Posty

[Recenzja] Jethro Tull - "The Christmas Album" (2003)

Obraz
Studyjną dyskografię Jethro Tull zamyka album nietypowy, jak na zespół z nurtu rocka progresywnego. Wypełniają go bowiem utwory o tematyce bożonarodzeniowej lub ogólnie zimowej. Tego typu wydawnictwa kojarzą się z najgorszą tandetą. Jednak "The Jethro Tull Christmas Album" wypada zaskakująco udanie. W końcu zespół nagrywał tego typu utwory na przestrzeni całej, ponad trzydziestoletniej kariery i nie odstawały one od reszty materiału. Pod względem muzycznym jest to dokładnie taki Jethro Tull, jaki zawsze najbardziej lubiłem. Album bardzo mocno nawiązuje stylistyką do klasycznych "Songs from the Wood" i "Heavy Horses". Słychać tutaj te charakterystyczne folkowe melodie, przywodzące klimat szkockich lasów i wrzosowisk, tym razem pokrytych śniegiem. W końcu wróciło też bardziej rozbudowane instrumentarium, na które składa się flet - występujący w naprawdę dużych ilościach - a także gitary akustyczne i elektryczne, mandolina, akordeon, przeróżne klawisze, p

[Recenzja] The Rolling Stones - "It's Only Rock 'n' Roll" (1974)

Obraz
O zawartości "It's Only Rock 'n' Roll" niemal wszystko mówi juz sam tytuł. Zdecydowana większość tego albumu to typowo stonesowski rock, wywodzący się bezpośrednio z rhythm 'n' bluesa oraz rock and rolla. Muzycy nieco poskromili swoje eksperymenty z innymi stylami. Jednak nie całkiem, bo znalazły się tutaj takie utwory, jak akustyczny "Till the Next Goodbye", trochę w stylu tych bardziej folkowych kawałków Led Zeppelin, ballada "If You Really Want to Be My Friend" z soulowymi chórkami, a także oparty na taneczno-funkowej linii basu "Fingerprint File". Ten ostatni to zresztą jeden z najbardziej niedocenianych i najciekawszych utworów w dyskografii zespołu. Ów wspomniany, taneczny charakter, spotyka się tutaj z niemal hardrockową zadziornością gitarowych partii i świetnym popisem Micka Taylora na basie. Największą perłą tego albumu jest jednak "Time Waits for No One" - kolejna ballada, z kilkoma znakomitymi soló

[Recenzja] The Yardbirds - "Little Games" (1967)

Obraz
Tuż przed nagraniem tej płyty skład The Yardbirds zaczął powoli się sypać. Jako pierwszy odszedł basista Paul Samwell-Smith, który zdecydował się kontynuować karierę jako producent muzyczny. Jego miejsce zajął niejaki Jimmy Page, wówczas wzięty muzyk sesyjny. W tym czasie powstały tylko trzy utwory: wydane na singlu "Happenings Ten Years Time Ago" i "Psycho Daisies", a także "Stroll On" stworzony do słynnego filmu Michelangelo Antonioniego, "Blow-Up", w Polsce znanego jako "Powiększenie". Muzycy zresztą osobiście wystąpili w scenie w klubie muzycznym, podczas której odgrywają ten kawałek. Co ciekawe, tylko w "Psycho Daises" Page faktycznie wystąpił jako basista. W pozostałych stworzył gitarowy duet z Jeffem Beckiem. W "Happenings Ten Years Time Ago" na basie zagrał sesyjny muzyk John Paul Jones, a w "Stroll On" - dotychczasowy gitarzysta rytmiczny grupy, Chris Dreja. Na stałe objął tę rolę po odejściu z

[Recenzja] B.B. King - "Completely Well" (1969)

Obraz
Klasycy bluesa #6: B.B. King   Wymieniając najsłynniejszych, a tym samym najbardziej inspirujących bluesmanów, pod żadnym pozorem nie należy zapominać o tzw. Trzech Królach Bluesowej Gitary. Albert King, B.B. King oraz Freddie King to muzycy, których łączy nie tylko nazwisko - w przypadku Alberta będące zresztą pseudonimem - ale też posiadanie własnego, rozpoznawalnego stylu gry na gitarze i zamiłowanie do bluesa. O ile Freddiego i Alberta dziś kojarzą chyba tylko wielbiciele takiej stylistyki, tak o B.B. Kingu, a właściwie Rileyu B. Kingu, słyszało pewnie więcej osób. Nie przypadkiem, choć może nad wyrost, często określa się go Królem Bluesa. Powoływali się na niego nie tylko niezliczeni bluesmani, ale też liczni rockowi gitarzyści, jak Jimi Hendrix, Eric Clapton, Jeff Beck, Jimmy Page, Peter Green, Duane Allman, Mike Bloomfield czy Gary Moore. "Completely Well" to dość późne wydawnictwo w karierze działającego od późnych lat 40. muzyka. Jednak nie bez powodu wybrałem wł

[Recenzja] The Rolling Stones - "Goats Head Soup" (1973)

Obraz
"Goats Head Soup" to album niesłusznie pozostający w cieniu wydanego rok wcześniej "Exile on Main St.". Owszem, także dość nierówny, ale za to znacznie krótszy. Dzięki temu nie ma na nim aż tylu wypełniaczy. Jest za to sporo wyrazistych utworów. To przecież właśnie na "Goats Head Soup" znalazła się "Angie", chyba najpopularniejszy kawałek Stonesów w naszym kraju, mocno katowany przez stacje radiowe. Owszem, strasznie ograne to nagranie, w dodatku z dość przesłodzoną aranżacją, jednak nie można mu przecież odmówić uroku i zgrabnie poprowadzonej melodii. Do tego mamy tu jedną z najlepszych partii wokalnych w karierze Micka Jaggera. Na albumie znalazły się jeszcze dwa podobne kawałki, "Coming Down Again" oraz "Winter", posiadające dokładnie te same wady i zalety, ale też dodatkowy atut w postaci gitarowych solówek Micka Taylora. Do spokojniejszych fragmentów płyty zalicza się także "Can You Hear the Music", z całki

[Recenzja] Yardbirds - "Yardbirds" (1966)

Obraz
Eponimiczny longplay Yardbirds w niektórych krajach został wydany pod tytułem "Over Under Sideways Down", a z czasem zaczęto wznawiać go jako "Roger the Engineer". Ten ostatni tytuł stanowi bezpośrednie nawiązanie do okładki - mało urodziwego szkicu Chrisa Dreji, przedstawiającego związanego z grupą inżyniera dźwięku Rogera Camerona. Wydawnictwo to jest pierwszym albumem zespołu z prawdziwego zdarzenia. Nie koncertówką, jak debiutancki "Five Live Yardbirds", ani skompilowaną na szybko składanką, jak kolejne "For Your Love" i "Having a Rave Up with the Yardbirds". Tym razem cały materiał zarejestrowano w studiu, w tym samym czasie i składzie, z myślą o wydaniu na jednym, pełnometrażowym krążku. Warto też odnotować, że to pierwsza - i jedyna - płyta Yardbirds, na którą trafiły wyłącznie kompozycje podpisane nazwiskami członków zespołu. Niestety, właśnie kompozycje wydają się największym problemem tego wydawnictwa. Kwintet nie zapropo

[Recenzja] Muddy Waters - "The London Sessions" (1972)

Obraz
Klasycy bluesa #5: Muddy Waters (część II)   Przedstawiciele Chess Records doszli do zapewne słusznego wniosku, że skoro coś się sprawdziło raz, to sprawdzi się i drugi. Po sukcesie "The London Howlin' Wolf Sessions" kwestią czasu było wysłanie do Anglii kolejnego bluesmana, aby z pomocą lokalnych, młodych muzyków rockowych nagrał nieco uwspółcześnione wersje swoich hitów. Padło na Muddy'ego Watersa, który obok Howlin' Wolfa był najbardziej zasłużonym podopiecznym wspomnianej wytwórni. Waters miał już na koncie podobne próby, by przypomnieć tylko o już recenzowanym "Electric Mud" czy nagranym m.in. z pomocą muzyków The Paul Butterfield Blues Band "Fathers and Sons". Tym razem w studiu wsparli go tacy instrumentaliści, jak Rory Gallagher, Steve Winwood, basista Ric Grech (Blind Faith / Traffic) czy bębniarz Mitch Mitchell (The Jimi Hendrix Experience). W sesji udział wzięli także stali współpracownicy bluesmana, gitarzysta Sam Lawhorn oraz

[Recenzja] The Rolling Stones - "Exile on Main St." (1972)

Obraz
Jedną z największych muzycznych zagadek jest dla mnie ogromna popularność tego albumu. "Exile on Main St." to niemalże obowiązkowy bywalec na listach wydawnictw wszechczasów. Wielu krytyków, ale też słuchaczy, uważa go nawet za największe osiągnięcie w całej karierze Stonesów. Ja tymczasem wracam do niego co parę lat i tak jak wcześniej nie rozumiałem jego fenomenu, tak dalej pozostawia mnie z bardzo mieszanymi odczuciami. Sytuacji na pewno nie ratuje to, że "Exile" jest albumem dwupłytowym. Zespół po serii naprawdę świetnych, tak komercyjnie, jak i czysto muzycznie wydawnictw, trochę chyba za bardzo uwierzył w swoje możliwości. Ilość materiału bynajmniej nie wynika tu z nagłego przypływu weny. Część kompozycji powstała już w czasie prac nad "Let It Bleed" ("Loving Cup", "Let It Loose", "Shine a Light") lub "Sticky Fingers" ("Tumbling Dice"), a repertuaru dopełniły dwa bluesowe standardy ( "Shake Y