Posty

[Recenzja] The Beatles - "Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band" (1967)

Obraz
Jeden z najważniejszych i najbardziej inspirujących albumów w historii muzyki. Zespół zaproponował tu wiele prekursorskich rozwiązań. To jeden z pierwszych albumów koncepcyjnych - wyprzedziły go tylko "Freak Out" The Mothers of Invention i "Pet Sounds" The Beach Boys, które zresztą były główną inspiracją dla powstania "Sgt. Pepper's Lonely Hearts Club Band". Beatlesi jednak, jak zwykle, wyprzedzili konkurencję i poszli o krok dalej. Ich longplay to nie tylko zbiór powiązanych ze sobą tematycznie utworów (de facto, teksty mają ze sobą bardzo luźny związek). To przede wszystkim cała towarzysząca otoczka, zaczynając od stworzenia Orkiestry Sierżanta Pieprza, w którą wcielili się członkowie zespołu, przywdziewając specjalnie zaprojektowane stroje, a kończąc na niezwykłej okładce i dołączonych do płyty gadżetach. To wszystko tworzy nierozerwalną całość z zawartością muzyczną, która została przygotowana w formie "występu" owej fikcyjnej Orki

[Recenzja] The Beatles - "Revolver" (1966)

Obraz
Przełomowym momentem w historii The Beatles był występ w San Francisco, 29 sierpnia 1966 roku. Jak się później okazało - ostatni, jaki dał zespół (nie licząc słynnego występu na dachu siedziby Apple). Muzycy od pewnego czasu przestali czerpać radość z grania na żywo, jednak czarę goryczy przepełnił występ w St. Louis, 21 sierpnia. Grupa grała wówczas na otwartym powietrzu w trakcie ulewnego deszczu, ryzykując porażenie prądem z instrumentów. Dziś taka decyzja może wydawać się niezrozumiała. Już przecież niedługo później pojawili się tacy wykonawcy, jak Cream czy The Jimi Hendrix Experience, dzięki którym występy na żywo stały się równie ważne, a może nawet ważniejsze, co wydawnictwa studyjne. Jednak Beatlesi, jako najsłynniejszy zespół świata, mogli sobie pozwolić na wszystko. Decyzja ta miała też pozytywne skutki. Muzycy w końcu mieli wystarczająco dużo czasu na tworzenie nowych kompozycji i pracę w studiu. A ponieważ nie ograniczała ich już konieczność odtwarzania swoich u

[Recenzja] The Beatles - "Rubber Soul" (1965)

Obraz
"Rubber Soul" to album przełomowy i dowód ewolucji, jaką przeszła muzyka w połowie lat 60. Do tamtej pory w biznesie muzycznym liczyły się praktycznie tylko single. Płyty długogrające były tylko kompilacjami, na których umieszczano kilka najnowszych przebojów (napędzających sprzedaż), a resztę czasu zapełniano odrzutami, które były zbyt słabe na single. Oczywiście, wśród tych ostatnich trafiały się czasem jakieś niedoceniane utwory. Wielką rzadkością były jednak longplaye, na których wszystkie utwory trzymałyby poziom (samym Beatlesom udało się to tylko raz, na "A Hard Day's Night"). Duża ilość słabszych kawałków wynikała z ówczesnych reguł muzycznego biznesu, zmuszających wykonawców do wydawania w ciągu roku co najmniej dwóch płyt długogrających z nowym materiałem. Do tego dochodziły koncerty i obowiązkowe występy w nieliczonych programach telewizyjnych. Powiew świeżości przyniosła już sama okładka "Rubber Soul", łamiąca sztywne zasady obowiązu

[Recenzja] The Beatles - "Help!" (1965)

Obraz
Pierwszy film z udziałem Beatlesów, "A Hard Day's Night", okazał się ogromnym sukcesem - przynajmniej komercyjnym. Nic więc dziwnego, że niemal od razu zabrano się za kręcenie kolejnego, tym razem zatytułowanego "Help!". Podobnie jak poprzednim razem, filmowi towarzyszył tak samo zatytułowany longplay. Europejskie wydanie tylko w połowie składało się z utworów napisanych na potrzeby filmu - wypełniły one stronę A, podczas gdy na stronie B znalazło się siedem innych, premierowych kawałków. Amerykańskie wydanie zawierało natomiast tylko filmowe utwory - siedem piosenek zespołu oraz nagrania orkiestrowe (w tym wersje starszych kawałków zespołu, jak "A Hard Day's Night" czy "From Me to You", a także premierowe nagrania autorstwa brytyjskiego kompozytora Kena Thorne'a). W recenzji skupiam się na materiale z europejskiego wydania. "Help!" jest właśnie tym wydawnictwem zespołu, na którym zaczęły być słyszalne jego ambicj

[Recenzja] The Beatles - "Beatles for Sale" (1964)

Obraz
Rosnąca popularność, niezliczona ilość zaproszeń do programów telewizyjnych, koncertowe zobowiązania oraz konieczność wydawania dwóch płyt długogrających rocznie - to wszystko sprawiło, że zespół nie mógł poświęcić zbyt wiele czasu na tworzenie nowego materiału. A efekt tego wyraźnie słychać na czwartym wydawnictwie grupy, zatytułowanym "Beatles for Sale". Z braku wystarczającej ilości nowego materiału, muzycy znów musieli wspomóc się przeróbkami. I, jak zwykle (pomijając słynny "Twist and Shout"), nie wyszło z tego nic dobrego. Cudze kompozycje są wykonane bez pomysłu, rażą sztampą ( np. "Rock and Roll Music" Chucka Berry'ego, "Honey Don't" Carla Perkinsa), banałem (np. "Words of Love" Buddy'ego Holly'ego) i archaicznym brzmieniem. Niestety, równie nijako wypada tym razem zdecydowana większość autorskich kawałków, czego przykładem mdłe melodyjnie "No Reply", "Every Little Thing" lub "I

[Recenzja] The Beatles - "A Hard Day's Night" (1964)

Obraz
W 1964 roku cały świat już szalał na punkcie Beatlesów. Nic dziwnego, że na fali popularności grupy postanowiono stworzyć film przedstawiający jeden dzień z życia muzyków (fabularnie podkoloryzowany), nakręcony oczywiście z ich udziałem. Chwytliwy tytuł to zasługa Ringo Starra, który wypowiedział te słowa w czasach, gdy grupa wciąż pracowała na swój sukces, grając po kilka koncertów dziennie w hamburskich klubach.  Pracowaliśmy całymi dniami, a czasem zdarzało się, że i nocami - mówił perkusista. Któregoś razu, myśląc sobie o tym jaki to był dzień, powiedziałem: "It's been a hard day...", rozejrzałem się w tym momencie i spostrzegłem, że już jest ciemno, więc dodałem: "...'s night". I tak doszliśmy do "A hard day's night" . "A Hard Day's Night" to także tytuł trzeciego albumu zespołu. Wcześniejsze, amerykańskie wydanie z czerwca 1964 roku jest po prostu ścieżką dźwiękową do filmu - złożyło się na nią osiem premierowych k

[Recenzja] The Beatles - "With the Beatles" (1963)

Obraz
"With the Beatles" ukazał się zaledwie osiem miesięcy po debiutanckim "Please Please Me". W międzyczasie zespół wydał trzy megapopularne single - "From Me to You", "She Loves You" i "I Want to Hold Your Hand" (wszystkie doszły na szczyt UK Singles Chart, dwa ostatnie zdobyły także szczyt amerykańskiego notowania), doprowadzając do wybuchu tzw. Beatlemanii. Żaden z tych kawałków nie został jednak powtórzony na "With the Beatles". Taka obowiązywała wówczas w Wielkiej Brytanii polityka wydawnicza - starano się nie dublować piosenek na singlach i długograjach, aby nie szkodziły nawzajem swojej sprzedaży. Zespół musiał zatem w pośpiechu przygotować nowy materiał. Wśród czternastu nagrań znalazło się sześć przeróbek cudzych kompozycji, co stanowi mały postęp w stosunku do debiutu. To jedno, lecz jakość tego materiału to już inna sprawa. Niestety, ale większość kawałków okrutnie się postarzała, żeby wymienić tylko "Litt

[Recenzja] The Beatles - "Please Please Me" (1963)

Obraz
Wpływ The Beatles na całą późniejszą muzykę jest niezaprzeczalny. Był to bez wątpienia jeden z najbardziej kreatywnych i inspirujących zespołów w dziejach rocka. Ale nie na swoich wczesnych albumach, które z dzisiejszej perspektywy nie są - eufemistycznie mówiąc - zbyt imponujące. To tylko zbiory prostych, naiwnych piosenek, utrzymanych na pograniczu popu i rock and rolla. Czasem mających sporo uroku, ale zwykle banalnych i rażących archaizmem. Muzyka rockowa rozwijała się w tamtym czasie tak dynamicznie, że już po dwóch, trzech latach te wczesne dokonania Beatlesów bardzo mocno się zestarzały. Szczególnie dotyczy to debiutanckiego "Please Please Me". Album wypełnia czternaście piosenek, w tym aż osiem własnych (podpisanych nazwiskami Johna Lennona i Paula McCartneya, którzy umówili się, że zawsze będą wspólnie podpisywać swoje kompozycje, nawet jeśli faktycznie tylko jeden z nich za nie odpowiada). Napisałem "aż", ponieważ w tamtym czasie granie własnych k