Posty

[Recenzja] Ghost - "Opus Eponymous" (2010)

Obraz
Od kilku lat panuje moda na granie retro. Mniej kreatywni przedstawiciele tego nieformalnego nurtu po prostu zamykają się w jednej stylistyce bądź nawet ograniczają do kopiowania konkretnego wykonawcy. Nie brakuje jednak bardziej pomysłowych twórców, którzy mieszają ze sobą różne, często odległe wpływy. Takim właśnie przypadkiem jest szwedzki Ghost. Zespół zwrócił na siebie uwagę jeszcze przed premierą debiutanckiego albumu. Wszystko za sprawą tajemniczej otoczki. Nieznane są nazwiska muzyków, którzy na sesjach zdjęciowych i koncertach pojawiają się w przebraniach. Wokalista, używający pseudonimu Papa Emeritus, przyodziewa papieską szatę i maskę kościotrupa, natomiast instrumentaliści - dwaj gitarzyści, basista, klawiszowiec oraz perkusista - nazywani Bezimiennymi Upiorami (Nameless Ghouls), ukrywają się w strojach mnichów, z głęboko nasuniętymi kapturami. Nawiązania do chrześcijańskich tradycji są obecne także w tekstach, które można nazwać satanistycznymi. To wszystko mogłoby sug

[Recenzja] Alice in Chains - "Black Gives Way to Blue" (2009)

Obraz
Dla wielu fanów historia Alice in Chains zakończyła się w 2002 roku, wraz ze śmiercią Layne'a Staleya. Pozostali muzycy postanowili jednak kontynuować działalność. Po kilkuletniej przerwie znaleźli odpowiedniego muzyka na miejsce zmarłego frontmana - został nim William DuVall. Okazał się doskonałym wyborem i godnym następcą Staleya, ze względu na zbliżoną barwę głosu. Szczególnie w momentach, gdy śpiewa razem z Jerrym Cantrellem, różnica jest naprawdę niewielka. Odrodzony zespół nie od razu zabrał się za tworzenie nowego materiału. Muzycy postanowili najpierw pograć trochę na żywo, zgrać się ze sobą i sprawdzić reakcję fanów. W rezultacie pierwszy album tego składu, zatytułowany "Black Gives Way to Blue", ukazał się dopiero w drugiej połowie 2009 roku. Warto było tyle czekać, bo muzykom udało się stworzyć naprawdę solidny materiał, utrzymany w klasycznym stylu zespołu, ale niepozbawiony pewnych niespodzianek. Odważnym wyborem na pierwszy singiel był utwór "

[Recenzja] Alice in Chains - "Music Bank" (1999)

Obraz
Przedziwne to wydawnictwo. Na trzech płytach CD zebrano w sumie 48 utworów o łącznym czasie trwania przekraczającym trzy i pół godziny (w zestawie jest jeszcze płyta CD-ROM z trzema teledyskami, grą i innymi bonusami). Sporo tutaj materiału wcześniej niepublikowanego lub trudno dostępnego, ale z drugiej strony mnóstwo utworów powtarza się z regularnymi wydawnictwami. Uwzględniono tu bowiem cały repertuar "Dirt" (aczkolwiek "Junkhead" pojawia się wyłącznie w wersji demo) i "Sap" (ale "Brother" w innym miksie, bez wokalu Ann Wilson), obszerne fragmenty "Facelift", "Jar of Flies" i "Alice in Chains", a także trzy koncertowe nagrania z "MTV Unplugged". Pomimo tego i tak można wskazać pewne braki, przez które "Music Bank" nie zastąpi posiadania całej dyskografii Alice in Chains (mnie szczególnie brakuje studyjnych wersji "Nutshell" i "Over Now", które pojawiają się tu tylk

[Recenzja] Alice in Chains - "MTV Unplugged" (1996)

Obraz
Zgodnie z tradycją, po trzecim regularnym albumie ukazało się wydawnictwo pokazujące łagodniejsze oblicze Alice in Chains. Tym razem nie była to jednak EPka z premierowym materiałem, a zapis występu w programie "MTV Unplugged", zarejestrowany 10 kwietnia 1996 roku w nowojorskim Majestic Theatre. Zespół, wsparty przez dodatkowego gitarzystę Scotta Olsona, zagrał trzynaście utworów. W większości takie, które już w studyjnych wersjach opierają się na brzmieniach akustycznych. Niestety, siłą wielu z nich jest właśnie zestawienie dźwięków akustycznych z elektrycznymi, przez co tutejsze wykonania sprawiają wrażenie wybrakowanych (z "Nutshell" i "Over Now" na czele). Zyskuje natomiast "Heaven Beside You", oczyszczony z niepasującego do niego brudu. Za to "Brother" praktycznie nie różni się od studyjnego pierwowzoru. Najciekawiej wypadają jednak te utwory, które w oryginale były stuprocentowo elektryczne. W przypadku "Would?",

[Recenzja] Alice in Chains - "Alice in Chains" (1995)

Obraz
Trzeci regularny album Alice in Chains powstawał w trudnym okresie. Po wydaniu "Jar of Flies" zespół znalazł się na skraju rozpadu, z powodu pogarszającego się stanu uzależnionego od narkotyków Layne'a Staleya. Muzycy postanowili czasowo zawiesić działalność, a wokalista udał się na odwyk. Jak wiadomo, nie na wiele się to zdało, ale przynajmniej zaowocowało jednym ciekawym wydawnictwem. Staley w trakcie odwyku nawiązał współpracę z mającym podobne problemy gitarzystą Pearl Jam, Mike'em McCreadym. Muzycy założyli zespół Mad Season i nagrali ciekawy album "Above", który okazał się zarówno komercyjnym, jak i artystycznym sukcesem. Pozostali muzycy również nie próżnowali w tym okresie. Mike Inez dołączył do grupy Slash's Snakepit, z którą nagrał album "It's Five O'Clock Somewhere". Tymczasem Jerry Cantrell rozpoczął pracę nad solowym wydawnictwem. Gdy po pewnym czasie w projekt zaangażowali się Inez i Sean Kinney, postanowiono reak

[Recenzja] Alice in Chains - "Jar of Flies" EP (1994)

Obraz
"Jar of Flies" to jedna z najsłynniejszych i najlepiej się sprzedających EPek w historii fonografii. Zarejestrowana została we wrześniu 1993 roku w dwóch turach, w dwóch różnych studiach. W nagraniach wziął udział nowy basista - pożyczony od Ozzy'ego Osbourne'a Mike Inez - który zajął miejsce zwolnionego za nadużywanie narkotyków Mike'a Starra. Półgodzinny materiał jest całkiem różnorodny, pokazujący szerokie inspiracje. Choć podobnie jak na poprzedniej EPce, "Sap", dominują tutaj brzmienia akustyczne, tym razem większą rolę odgrywa elektryczna gitara. Czymś zupełnie nowym było natomiast rozszerzenie instrumentarium w niektórych kawałkach o smyczki lub harmonijkę. Utwory w rodzaju "Rotten Apple" i "I Stay Away", pomimo lżejszego brzmienia, zachowują charakterystyczny dla grupy brud i ponury nastrój. Od właściwiej twórczości zespołu nie odstaje także melancholijny "Nutshell" - bardzo ładny utwór, ze zgrabną melodią

[Recenzja] Alice in Chains - "Dirt" (1992)

Obraz
Już debiutancki album Alice in Chains, "Facelift", zwrócił na zespół uwagę mainstreamowej publiczności, ale nieporównywalnie większy sukces przeszedł dwa lata później. Nie stało się tak bez przyczyny. Na pewno pomogła popularność, jaką w międzyczasie zdobyły inne zespoły wywodzące się ze sceny Seattle - Soundgarden ("Badmotorfinger"), Pearl Jam ("Ten") i przede wszystkim Nirvana ("Nevermind"). Uwaga muzycznych mediów skupiła się na nurcie nazwanym przez nie grunge'em, a twórczość jego przedstawicieli została uznana prawdziwym objawieniem muzyki rockowej - inna sprawa, że w znacznie mierze był to raczej powrót do lat 70., niż faktycznie coś nowego. Wydając we wrześniu 1992 roku swój drugi studyjny album, "Dirt", Alice in Chains był już więc nie tylko rozpoznawalnym zespołem, ale także przedstawicielem najmodniejszego wówczas stylu. Jednak na wielki sukces tego wydawnictwa z pewnością wpłynęła też sama jego zawartość. Zespół dop

[Recenzja] Iron Maiden - "Maiden England '88" (2013)

Obraz
Koncertowa część dyskografii Iron Maiden nie jest może bardzo obszerna, ale większość pozycji kompletnie nic nie wnosi. Nie dość, że ich repertuar jest mało urozmaicony, to jeszcze wykonania poszczególnych kompozycji niespecjalnie się między sobą różnią. Niestety, niewiele w tej kwestii zmienia najnowsze wydawnictwo, "Maiden England '88". Z tym najnowszym to może trochę przesada, bo znaczna część materiału znana jest od lat. Fragmenty występów z 27 i 28 listopada 1988 roku w National Exhibition Centre w Birmingham, odbywających się w ramach trasy promującej album "Seventh Son of a Seventh Son", już niespełna dweanaście miesięcy później trafiły na kasetę VHS o znajomym tytule "Maiden England". Wydana pięć lat później reedycja oprócz kasety zawierała też płytę CD z tym samym, choć nieco okrojonym materiałem - pominięto obecne na video utwory "Can I Play with Madness" i "Hallowed Be Thy Name". Jednak dopiero tegoroczne wznowienie