Posty

[Recenzja] Lucifer's Friend - "...Where the Groupies Killed the Blues" (1972)

Obraz
Drugi album Lucifer's Friend rozpoczyna się bardzo podobnie do eponimicznego debiutu. "Hobo" to kolejny energetyczny kawałek wywołujący silne skojarzenia z zeppelinowym "Immigrant Song". Jednak w porównaniu z "Ride the Sky" z poprzedniego longplaya, uwagę zwraca bardziej wygładzone brzmienie i nieco jakby skomercjalizowany charakter. Nie słychać też organów Hammonda, które na pierwszym albumie odgrywają znaczącą rolę - zastąpiono je pianinem. W jeszcze większe zdumienie może wprawić "Rose on the Vine", rozpoczynający się właśnie od solowej partii pianina o bardzo podniosłym charakterze. Później utwór nabiera hardrockowego ciężaru, a gitarowy czad dość ciekawie dopełniają lekko jazzujące klawisze. Pojawiają się też instrumentalne interludia o innym charakterze, przez które jednak całość wydaje się nieco przekombinowana. Ogólnie hard rocka na tym albumie nie ma wiele, bo oprócz tych dwóch nagrań pojawia się jeszcze tylko w tytułowym "

[Recenzja] Lucifer's Friend - "Lucifer's Friend" (1970)

Obraz
Lucifer's Friend nie zdobył nigdy wielkiej popularności, jednak bez wątpienia należy do hardrockowej czołówki. Korzenie zespołu sięgają 1969 roku, kiedy to brytyjski wokalista John Lawton (późniejszy członek Uriah Heep), po rozpadzie swojego ówczesnego zespołu, przeprowadził się do Niemiec. Tam poznał czwórkę instrumentalistów występujących pod szyldem The German Bonds. Muzycy postanowili połączyć siły, po czym przybrali nazwę Asterix i już na początku 1970 roku wydali swój debiutancki longplay. Zawartość eponimicznego albumu to jednak bardzo przeciętny hard rock. Sprawnie wykonany, jednak kiepski kompozytorsko. W dodatku brzmiący dość archaicznie na tle ówczesnych dokonań czołowych przedstawicieli ciężkiego grania (zwłaszcza partie wokalne, tkwiące w poprzedniej dekadzie). Najwyraźniej tak samo uważali muzycy, którzy szybko odcięli się od tego wydawnictwa, zmieniając nazwę na Lucifer's Friend i nagrywając swój "drugi debiut" (znów zatytułowany tak samo, jak zesp

[Artykuł] Najważniejsze utwory Alice in Chains

Obraz
Był Pearl Jam, był Soundgarden - pora na kolejnego przedstawiciela tzw. wielkiej czwórki grunge'u, Alice in Chains. Pomimo śmierci oryginalnego wokalisty, Layne'a Staleya'a, grupa istnieje do dziś i wciąż nagrywa nowe albumy - raz trochę lepsze ("Black Gives Way to Blue"), raz słabsze ("The Devil Put Dinosaurs Here"), ale zawsze utrzymane w stylu wypracowanym już na pierwszych albumach. Na poniższej liście dominują oczywiście utwory z początków działalności grupy (z naciskiem na klasyczny album "Dirt"), choć nie zabrakło miejsca dla jej najnowszych dokonań. Oryginalny skład: Sean Kinney, Jerry Cantrell, Layne Staley i Mike Starr. 1. "We Die Young" (z albumu "Facelift", 1990) Utwór otwierający debiutancki album grupy, a zarazem pierwszy promujący go na singlu. Autorem muzyki i tekstu jest gitarzysta Jerry Cantrell.  Pamiętam dokładnie, kiedy przyszedł mi do głowy ten riff - wspominał kompozytor. Naprawdę utknął

[Recenzja] Uriah Heep - "Return to Fantasy" (1975)

Obraz
Po podsumowaniu dotychczasowej kariery koncertowym "Live", klasyczny skład Uriah Heep nagrał i wydał jeszcze dwa albumy. Najpierw ukazał się taki sobie "Sweet Freedom", na którym kompletnie zabrakło świeżych pomysłów i wyrazistych utworów. Następnie pojawił się przeokropny "Wonderworld", na którym zespół popadł w jeszcze większy banał niż kiedykolwiek wcześniej. W tamtym czasie muzycy bez wyjątku pogrążeni byli w różnych nałogach. Zdecydowanie w najgorszym stanie był Gary Thain, więc postanowiono usunąć go ze składu (mniej więcej rok później zmarł po przedawkowaniu heroiny). Jego miejsce zajął John Wetton, który szukał nowego zajęcia po rozwiązaniu King Crimson. Nie znaczy to jednak, że zespół, decydując się na takiego basistę, miał zamiar grac bardziej ambitną muzykę. Zresztą Wetton, będąc naprawdę utalentowanym instrumentalistą, jest też muzykiem, dla którego nie ma żadnego znaczenia, czy gra wartościową artystycznie mieszankę rocka z elementami m

[Recenzja] Uriah Heep - "Live" (1973)

Obraz
Pierwsza koncertówka Uriah Heep została zarejestrowana 26 stycznia 1973 roku w angielskim Birmingham. Na dwupłytowy album trafił głównie materiał z najnowszych wówczas albumów "Look at Yourself", "Demons and Wizards" i "The Magician's Birthday". Wyjątek stanowią jedynie "Gypsy" z debiutanckiego "...Very 'Eavy ...Very 'Umble" oraz wiązanka rock'n'rollowych standardów, którą zespół miał zwyczaj kończyć swoje występy. Trochę dziwi brak czegokolwiek z "Sailsbury", bo przecież "Lady in Black" to jeden z popularniejszych utworów grupy, a "Bird of Prey" świetnie pasowałby do repertuaru. Ogólnie tracklista tylko częściowo pokrywa się z tym, co najbardziej chciałbym usłyszeć w wersjach koncertowych. Ale przecież w ówczesnych koncertówkach nie chodziło o zrobienie przeglądu typu "greatest hits", ale o zaprezentowanie się od innej strony, nie będąc ograniczanym przez decydentów z wyt

[Recenzja] Uriah Heep - "The Magician's Birthday" (1972)

Obraz
"The Magician's Birthday" to pierwszy album w dorobku Uriah Heep, który został nagrany w dokładnie tym samym składzie, co poprzedni. Podobnie jak na "Demons and Wizards", na okładce znalazła się baśniowa grafika namalowana przez Rogera Deana (sprawiająca jednak wrażenie niedokończonej). Zawartość muzyczna, niestety, nie jest równie dobra. Przede wszystkim, nic się tutaj ze sobą nie klei. Każde nagranie utrzymane jest w zupełnie innym stylu. Takiego eklektyzmu nie ma nawet na dwóch pierwszych - strasznie przecież niespójnych - albumach zespołu. I to pomimo tego, że znów głównym twórcą materiału jest Ken Hensley, podpisany pod sześcioma z ośmiu utworów, z czego tylko pod tytułowym wspólnie z Mickiem Boxem i Lee Kerslakiem. Na ten chaotyczny zbiór składają się: "Sunrise" - najcięższy na płycie, zdecydowanie hardrockowy utwór. Chóralne zaśpiewy i teatralne partie Byrona wypadają pretensjonalnie, ale instrumentalnie jest naprawdę w porządku. "

[Recenzja] Uriah Heep - "Demons and Wizards" (1972)

Obraz
To tutaj zadebiutował klasyczny skład Uriah Heep. Do zespołu dołączyła nowa sekcja rytmiczna, perkusista Lee Kerslake, wcześniej grający w różnych grupach z Kenem Hensleyem, oraz basista Gary Thain, do tamtej pory członek bluesrockowego Keef Hartley Band. Zanim ten drugi trafił do składu, funkcję basisty przez krótko pełnił Mark Clarke z rozwiązanego tuż wcześniej Colosseum. Zdążył jednak zarejestrować z zespołem jeden singiel, na który trafił skomponowany przez niego i Hensleya "The Wizard" oraz napisany jeszcze przed jego dołączeniem "Why". Jest to o tyle istotne, że pierwszy z nich trafił, w tej samej wersji, na "Demons and Wizards" (drugi można natomiast znaleźć na reedycjach, nie tylko w oryginalnej wersji, ale także w dużo lepszej, dziesięciominutowej, o jakby jamowym charakterze, z fantastycznymi popisami basisty). To nie pierwszy album Uriah Heep, na którym znalazły się utwory zarejestrowane w różnych składach. Tym razem nie przeszkodziło to j