[Recenzja] Miles Davis - "Birth of the Cool" (1957)
Nadszedł czas, bym zmierzył się z opisywaniem twórczości wielkiego Milesa Davisa. Jednego z najsłynniejszych i najwybitniejszych jazzmanów w historii. Jako trębacz z pewnością nie był największym wirtuozem, jednak jego pomysłowość i nowatorskie podejście wielokrotnie rewolucjonizowały muzykę - nie tylko jazzową. Profesjonalną karierę zaczął w połowie lat 40. w kwintecie Charliego "Birda" Parkera - jednego z pionierów bebopu, a tym samym całego jazzu nowoczesnego. Po blisko trzech latach współpracy, Davis zapragnął odmiany i opuścił kwintet. W tym samym czasie nawiązał znajomość z aranżerem Gilem Evansem i saksofonistą Gerrym Mulliganem - członkami orkiestry Claude'a Thornhilla - i wspólnie z nimi zaczął planować swój nowy projekt. Efektem było powstanie nonetu, który zrewolucjonizował ówczesny jazz. Nietypowy był już sam skład, złożony zarówno z czarnych, jak i białych muzyków. Innowacyjna była jednak przede wszystkim grana przez niego muzyka, będąca swego rodzaj