nowe albumy z zadziwiającą, jak na zespół z takim stażem, częstotliwością. Kończący ten okres "Where It All Begins" - trzeci longplay z kolei i, jak się okazało, ostatni na prawie dekadę - zdradza, niestety, pewne ślady zmęczenia. Pomysł na ten materiał jest identyczny, jak w przypadku dwóch poprzednich wydawnictw. Już sam tytuł informuje, że to kolejny album nawiązujący do korzeni grupy. Pod względem kompozytorskim nie jest tak dobrze, jak na poprzednim "Shades of Two Worlds", ale nieco ciekawiej, niż na wcześniejszym "Seven Turns". Na pewno cieszy większa aktywność kompozytorska Gregga Allmana, który tym razem jest współautorem czterech z dziesięciu utworów. Bez wątpienia czterech najlepszych fragmentów tego longplaya. Wrażenie robią przede wszystkim dwa z nich: zadziorny i chwytliwy zarazem "Sailin' 'Cross the Devil's Sea", oraz "Temptation Is a Gun", bar

[Recenzja] The Mothers of Invention - "Absolutely Free" (1967)

[Recenzja] Niemen - "Strange Is This World" (1972)

Obraz
Pod koniec 1971 roku Czesław Niemen zebrał zupełnie nowy zespół, znany jako Grupa Niemen lub po prostu Niemen. W jego składzie znaleźli się: jazzowy kontrabasista Helmut Nadolski, a także trzej muzycy przyszłego SBB - Józef Skrzek, Antymos Apostolis i Jerzy Piotrowski. Już w styczniu kwintet udał się do Monachium, gdzie dla wytwórni CBS zarejestrował anglojęzyczny album "Strange Is This World". Longplay ukazał się wyłącznie w Niemczech i Wielkiej Brytanii, gdzie przeszedł praktycznie bez echa. Do dziś nie został oficjalnie wydany w Polsce. Jedyne kompaktowe wznowienie ukazało się w 2003 roku w Niemczech. "Strange Is This World" to początek nowego okresu w twórczości Niemena także pod względem muzycznym. Choć album w znacznym stopniu stanowi kontynuację rockowego kierunku z jego dwóch poprzednich longplayów (na szczęście w końcu zrezygnował z jarmarcznych zaśpiewów), to wyraźnie już kieruje się w stronę bardziej eksperymentalnej, awangardowej muzyki. Doskonale