[Recenzja] Kultivator ‎- "Barndomens Stigar" (1981)



Pod koniec lat 70. progowy mainstream stał się wtórny i nieinteresujący, jednak poza głównym nurtem wciąż działo się wiele ciekawych rzeczy. Sam 1981 rok przyniósł mnóstwo interesującej muzyki z okolic progresywnego rocka, w większości niezbyt znanej. King Crimson wrócił z bardzo świeżym "Discipline", ukazał się trzeci album Art Bears - "The World as It Is Today", a Fred Frith wziął też udział w kilku innych interesujących projektach ("Killing Time" Massacre, "Memory Serves" Material), Dün wydał swój jedyny longplay "Eros", Magma opublikowała potężny materiał koncertowy - "Rétrospective". Nie można też zapomnieć o "Deceit" This Heat, ani o "Desire" Tuxedomoon. Jednym z ciekawszych wydawnictw - i to nie tylko tego roku - jest również dzieło niemal zupełnie nieznanej szwedzkiej grupy Kultivator.

Album "Barndomens Stigar" został nagrany we wrześniu 1980 roku. Oryginalne wydanie ukazało się podobno w liczbie 503 egzemplarzy, które dziś stanowią spory rarytas dla kolekcjonerów. Na szczęście, longplay doczekał się kilku wznowień, zarówno kompaktowych, jak i winylowych - ostatnio w 2016 roku, z mnóstwem dodatkowego materiału. Dyskografia zespołu nie zawiera żadnych innych tytułów, co sprawia, że taki bonus nabiera jeszcze większej wartości. Brzmienie w większości tych nagrań nie jest najlepsze, ale nadrabiają muzyczną jakością (może z wyjątkiem przyjemnej, ale zbyt konwencjonalnej piosenki "Another Day in Life", która nie pasuje do całości). Miłą niespodzianką jest utwór "Häxdans", nagrany w 1992 roku (specjalnie na pierwsze wznowienie "Barndomens Stigar"), w którym udało się doskonale odtworzyć klimat wcześniejszego materiału. To jeden z tych rzadkich przypadków, kiedy bonusy nie zaniżają poziomu całości. A doskonałym pomysłem było umieszczenie ich na osobnym dysku (także w wersji kompaktowej).

Mnóstwo wspaniałych wrażeń dostarcza jednak już samo podstawowe wydanie. Znalazło się na nim osiem bardzo treściwych utworów, o zupełnie nieprzewidywalnej budowie. Oparte na niesamowicie intensywnej, gęstej i potężnej grze sekcji rytmicznej, z porywającymi, jazzrockowymi partiami gitary i różnych instrumentów klawiszowych, a także dziwnymi wokalami (dominuje jednak granie instrumentalne). Skojarzenia idą przede wszystkim w kierunku Magmy i zeuhlu, ale słychać też podobieństwa do sceny Canterbury, czasem nawet Mahavishnu Orchestra, czy zwykłego proga, takiego z okolic King Crimson. To sprawia, że album jest całkiem przystępny dla osób, które przerobiły już dokładnie progresywny mainstream (oczywiście ten z lat 70., włącznie z Van der Graaf Generator i Gentle Giant) i może stanowić wstęp do avant-proga. Jak to często w tamtych czasach bywało ze szwedzkimi wykonawcami, nie brakuje tu też wpływów, zwłaszcza w melodyce, nordyckiego folku, co dodatkowo podkreślają partie fletu. Nie będę szczegółowo opisywał poszczególnych utworów, bo dzieje się w nich wiele, a najlepiej odkrywać to wszystko samodzielnie.

"Barndomens Stigar" to bardzo dojrzały, kreatywny i doskonały pod względem wykonania debiut. Pomimo oczywistych (ale zróżnicowanych, nie łączonych wcześniej w podobny sposób) inspiracji, brzmi naprawdę świeżo i oryginalnie - także obecnie. Zawarta tu muzyka i robi, przynajmniej na mnie, niesamowite wrażenie. Album wyróżnia się nie tylko na tle dekady, w której powstał, ale także całej muzyki progresywnej.

Ocena: 10/10



Kultivator ‎- "Barndomens Stigar" (1981)

1. Höga Hästar; 2. Vemod; 3. Småfolket; 4. Kära Jord; 5. Barndomens Stigar; 6. Grottekvarnen; 7. Vårföl; 8. Novarest

Skład: Jonas Linge - gitara, wokal; Ingemo Rylander - flet, pianino, wokal; Johan Hedren - organy, pianino, syntezator; Stefan Carlsson - gitara basowa; Johan Svärd - perkusja i instr. perkusyjne
Gościnnie: Hädan Sväv - dodatkowy wokal
Producent: Kultivator


Komentarze

  1. Dzisiaj słuchałem po raz pierwszy, bardzo dobra płyta, na pewno do niej wrócę.

    OdpowiedzUsuń
  2. Świetny album, świetne rozwiązania melodyczne i wokalizy. Gęsta gra gitary i sekcji rytmicznej która również jest energetyczna. Specyficzny klimat i styl grupy, a "Another Day in Life" rzeczywiście zaniża poziom usłyszałem to już przy pierwszym przesłuchaniu. Płyta jako całość 8 utworów jest świetna ale słuchana w całości z dodatkami może już zmęczyć a partie fletu w dodatkowych utworach brzmią jak tandetny neo-prog.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Republika - "Nowe sytuacje" (1983) / "1984" (1984)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Extra Life - "The Sacred Vowel" (2024)

[Zapowiedź] Premiery płytowe kwiecień 2024

[Recenzja] Carme López - "Quintela" (2024)