[Recenzja] Tool - "Undertow" (1993)



Wywiad z samym sobą.

Co sądzisz o Tool?

To chyba najczęstsze pytanie (a przynajmniej najczęstsze tego typu), jakie pojawia się w komentarzach. Szczerze mówiąc, jestem nim już strasznie znudzony i właśnie dlatego zdecydowałem się na tę rozmowę, abym nie musiał już wracać do tego tematu. Sam zespół jest mi kompletnie obojętny i raczej niewiele mam na jego temat do powiedzenia.

Ułatwię ci zadanie. Do kogo byś go porównał?

Do Rush i Guns N' Roses.

Serio? No, Rush to rozumiem, bo to też wybitny przedstawiciel rocka progresywnego w cięższej odmianie. Ale z tym Guns N' Roses to chyba wyłącznie zła wola.

Nic nie rozumiesz ;) Twórczość Rush i Tool może wydawać się wybitna w porównaniu z rockowym mainstreamem, bo na jego tle członkowie tych grup faktycznie posiadają nieco większe umiejętności. Ale jak się posłucha różnych bardziej awangardowych wykonawców - powiedzmy, że Franka Zappy, Captaina Beefhearta, Can, Henry Cow, Magmy, Gentle Giant, Gong, Soft Machine, King Crimson, Van der Graaf Generator czy nawet wczesnego Pink Floyd - to ma się zupełnie inną perspektywę, a opinie, jaka to muzyka Rush czy Tool jest progresywna, pokręcona i ambitna, wywołują jedynie uśmiech. Pierwsze albumy Rush to po prostu typowy dla połowy lat 70. hard rock, na eponimicznym debiucie zabarwiony bluesowo, później zdradzający inspirację rockiem progresywnym. Trochę lepiej zagrany od typowego hard rocka, może mający większe ambicje, ale wcale nie jest to dużo bardziej wyrafinowana czy kreatywna muzyka. Widzę tu wyraźną analogię z (nieeponimicznym) debiutem Tool, "Undertow". Zespół nie odchodzi tu daleko - jeśli w ogóle - od tego, co działo się w ciężkim rocku w pierwszej połowie lat 90. - słychać tu echa grunge'u i ówczesnego metalu. I znów - jest to zagrane nieco lepiej, ale to tyle. Nawet nie słychać, żeby zespół inspirował się czymś ambitniejszym. W dodatku elementy metalowe mocno go ograniczają - zwłaszcza jeśli chodzi o brzmienie i ubogie instrumentarium. Oczywiście, twórczość obu grup z czasem rozwijała się w ciekawsze rejony... ale rozmowa miała skupiać się na "Undertow".

Guns N' Roses, podobnie jak Tool, należy do ścisłej czołówki najpopularniejszych rockowych grup z lat 90. Łączy je ponadto to, że nie są zbyt kreatywne. Gunsi w ciągu nieco ponad trzydziestu lat działalności wydali ledwie 3-4 (zależy, czy "Use Your Illusion" liczyć jako dwa) albumy z premierowym materiałem i jeden z samymi przeróbkami. Nad swoim ostatnim męczyli się przez dziesięć lat, a od jego wydania minęło już drugie tyle czasu. Tool przez trzy dekady zdołał nagrać ledwie cztery albumy, z czego ostatni ukazał się 13 lat temu. Ok, podobno wkrótce ma wyjść coś nowego (oby nie tak wymęczonego, jak "Chinese Democracy"), ale to i tak bieda. Trzydzieści lat to szmat czasu. Miles Davis przez pierwsze trzy dekady działalności wydał kilkadziesiąt albumów, wymyślił cool jazz, stworzył jazz modalny, przyczynił się do rozwoju i spopularyzowania jazzu elektrycznego i fusion, zrobił też mnóstwo innych ekscytujących, nowatorskich i wpływowych rzeczy. King Crimson przez pierwsze trzydzieści lat wydał jedenaście albumów studyjnych, z których wiele faktycznie poszerzało granice muzyki rockowej, kilkakrotnie drastycznie zmieniając styl, nie idąc jednak na żadne kompromisy, lecz zachowując prawdziwie progresywne podejście. Mogę wymienić dziesiątki, jeśli nie setki wykonawców, którzy w znacznie krótszym czasie wnieśli do muzyki nieporównywalnie więcej, niż Tool przez całą swoją długą działalność. Ale już chyba dość się rozpisałem na ten temat, a nie tego miał dotyczyć ten tekst.

Pomówmy więc o "Undertow". Jest to najbardziej konwencjonalny album Tool, ale już tutaj słychać, że instrumentaliści posiadają ponadprzeciętne - jak na rockowy mainstream - umiejętności, a Maynard James Keenan jest rozpoznawalnym, wszechstronnym wokalistą. Już tutaj zespół pokazał, że potrafi pisać ciekawe utwory, jak "Prison Sex" lub "Sober"...

No, jakie jeszcze? Te dwa singlowe kawałki faktycznie się wyróżniają, głównie za sprawą najbardziej wyrazistych melodii. Ale kolejne kawałki zaczynają mi się coraz bardziej ze sobą zlewać, bo zespół nie wprowadza w nich praktycznie żadnych nowych elementów, jedzie cały czas na tych samych patentach.

W "4°" wykorzystano elektryczny sitar.

Jedynie do zagrania wstępu. A można było użyć go też w dalszej części kawałka, gdzie mógłby wejść w jakąś interakcję z pozostałymi instrumentami, albo chociaż pobrzękiwać w tle, dodając klimatu. Naprawdę, brzmienie tego albumu jest strasznie ubogie. Zwłaszcza jeśli porównać z tymi prawdziwie progresywnymi wykonawcami, którzy oprócz gitary, basu i perkusji stosowali też przeróżne instrumenty klawiszowe (akustyczne i elektryczne), dęte, smyczkowe i perkusyjne, a czasem jakieś naprawdę egzotyczne, w tym prawdziwe sitary, tambury, cytry i inne dulcimery. Natomiast jeśli już muzykom Tool tak bardzo zależało na ograniczeniu się tylko do tych instrumentów, na których mogli sami zagrać podczas koncertów, to mogli chociaż zróżnicować brzmienie samej gitary, która właściwie cały czas gra tu z takim samym natężeniem przesteru.

Jednak zdecydowanie wyróżnia się dziesiąty w kolejności, ale umieszczony na 69. ścieżce, po minucie ciszy, "Disgustipated".

Tak, ale to tylko bezsensowny kolaż, który niepotrzebnie wydłuża album z pięćdziesięciu pięciu do siedemdziesięciu minut. Nawet bez niego całość jest o dobre kilkanaście minut za długa, jak na tak monotonną muzykę.

Więc jak uzasadnisz poniższą ocenę?

To mimo wszystko solidne granie w stylu lat 90., a przy tym wykonane znacznie lepiej od reszty ówczesnej muzyki tego typu. Podoba mi się zwłaszcza to, że rola sekcji rytmicznej nie sprowadza się do prostego podkładu i grania w tle, podczas gdy gitarzysta walczy z wokalistą o uwagę słuchaczy - zamiast tego wszystkie instrumenty i wokal pełnią równoważną rolę, czasem całkiem ciekawie się uzupełniając. Prawdziwa zespołowa współpraca to coś naprawdę rzadkiego w muzyce rockowej z ostatniego 30-lecia. A tutaj jest obecna i to z całkiem dobrym efektem. I to bardzo tu cenię, ale nie mogę przejść obojętnie obok wspomnianych wcześniej wad.

Ocena: 6/10



Tool - "Undertow" (1993)

1. Intolerance; 2. Prison Sex; 3. Sober; 4. Bottom; 5. Crawl Away; 6. Swamp Song; 7. Undertow; 8. 4°; 9. Flood; 10. Disgustipated

Skład: Maynard James Keenan - wokal; Adam Jones - gitara, sitar (8); Paul D'Amour - gitara basowa; Danny Carey - perkusja
Gościnnie: Henry Rollins - wokal (4); Chris Haskett - efekty (10)
Producent: Sylvia Massy i Tool


Komentarze

  1. Oj tam, oj tam panie Pawle. Przepraszam, że użyję na pana blogu niezbyt grzecznego określenia, ale gdy ta płyta ukaże się w końcu po 13 latach, to pewni osobnicy w TR zaczną się 'spuszczac' w swych recenzjach. Czekają już na to kilka ładnych lat ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Recenzję pewnie mają już dawno napisaną, taką na 5/5, tylko czekają aż będzie dostępny odsłuch (dla nich przedpremierowo, dzięki układowi z wytwórnią), żeby odpowiednio dopasować tytuły. Zapewne gotowa jest też już druga wkładka o tym zespole, w której połowa tekstu to streszczenie działalności do 2006 roku, a druga połowa to kompilacja wypowiedzi muzyków z ostatnich trzynastu lat o postępach w pracy nad nowym albumem. Plus oczywiście recenzje, w których żaden album nie dostanie oceny niższej od 4/5 ;)

      Usuń
    2. We wkładce z 2006 roku były takie oceny:
      Undertow - 4/5
      Aenima - 4/5
      Laterlaus - 5/5
      10,000 Days - 4,5/5

      Obstawiam, że teraz będzie więcej dla drugiego i mniej dla czwartego.

      Usuń
    3. Gdy są odsłuchy płyt przedpremierowe, rozmowy z muzykami od ręki, darmowe płyty i wstępy na koncerty to czemuż się dziwić. Minimum 4 musi być ;)
      Osobiście podzielam pana zdanie na temat Tool, że jest to zespół, który podkreśla umiejętności wszystkich muzyków, a nie wyścigi gitarzysty z wokalistą. Lubię Aenime i Lateralus. 10000days juwazam, że powstał z rozpędu. Zostało pomysłów z Lateralus i było co nagrać. Widocznie wena twórcza wróciła po 13 latach, choć osobiście uważam, że muzycy mieli z czego żyć i doszli do wniosku, że nagrać po raz kolejny Aenime może uwłaczać 'inteligencji' ich odbiorców. Stąd pewnie ta przerwa. Teraz po latach można zagrać to samo w innej melodia i pojechać na nostalgii fanów. Nie będą się czepiać, że to już było, w końcu dostaną po tylu latach to na co czekali, a że będzie to odcinanie kuponów od sławy, kto się będzie tym przejmował ;)

      Usuń
  2. Nikt nie spodziewał się tej recenzji, w końcu jest.

    OdpowiedzUsuń
  3. Pamiętam jak pierwszy raz przesłuchałem całą dyskografię i zastanawiałem się dlaczego to jest tak nudne i długie...

    OdpowiedzUsuń
  4. Z tym najczęstszym pytaniem tego typu, to mnie zdziwiłeś. Z łatwością wymieniłbym przynajmniej kilkanaście moim zdaniem ciekawszych wykonawców do takiego pytania. Aczkolwiek stara(łe)m się go unikać, bo domyślam się, że (zwł. powtarzania się) takich zbytnio nie lubisz, więc wystarczą mi twoje oceny na RYMie, no chyba że naprawdę mocno różnią się od tego, czego się spodziewałem (mam w planach zawrzeć przy okazji komentarzy pod lekko związanymi płytami dwa takie albumy bez recenzji, które kiedyś miałeś chyba ocenione jeszcze niżej - co w sumie może coś znaczyć - ale wciąż są moim zdaniem niedocenione... albo to ja je przeceniłem. Nie musisz się nawet odnosić, to tylko sugestie, żebyś kiedyś dał im jeszcze szansę).

    Jakimś cudem tak się stało, że przed twoimi recenzjami nie znałem tego zespołu, ale po przesłuchaniu dyskografii stwierdziłem, że raczej dużo nie straciłem. Może nie jest to obiektywnie jakaś okropna muzyka, ale jest ona po prostu, cóż, nudna. Nawet słuchanie większości ich kawałków pojedynczo mnie nuży, a co dopiero całych albumów.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie lubię pytań o recenzje konkretnych wykonawców, bo pojawiają się w zupełnie przypadkowych miejscach, powtarzają się, a odpowiedź na nie zwykle brzmi, że nie mam w planach. Bo ja tak naprawdę nie mam jakiś dalekosiężnych planów, skupiam się głównie na nowych wydawnictwach oraz kontynuacji tych rozpoczętych wykonawców / nurtów.

      Tool to był, mimo wszystko, jeden z ciekawszych metalowych zespołów przełomu wieków. Fakt, że konkurencja była słaba, ale coś tam jednak powstawało, a wyżej oceniam tylko Death.

      Usuń
    2. Faktycznie, wolę już te płyty Tool z tego okresu niż np. okropne “Jane Doe” Converge (dla mnie kompletnie niesłuchalne, 45 minut zgiełku i darcia się niemal bez przerwy) albo “Toxicity” System of a Down (nawet jeśli nie podpada to pod nu metal, to wg mnie jest od niego niewiele lepsze).

      Usuń
    3. O tak, "Jane Doe" jest przeokropne. SOAD słuchałem jako nastolatek i nie przetrwał próby czasu, gdy poznałem coś więcej, niż te kilkanaście najbardziej wtedy promowanych grup w mediach. W tych łagodniejszych momentach jeszcze można wyłapać jakąś ciekawszą melodię, w których czasem słychać armeńskie pochodzenie muzyków, choć pewnie jest to strasznie strywializowane w porównaniu z prawdziwą ludową muzyką z regionu, no ale jak zaczynają łoić, czyli przez większość czasu, to jest to infantylne i toporne do bólu.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024