[Recenzja] Gary Moore - "Run for Cover" (1985)
"Run for Cover" to apogeum merkantylnych dążeń Gary'ego Moore'a. Jest na tej płycie chyba wszystko, na co w połowie lat 80. panowała moda, począwszy od skomercjalizowanego hard rocka po syntezatorowy pop. Tandetne klawisze odgrywają na tej płycie gargantuiczną rolę. I żeby było jasne - to nie syntezatory same w sobie są złe, ale sposób, w jaki je tu wykorzystano. Nie brakuje przykładów muzyki ze zbliżonego okresu, gdzie te technologiczne nowinki zaadaptowano w bardzo fajny sposób. Moore jednak, podobnie jak wielu innych muzyków z tamtego pokolenia, nie miał kompletnie pomysłu, jak sensownie wpleć je w swoją dotychczasową stylistykę - robi to w najbardziej sztampowy, pozbawiony dobrego smaku sposób. Czadowe kawałki z największą rolą syntezatorów, jak tytułowy "Run for Cover", "Military Man", "Out in the Fields" czy najbardziej żenujący "Once in a Lifetime" (coś jakby skrzyżowanie "Rainbow in the Dark" Dio z "J