[Recenzja] Genesis - "Calling All Stations" (1997)
Najbardziej kontrowersyjny album w dyskografii Genesis. Tuż przed jego nagraniem, ze składu odszedł Phil Collins, zbyt zajęty robieniem własnej kariery, muzycznej i aktorskiej. Zespół w jednej chwili stracił charyzmatycznego frontmana, rozpoznawalnego wokalistę, sprawnego perkusistę i kompozytora potrafiącego tworzyć wielkie przeboje. Nowym wokalistą został wybrany właściwie anonimowy Ray Wilson - członek szkockiej grupy post-grunge'owej Stiltskin. Dysponujący rozpoznawalnym, głębokim głosem, ale pozbawiony charyzmy swojego poprzednika. Za bębnami posadzono natomiast aż dwóch muzyków (mających status gości): Nira Zidkyahu i Nicka D'Virgilio. Ich gra nie zwraca jednak szczególnie uwagi, obaj ograniczają się do zwyczajnego akompaniamentu. Dziwne, że Tony Banks i Mike Rutherford nie zatrudnili Chestera Thompsona, który jest nie tylko zdolniejszym perkusistą, ale też po kilkunastu latach wspierania zespołu na scenie z pewnością lepiej rozumiał jego muzykę. Taki wybór nowych