Posty

[Recenzja] Trapeze - "Medusa" (1970)

Obraz
Zespół Trapeze w czasach swojej działalności nie zdobył światowej popularności ani choćby lokalnej rozpoznawalności. Niewykluczone, że dziś byłby kompletnie zapomnianą kapelą, znaną nielicznym poszukiwaczom, gdyby nie późniejsza działalność jego członków. To tutaj zadebiutowali śpiewający basista Glenn Hughes, gitarzysta Mel Galley oraz perkusista Dave Holland. Pierwszy z nich miał wkrótce zasilić skład Deep Purple, a w późniejszym czasie przewinąć się przez Black Sabbath. Ten drugi po latach dołączył na chwilę do Whitesnake, zaś trzeci na dłużej zakotwiczył w Judas Priest. Na eponimicznym debiucie Trapeze owej trójce towarzyszyli jeszcze śpiewający trębacz John Jones oraz klawiszowiec i drugi gitarzysta Terry Rowley. Płyta - wyprodukowana przez basistę The Moody Blues, Johna Lodge'a - ukazała się w połowie 1970 roku i dość mocno odstawała od ówczesnych trendów ze swoim mocno beatlesowskim charakterem, nawet jeśli słychać też pewne podobieństwa do Uriah Heep czy bardzo wczesne

[Recenzja] The Rolling Stones - "Stripped" (1995)

Obraz
Tym razem Stonesi postanowili znów nieco zaskoczyć. W przeciwieństwie do strasznie konserwatywnych "Steel Wheels" i "Voodoo Lounge", "Stripped" jest czymś nowym w dyskografii grupy, a przy tym wydawnictwem całkiem na czasie. Muzycy postanowili podpiąć się pod ówczesną modę na występy bez prądu . Z tym, że tutaj tylko część materiału pochodzi z koncertów i tylko niektóre utwory są grane całkiem akustyczne - w innych pojawiają się solówki na gitarze elektrycznej lub zelektryfikowane klawisze. Niemniej jednak brzmienie jest na pewno lżejsze w porównaniu z innymi albumami grupy i nie sprawia anachronicznego wrażenia. Dość mocno zaskakuje dobór repertuaru, niezdominowany przez przeboje. Z faktycznie znanych kawałków znajdziemy tu tylko "Street Fighting Man", który w nowej aranżacji nic nie stracił ze swojej energii, a także ballady "Wild Horses" i "Angie", będące akurat bardzo oczywistym, bezpiecznym wyborem. Reszta repertuaru

[Recenzja] Roy Harper - "Folkjokeopus" (1969)

Obraz
Chociaż tytuł "Folkjokeopus" został zainspirowany przez sklep płytowy z Minneapolis o tym właśnie szyldzie, dość dobrze oddaje charakter zawartej tu muzyki. A przynajmniej niektórych kawałków. Część materiału prezentuje bowiem bardziej humorystyczne oblicze Roya Harpera. "Sgt. Sunshine" to w sumie spodziewana po nagraniu o takim tytule parodia psychodelicznych Beatlesów. Odnotować trzeba pierwszy wokalny duet lidera, który dzieli obowiązki z Jane Scrivener. Psychodelicznie, choć raczej w stylu wczesnego Pink Floyd, wypada także frywolny "Exercising Some Control". Zarówno tutaj, jak i w "Manana", pojawia się barowe pianino Nicky'ego Hopkinsa. Z kolei w "She's the One" i mediewalnym "Composer of Life" artysta wchodzi w wyjątkowo wysokie rejestry wokalne, co daje - zapewne zamierzony - komiczny efekt.  Ale album ma też poważniejsze oblicze. "In the Time of Water" to intrygujące połączenie hindustańskich wpły

[Recenzja] Groundhogs - "Scratching the Surface" (1968)

Obraz
Groundhogs to jeden z tych nielicznych w sumie przedstawicieli brytyjskiego bluesa, którym udało się dość mocno przełamać obowiązujące w tym stylu schematy. Tyle tylko, że dotyczy to późniejszych płyt, a debiutancki "Scratching the Surface" całkowicie wpisuje się w ściśle określony sposób grania. Kwartet - złożony ze śpiewającego gitarzysty Tony'ego McPhee, basisty Petera Cruickshanka, bębniarza Kena Pustelnika oraz grającego na harmonijce i czasem udzielającego się wokalnie Steve'a Rye'a - proponuje tu bardzo standardową mieszankę bluesowych patentów oraz rockowego brzmienia i energii, wykonawczo trzymając wysoki poziom, ale nie prezentując nic ponad solidne rzemiosło. Całość zarejestrowano w ciągu kilku październikowych dni, bez żadnych nakładek, więc dźwięk jest raczej surowy, co jednak w takiej muzyce nie powinno przeszkadzać. Kompozycje to albo bluesowe standardy, albo utwory silnie nimi inspirowane. Jeżeli chodzi o przeróbki, to jedynie "Still a Foo

[Recenzja] Captain Beyond - "Captain Beyond" (1972)

Obraz
Captain Beyond powstał z inicjatywy doświadczonych muzyków. Wokalista Rod Evans śpiewał na pierwszych trzech płytach Deep Purple, gitarzysta Larry "Rhino" Reinhardt oraz basista Lee Dorman grali w Iron Butterfly, natomiast Bobby Caldwell bębnił u Johnny'ego Wintera. Grupa wydała w sumie trzy studyjne albumy, z czego chyba najbardziej udany okazuje się eponimiczny debiut. Muzycy wykorzystują tu swoje dotychczasowe doświadczenia, prezentując mieszankę hard rocka i psychodelii, jednak da się tu usłyszeć także pewne rozwiązania zaczerpnięte z rocka progresywnego. Skojarzenia z tym ostatnim wywołuje przede wszystkim sama konstrukcja albumu, gdzie poszczególne utwory płynnie przechodzą jeden w drugi, tworząc razem większe formy. Przez zdecydowaną większość tych trzydziestu minut brzmienie jest ewidentnie hardrockowe, jednak muzycy starają się wykraczać poza typowe dla tego stylu schematy. Nie tylko ze względu na łączenie ze sobą kilku utworów, ale też częste zróżnicowanie

[Recenzja] The Rolling Stones - "Voodoo Lounge" (1994)

Obraz
Początek lat 90. to dla The Rolling Stones rozstanie z wieloletnim, oryginalnym basistą. Bill Wyman zdążył wziąć jeszcze udział w nagraniu dwóch studyjnych kawałków, które dopełniły repertuaru koncertówki "Flashpoint". I chyba wyłącznie z tego powodu warto o nich wspominać. Zarówno typowo stonesowski "Highwire", jak i funkowy "Sex Drive", to zupełnie niecharakterystyczne, nic nie wnoszące piosenki. Miejsce Wymana zajął Amerykanin Darryl Jones, który pełni tę rolę do dzisiaj, choć bez statusu pełnoprawnego członka grupy. Zespól w okrojonym/odświeżonym składzie znacznie ograniczył studyjną aktywność. Przez ostatnie ćwierć wieku ukazały się tylko trzy albumy z całkowicie premierowym materiałem. Rzadsze nagrywanie płyt nie przełożyło się jednak na wzrost jakości. Wydany po najdłuższej do tamtej pory, pięcioletniej przerwie "Voodoo Lounge" potwierdza, że Stonesi kompletnie stracili kontakt z rzeczywistością i nagrali album, który kompletnie nie

[Recenzja] Roy Harper - "Come Out Fighting Ghengis Smith" (1967)

Obraz
"Sophisticated Beggar", debiutancki album Roya Harpera, nie olśniewał może pod względem produkcji, jednak niewątpliwie pokazał kompozytorski oraz instrumentalno-wokalny talent artysty. W wystarczającym stopniu, aby muzykiem zainteresowali się przedstawiciele dużej wytwórni CBS, którzy z miejsca zaoferowali kontrakt. "Come Out Fighting Ghengis Smith" powstawał już w znacznie lepszych warunkach, w profesjonalnym studiu i pod okiem doświadczonego producenta Shela Talmy'ego, który miał już za sobą współpracę m.in. z The Kinks czy The Who. Zaowocowało to lepszym brzmieniem, na jakie muzyka Harpera niewątpliwie zasługiwała. "Come Out Fighting Ghengis Smith" to kolejne potwierdzenie jego nieprzeciętnych umiejętności. Materiał w niczym nie ustępuje debiutowi. Roy Harper mierzy się tutaj z różnymi odmianami folku. W najbardziej ascetycznym, nawiązującym do muzyki dawnej "Highgate Cementary", słychać wyłącznie jego intrygującą, lekko przetworzoną par

[Recenzja] Steamhammer - "Mountains" (1970)

Obraz
Steamhammer nigdy nie nagrał dwóch albumów w tym samym składzie. Tym razem kwintet został zredukowany do kwartetu, gdy ze składu odszedł Steve Jolliffe. Brak jego wkładu sprawia, że "Mountains" jest albumem mniej urozmaiconym pod względem aranżacji i brzmienia, aczkolwiek wciąż dość eklektycznym stylistycznie. Słychać wpływy psychodelii ("I Wouldn't Have Thought (Gophers Song)", "Henry Lane", tytułowy "Mountains"), folku ("Leader of the Ring") lub obu na raz ("Levinia"). W nieco ostrzejszym "Walking Down the Road" pojawia się nawet wstawka inspirowana jakby afrykańską rytmiką, choć brzmi raczej ubogo w porównaniu chociażby z podobnymi próbami Gingera Bakera. Ogólnie wymienione utwory wypadają dość niemrawo, trochę tylko ożywając podczas niezłych gitarowych popisów Martina Pugha. Nieco lepiej prezentuje się ostatni kwadrans, podczas którego zespół przypomina o swoich bluesowych korzeniach. Tym razem w wydaniu ko