Posty

[Recenzja] Iron Maiden - "Powerslave" (1984)

Obraz
Nie będę silił się na oryginalność. Powszechna opinia, że "Powerslave" to przede wszystkim dwa pierwsze i dwa ostatnie utwory, a środkowe cztery są znacznie słabsze, nie wzięła się przecież znikąd. Nie brakuje co prawda fanów, upierających się, że środek albumu (lub chociaż jego fragmenty) jest tak samo dobry, jak reszta, ale tak już jest z fanami - zamiast poznawać nowe rzeczy, wolą katować się w kółko płytami swoich ulubieńców, aż zaczynają lubić nawet te najbardziej niesłuchalne kawałki. Będą się tak męczyć, zamiast odkrywać, jak wiele istnieje na świecie wspaniałej i różnorodnej muzyki, a potem pogodzić z faktem, że taki "Powerslave" to tak naprawdę średni album. Choć, przyznaję, w swojej stylistyce nawet całkiem przyzwoity. Rozpoczynający całość "Aces High", choć należący do tej lepszej połowy albumu, to dość toporny kawałek w szybkim tempie, z wkurzającym Dickinsonem. Dobra rzecz do rozgrzewania publiczności na koncertach i absolutnie nic p

[Recenzja] Iron Maiden - "Piece of Mind" (1983)

Obraz
Na tym albumie zadebiutował najbardziej klasyczny skład Iron Maiden. Do basisty Steve'a Harrisa, gitarzystów Dave'a Murraya i Adriana Smitha oraz wokalisty Bruce'a Dickinsona dołączył bębniarz Nicko McBrain. Ten właśnie kwintet przetrwał do końca lat 80., a następnie powrócił pod koniec zeszłego stulecia, choć już poszerzony o dodatkowego gitarzystę. Właśnie na te dwa okresy przypadła większość największych sukcesów zespołu. "Piece of Mind" pozostaje jednak trochę w cieniu zarówno poprzedzającego go "The Number of the Beast", jak i kolejnego "Powerslave". Prawdę mówiąc, nie jestem tym zdziwiony. Zdecydowanie najlepiej prezentują się tu te bardziej rozbudowane utwory, trwające powyżej sześciu minut, a więc dwa pierwsze i ostatni. Mocarne otwarcie zapewnia "Where Eagles Dare", zainspirowany filmem "Tylko dla orłów". To jeden z cięższych utworów w dorobku Iron Maiden, oparty przede wszystkim na potężnej grze sekcji rytmicz

[Recenzja] Iron Maiden - "The Number of the Beast" (1982)

Obraz
"The Number of the Beast" to najsłynniejszy album Iron Maiden. Prawdopodobnie również najważniejszy. Właśnie na nim styl zespołu okrzepł, a wszystkie elementy znalazły się na swoim miejscu. Włącznie z wokalistą Bruce'em Dickinsonem, który zajął miejsce Paula Di'Anno, wyrzuconego za zbyt rozrywkowy tryb życia. Nowy śpiewak dysponuje znacznie większymi umiejętnościami i szerszą skalą głosu, choć irytować może jego nieco teatralna maniera i co wyższe partie, które często przekraczają granicę kiczu. Na "The Number of the Beast" Dickinson pokazuje się zarówno od swojej najlepszej, jak i najgorszej strony. Przykładem tego drugiego są przede wszystkim refreny "Run to the Hills" i "Invaders" - zaśpiewane okropnie wysoko, do tego strasznie banalne i infantylne. Z drugiej strony mamy jednak "Hallowed Be Thy Name", w którym wokalista ciekawie interpretuje tekst o skazańcu czekającym na egzekucję, zaś pewna teatralność tylko podkreśl

[Recenzja] Iron Maiden - "Killers" (1981)

Obraz
Drugi album Iron Maiden przyniósł dwie istotne zmiany. Pierwsza to odejście Dennisa Strattona, którego miejsce zajął Adrian Smith, tworząc wraz z Dave'em Murrayem jeden z najsłynniejszych i najbardziej rozpoznawalnych gitarowych duetów. Co ciekawe, muzycy występowali razem już wcześniej, w amatorskiej grupie Urchin. Druga zmiana nastąpiła na stanowisku producenta - zespół zgłosił się do samego Martina Bircha, znanego ze współpracy m.in. z Deep Purple, Fleetwood Mac, Wishbone Ash, Rainbow, Whitesnake i Black Sabbath. Dzięki niemu brzmienie stało się bardziej klarowne, tracąc niestety naturalną surowość. Sesje nagraniowe "Killers" rozpoczęły się niespełna rok po zakończeniu prac na albumem debiutanckim. Muzycy nieco się pośpieszyli, bo od tamtego czasu zdołali napisać tylko dwa nowe utwory ("Murders in a Rue Morgue" i "Prodigal Son"). Musieli ratować się kawałkami stworzonymi jeszcze w latach 70., które odrzucili podczas poprzedniej sesji, bo a

[Recenzja] Iron Maiden - "Iron Maiden" (1980)

Obraz
Debiutancki album Iron Maiden jest, na tle późniejszej twórczości zespołu, całkiem różnorodnym wydawnictwem. Wyraźnie słychać, że muzycy czerpali inspiracje nie tylko od prekursorów metalu - na czele z Deep Purple, UFO i Judas Priest - ale także z bardziej wyrafinowanego grania z okolic Wishbone Ash. Ciekawie kontrastuje z tym surowe, brudne brzmienie, które wraz z agresywnym i dość niechlujnym sposobem śpiewania Paula Di'Anno, dodaje całości nieco punkrockowego charakteru. Co jest dość ironiczne, biorąc pod uwagę niechęć do punk rocka, jaką przejawiali niektórzy członkowie zespołu, z basistą i głównym kompozytorem Steve'em Harrisem na czele. Album przyniósł grupie dwie istotne kompozycje. Utwór "Iron Maiden", łączący bardzo prostą grę sekcji rytmicznej z nieco bardziej skompilowanymi harmoniami gitarowymi, stał się prawdziwym hymnem zespołu, bez którego nie odbył się żaden jego koncert. Grupa do dziś chętnie wykonuje na żywo także uwielbiany przez fanów "

[Recenzja] Pink Floyd - "The Final Cut" (1983)

Obraz
Po trudach związanych z nagrywaniem albumu "The Wall", promującą go trasą i pracą nad tak samo zatytułowanym filmem, muzycy Pink Floyd postanowili zrobić sobie nieokreślonej długości przerwę. Zespół praktycznie i tak już nie istniał. Był tylko Roger Waters, który w razie potrzeby wzywał do studia Dave'a Gilmoura i Nicka Masona (ale już nie Ricka Wrighta, z którym poróżnił się podczas nagrywania "The Wall"), a także innych muzyków sesyjnych. W planach było jedynie opublikowanie wydawnictwa o tytule "Spare Brick", na którym miały znaleźć się utwory nagrane specjalnie do filmu "The Wall" - głównie alternatywne wersje kompozycji z albumu, ale także jeden odrzut z sesji ("What Shall We Do Now?") i jedna premiera ("When the Tigers Broke Free"). Gdy jednak w marcu 1982 roku wybuchła wojna o Falklandy, Waters postanowił wyrazić swój sprzeciw, tworząc zupełnie nowy materiał (tym samym pomysł "Spare Brick" poszedł

[Recenzja] Pink Floyd - "Live at Pompeii" (1981)

Obraz
Nakręcony w 1971 roku "Live at Pompeii" to wyjątkowy i dość specyficzny film. Teoretycznie jest to zapis występu zespołu, ale zarejestrowany w nietypowym miejscu, w ruinch starożytnego amfiteatru w Pompejach, a także bez udziału publiczności. W dniach od 4 do 7 października 1971 roku zespół zarejestrował tam trzy utwory: "Echoes", "A Saucerful of Secrets" i "One od These Days". Niestety, nie starczyło już czasu na nagranie kolejnych dwóch kompozycji, jakie miały być wykorzystane w filmie ("Careful with That Axe, Eugene" i "Set the Controls for the Heart of the Sun"). Zarejestrowano je więc między 13 a 20 grudnia, w paryskim Studio Europasonor. Zupełnie spontanicznie doszło wówczas także do nagrania zaimprowizowanego bluesa, w którym gościnnie wystąpił... pies o imieniu Nobs, powtarzający swoim szczekaniem melodię graną przez Davida Gilmoura na harmonijce - tak powstało "Mademoiselle Nobs". Dla współczes

[Recenzja] Pink Floyd - "The Wall" (1979)

Obraz
Najbardziej znane dzieło Pink Floyd zaraz po "Dark Side of the Moon". Najsłynniejsza rock opera. Najlepiej sprzedający się dwupłytowy album w historii muzyki. "The Wall" jest bez wątpienia ważnym wydawnictwem. Ale też nieco przecenianym. Pod względem muzycznym jest to po prostu zbiór zwyczajnych rockowych piosenek. A warstwa tekstowa - często uznawana za główny atut tego wydawnictwa - to typowy przerost formy nad treścią. Poniekąd autobiograficzna historia napisana przez Rogera Watersa - opowiadająca o muzyku, który przez traumy z dzieciństwa i niepowodzenia w dorosłym życiu, zaczyna budować wokół siebie metaforyczny mur - to raczej temat na jeden utwór, niż cały dwupłytowy album. Waters nie byłby jednak sobą, gdyby przez kilka utworów nie wyżalał się na swoje dzieciństwo bez ojca (który zginął podczas II wojny światowej), a przez pozostałe nie krytykował przemysłu muzycznego i całego otaczającego go świata. "The Wall" balansuje na granicy bycia a