[Recenzja] The United States of America - "The United States of America" (1968)



Pod banalną nazwą The United States of America kryje się jedna z najciekawszych i najbardziej nowatorskich grup psychodelicznych. Będąca, wraz z Silver Apples i Fifty Foot Hose, jednym z prekursorów łączenia muzyki rockowej z brzmieniami elektronicznymi. Zespół powstał w 1967 roku z inicjatywy Josepha Byrda - awangardowego kompozytora i klawiszowca, zainteresowanego elektroniką i muzyką konkretną. Do swojego projektu pozyskał wokalistkę Dorothy Moskowitz, basistę Randa Forbesa, perkusistę Craiga Woodsona, klawiszowca Eda Bogasa, oraz grającego na skrzypcach Gordona Marrona. W przeciwieństwie do zdecydowanej większości zespołów rockowych, w składzie zabrakło gitarzysty. Muzycy wydali tylko jeden album, który spotkał się z niezrozumieniem krytyków i słuchaczy, w rezultacie czego grupa się rozpadła. Podobnie jednak jak wiele innych efemerycznych grup z tamtych czasów, została odkryta po latach i stała prawdziwie kultową pozycją.

Album zawiera bardzo eksperymentalną i innowacyjną muzykę. Czerpiącą zarówno z muzyki rockowej - przede wszystkim beatlesowskiego "Sierżanta Pieprza" - jak i awangardy. Unikalnego charakteru dodają wszechobecne, skwierczące lub piszczące dźwięki prymitywnego syntezatora, uzupełniane skrzypcami, pulsującym, wyrazistym basem, nieco mechaniczną grą perkusji, a czasem także bardziej tradycyjnymi klawiszami (organy, pianino). Równie charakterystyczny jest głos Moskowitz, o ciekawej, nieco melancholijnej barwie, która doskonale dopełnia warstwę instrumentalną. Wokalnie udzielają się także Byrd i Marron, dzięki czemu warstwa wokalna jest bardzo różnorodna. Nie inaczej jest zresztą z samą muzyką. Nie brakuje tutaj żywiołowych, prawdziwie rockowych nagrań. Jak singlowy "The Garden of Earthly Delights", z fantastyczną, naprawdę chwytliwą melodią, potwierdzający wokalny talent Dorothy. Albo zadziorne "Hard Coming Love" i "Coming Down" - pierwszy z zgrzytliwymi, atonalnymi partiami skrzypiec, drugi z miejscami przesterowaną partią basu, dzięki czemu zupełnie nie odczuwa się w nich braku gitary.

Z drugiej strony, album zawiera też kilka uroczych ballad. Bardzo subtelnie wypadają "Cloud Song", wyróżniający się dalekowschodnim klimatem, oraz "Love Song for the Dead Ché", brzmiący jak pierwowzór crimsonowego "I Talk to the Wind". Inspirowany chorałami gregoriańskimi "Where Is Yesterday" to przede wszystkim rewelacyjny popis wokalny Marrona i wtórującej mu Moskowitz. Równie genialna jest warstwa muzyczna, z początku bardzo nastrojowa, ze stopniowo rosnącym napięciem. Na tle całości wyraźnie wyróżnia się natomiast "Stranded in Time", ze względu na bardzo beatlesowską melodię i aranżację - partii wokalnej Marrona towarzyszy wyłącznie akompaniament skrzypiec. Gdybym natomiast miał wskazać utwory najlepiej definiujące styl i brzmienie The USA, byłyby to utwory pierwszy i ostatni: "The American Metaphysical Circus", spięty humorystyczną klamrą parodiującą muzykę cyrkową, z łagodniejszą częścią środkową z elektronicznie przetworzonym śpiewem; oraz "The American Way of Love", będący niezwykłą żonglerką różnymi stylami i nastrojami, a zarazem doskonałym podsumowaniem całości.

Świetny album. Bardzo nowatorski, eksperymentalny i oryginalny - z wyjątkiem jednego utworu nie przypominający twórczości żadnego zespołu (może z wyjątkiem wspominanego Fifty Foot Hose, ale tylko pod pewnymi względami). A zarazem zawierający naprawdę świetne kompozycje - dość niekonwencjonalne, ale fantastyczne pod względem melodycznym. Awangardowe podejście i melodyczność rzadko idą w parze, lecz Byrdowi i spółce udało się znaleźć złoty środek.

Ocena: 9/10



The United States of America - "The United States of America" (1968)

1. The American Metaphysical Circus; 2. Hard Coming Love; 3. Cloud Song; 4. The Garden of Earthly Delights; 5. I Won't Leave My Wooden Wife for You, Sugar; 6. Where Is Yesterday; 7. Coming Down; 8. Love Song for the Dead Ché; 9. Stranded in Time; 10. The American Way of Love

Skład: Dorothy Moskowitz - wokal; Joseph Byrd - instr. klawiszowe, wokal (5,10); Gordon Marron - skrzypce, syntezator, wokal (6,9); Rand Forbes - gitara basowa; Craig Woodson - perkusja i instr. perkusyjne
Gościnnie: Ed Bogas - instr. klawiszowe
Producent: David Rubinson


Komentarze

  1. Pierwsza płyta triphopowa w historii ;) Zresztą Beth Gibbons chętnie przyznaje się do czerpania z nich inspiracji.

    OdpowiedzUsuń
  2. Tak dużo w 68 roku, Dźwiękowe kolaże przeplatane anemicznym wokalem i dobrymi melodiami. Tutaj jest prawie wszystko.

    OdpowiedzUsuń
  3. Osobiście wciąż, nie mogę się przekonać do tej grupy (może trochę wokal - pozornie w porządku- który w moim przypadku często jest współdecydujący w odbiorze danej płyty - ...po zaledwie dwóch próbach przekonałem się np.do Colosseum Live - tu jednak zdecydowała muzyka...) . Podobnie jak do Fifty Foot i Silver Apples. I choć z założenia nie przerażają mnie określenia elektroniczny lub "kosmiczny" rock (np. bardzo cenię GONG), ale coś w tym jest bo np. Hawkwind też nie lubię

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024