[Recenzja] Return to Forever - "No Mystery" (1975)



Muzyka fusion w drugiej połowie lat 70. drastycznie zmieniła swój charakter. Jeszcze kilka lat wcześniej cechowała ją olbrzymia kreatywność i eksperymentalne podejście. Z czasem jednak jej twórcy postanowili otworzyć się na szersze grono mniej wymagających słuchaczy. Ich twórczość stawała się coraz bardziej przystępna, znacznie prostsza, bliża mainstreamowego rocka czy funku, niż swoich jazzowych korzeni. Aby się o tym przekonać, wystarczy prześledzić, jak w ciągu wspomnianej dekady zmieniała się twórczość Herbiego Hancocka, grupy Weather Report czy Chicka Corei i jego Return to Forever. Wszyscy oni przeszli drogę od często dość radykalnych eksperymentów z brzmieniem, rytmiką lub harmonią, do grania niezbyt wyrafinowanej, prostych prawie-piosenek.

Chick Corea jeszcze na początku lat 70. grał radykalny free jazz w kwartecie Circle. Już po skompletowaniu pierwszego składu Return to Forever zwrócił się w stronę bardziej przystępnej, delikatniejszej muzyki, przeważnie jednak bardziej finezyjnej. Jednak już "Hymn of the Seventh Galaxy" i "Where Have I Known You Before" przyniosły muzykę o bardziej rockowym charakterze, a tym samym mniej wyrafinowaną pod względem rytmicznym czy harmonicznym, Przynajmniej ten ostatni album pokazał, że i w takiej stylistyce zespół potrafi zaproponować coś interesującego. Jednak już jego następca, nagrany w tym samym składzie "No Mystery", poszedł za daleko w stronę ówczesnego mainstreamu, zdominowanego przez funkowe rytmy i plastikowe syntezatory.

Wcześniejsze albumy zespołu były zdominowane przez kompozycje lidera. Tym razem Corea nakłonił pozostałych muzyków, by też coś napisali. Efekty wypełniają pierwszą stronę winylowego wydania "No Mystery". Basista Stanley Clarke napisał "Dayride" i - wspólnie z liderem - "Jungle Waterfall", Al Di Meola zadebiutował jako kompozytor w "Flight of the Newborn", a Lenny White w "Sofistifunk", natomiast "Excerpt from the First Movement of Heavy Metal" podpisany jest przez cały skład. Utwory te są w większości krótkie - trwają około trzech minut (jedynie "Flight..." jest ponad dwukrotnie dłuższy, ale raczej niewiele by stracił, gdyby nie był). Oparte na prostych, tanecznych rytmach, którym towarzyszą rockowe partie gitary Di Meoli i tandetne, przesłodzone brzmienie syntezatorów Corei (rzadziej grającego na innych klawiszach). Swoją drogą kuriozalny jest kontrast między uproszczoną rytmiką i plastikowym brzmieniem klawiszy grających banalne melodie, a niewyzbytą skłonnością muzyków do technicznego kuglarstwa (w czym najczęściej przoduje gitarzysta). Wszystkie te nagrania są już właściwie całkiem pozbawione wyrafinowania i kreatywności, jakie można znaleźć na wcześniejszych albumach zespołu.

Sami muzycy najwyraźniej zatęsknili za czasami, gdy grali mniej komercyjną muzykę. Na to przynajmniej wskazuje druga strona winylowego wydania. W tytułowej kompozycji lidera cały skład przerzuca się na akustyczne instrumenty. Podobnie jest w "Interplay" podpisanym przez Coreę i Clarke'a, z tą różnicą, że tutaj kompozytorzy wystąpili w duecie. I są to zdecydowanie najbardziej udane momenty tego albumu. Instrumentaliści w końcu grają z większa finezją, nie popisując się za bardzo techniką, w większym stopniu stawiając na wzajemną interakcję (w końcu taki tytuł, jak "Interplay", zobowiązuje). Dwuczęściowy finał albumu, skomponowany przez Coreę "Celebration Suite", to powrót do zelektryfikowanych brzmień, ale tym razem forma jest bardziej ambitna. Wyraźne wpływy muzyki latynoskiej przypominają o takich utworach, jak "La Fiesta" z "Return to Forever" czy "Spain" z "Light as a Feather". Zespół zbliżył się tutaj do stylistyki pierwszego składu, pamiętając jednak o swoich późniejszych doświadczeniach, a efekt jest całkiem udany. Chick korzysta tutaj z szerszej palety brzmień klawiszowych, sięga i po elektryczne pianino, i po syntezator, który jednak w tym utworze nie brzmi przesadnie plastikowo, a gra muzyka jest na pewno bardziej finezyjna.

Trudno ocenić taki album, jak "No Mystery". Poszczególne strony płyty winylowej brzmią jak dwa zupełnie inne wydawnictwa. Pierwsza połowa jest oznaką całkowitej degeneracji nurtu fusion - razi banałem, sztampą, kuriozalnym połączeniem prostoty i efekciarstwa, a także śmiesznym brzmieniem syntezatora. Cały album w takim stylu nie zasługiwałby na więcej, niż 4/10. Ale jest jeszcze druga połowa, na której zespół pokazuje się od znacznie ciekawszej strony. I to już jest granie na co najmniej 8/10. Poniższa ocena jest zatem średnią ocen obu stron longplaya. Jest ona oczywiście nieco naciągnięta - uważam, że album powinien bronić się w całości, a nie fragmentami - jednak druga połowa naprawdę zasługuje na uwagę. 

Ocena: 6/10



Return to Forever - "No Mystery" (1975)

1. Dayride; 2. Jungle Waterfall; 3. Flight of the Newborn; 4. Sofistifunk; 5. Excerpt from the First Movement of Heavy Metal; 6. No Mystery; 7. Interplay; 8. Celebration Suite (Part I); 9. Celebration Suite (Part II)

Skład: Chick Corea - instr. klawiszowe, instr. perkusyjne, wokal; Al Di Meola - gitara; Stanley Clarke - gitara basowa, kontrabas, instr. klawiszowe, wokal; Lenny White - perkusja i instr. perkusyjne
Producent: Chick Corea i Shelly Yakus


Komentarze

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Present - "This Is NOT the End" (2024)

[Recenzja] Republika - "Nowe sytuacje" (1983) / "1984" (1984)