[Recenzja] King Crimson - "THRAK" (1995)



Na początki lat 90. Robert Fripp ponownie reaktywował King Crimson. W nowym składzie uwzględnił wszystkich muzyków, którzy towarzyszyli mu w czasach "kolorowej trylogii", a także dwóch nowicjuszy - perkusjonalistę Pata Mastelotto, oraz Treya Gunna, grającego na Chapman stick i Warr guitar (elektrycznych instrumentach strunowych, pełniących podobną rolę, co gitara basowa). Konfiguracja ta została przez Frippa nazwana "podwójnym triem", ponieważ znalazło się w niej dwóch gitarzystów, dwóch basistów i dwóch perkusistów. Pod koniec 1994 roku ukazało się pierwsze wydawnictwo odświeżonego King Crimson - sześcioutworowa EPka "VROOOM". Aż cztery pochodzące z niej utwory zostały powtórzone - w innych wersjach - na wydanym pół roku później longplayu "THRAK". Opublikowanie takiej obszernej zapowiedzi nie było zbyt fortunnym posunięciem - zespół odkrył na niej wszystkie swoje atuty. W rezultacie, album nie przyniósł żadnych niespodzianek.

Utwory zawarte na longplayu, podobnie jak te z EPki, można podzielić na trzy grupy. Do pierwszej zaliczyć należy instrumentalne kompozycje, oparte na ciężkich gitarowych riffach i skomplikowanej grze sekcji rytmicznej, zdające się nawiązywać do utworu "Red". Do tej grupy zaliczają się przede wszystkim nagrania "VROOOM" i "THRAK", oba znane już z EPki, jednak znacząco różniące się od swoich pierwowzorów. Pierwszy z nich został ponad dwukrotnie wydłużony i zaprezentowany w kilku odsłonach (otwierające całość "VROOOM" i "Coda: Marine 475", oraz zamykające ją "VROOOM VROOOM" i "VROOOM VROOOM: Coda"). Drugi jest natomiast niemal o połowę krótszy, a zatem bardziej zwarty od oryginału. Zmieniło się także - i to zdecydowanie na korzyść - brzmienie, które na albumie jest mniej skompresowane, bardziej dynamiczne. Do tej grupy zaliczyć można także "B'Boom", czyli perkusyjną solówkę Bruforda i Mastelotto.

Druga grupa to pokręcone utwory, pełne gitarowego brudu i zwariowanych partii wokalnych Belewa, a pod względem struktury dalekie od konwencjonalnych schematów. Na EPce zwiastunem takiego oblicza grupy była kompozycja "Sex Sleep Eat Drink Dream", na albumie pojawiająca się w chyba jeszcze bardziej odjechanej wersji. W podobnym stylu utrzymane są utwory "Dinosaur" i "People". Ten pierwszy momentami brzmi naprawdę przebojowo, a za sprawą wykorzystania melotronu przywołuje odrobinę klimatu najstarszych dokonań zespołu. Drugi ma natomiast bardziej elektroniczne brzmienie, wywołujące skojarzenia z "kolorową trylogią". Skoro już mowa o elektronice, to warto wspomnieć o dwóch instrumentalnych przerywnikach, "Radio I" i "Radio II", nagranych przez Frippa za pomocą tzw. "soundscapes". Te dwa nagrania są rzeczywiście czymś zupełnie świeżym, ale razem nie trwają nawet dwóch minut.

Trzecia grupa to subtelne ballady, z czystymi partiami gitar, stonowaną rytmiką i romantycznym śpiewem Belewa. Do znanego już z EPki "One Time" dołączył jeszcze ładniejszy "Walking on Air" (to w ogóle jeden z piękniejszych utworów King Crimson, a cholernie niedoceniany), oraz podzielony na dwie części "Inner Garden". Wszystkie trzy przywodzą na myśl ballady z "kolorowych" albumów (vide "Matte Kudasi", "Two Hands"), choć ich brzmienie jest mniej syntetyczne. Spotkać można się z opiniami, że nie pasują one do reszty i psują spójność całości. Jednak moim zdaniem ciekawie ją urozmaicają i dają chwilę wytchnienia pomiędzy bardziej skomplikowanymi i agresywnymi kompozycjami.

"THRAK" zdaje się być swego rodzaju pomostem między twórczością King Crimson z okresu 1972-74, a "kolorową trylogią", czerpiąc sporo elementów z obu tych etapów. Jednocześnie brzmienie jest bardziej współczesne, osadzone w latach 90., może nawet lekko grunge'owe. Wykonanie jak zwykle jest doskonałe, kompozycje się bronią, ale jako całość zdecydowanie nie jest to jeden z najlepszych albumów zespołu. Prawdę mówiąc, wszystkie wcześniejsze są moim zdaniem ciekawsze. Mimo wszystko, warto ten album znać. 

Ocena: 7/10



King Crimson - "THRAK" (1995)

1. VROOOM; 2. Coda: Marine 475; 3. Dinosaur; 4. Walking on Air; 5. B'Boom; 6. THRAK; 7. Inner Garden I; 8. People; 9. Radio I; 10. One Time; 11. Radio II; 12. Inner Garden II; 13. Sex Sleep Eat Drink Dream; 14. VROOOM VROOOM; 15. VROOOM VROOOM: Coda

Skład: Adrian Belew - wokal i gitara; Robert Fripp - gitara, melotron, efekty, dodatkowy wokal; Tony Levin - gitara basowa, kontrabas, dodatkowy wokal; Trey Gunn - Chapman stick, Warr guitar, dodatkowy wokal; Bill Bruford - perkusja i instr. perkusyjne; Pat Mastelotto - instr. perkusyjne
Producent: King Crimson i David Bottrill


Komentarze

  1. Pamiętam, jak wyszedł ten album i jak mile wtedy zaskoczył swoją różnorodnością. Czuło się, że grupa chce przerzucić pomost między swoją przeszłością a teraźniejszością. Rzeczywiście, nie jest to szczytowe osiągnięcie King Crimson, ale, mimo wszystko, "Thrak" chce się pamiętać. Nie słuchałem albumu od lat, lecz parę melodii przypominam sobie bez trudu. Istotnie, "Walking On Air" to taka zapomniana perełka, cieszę się, że o tym napisałeś.
    Okrutnie po "Thrak" rozczarowała następna studyjna płyta,taka toporna w moim odczuciu.
    Cóż, nikt nie jest doskonały.

    OdpowiedzUsuń
  2. Problem z King Crimson od "THRAK" (a nawet trochę wcześniej) po dziś dzień polega na totalnym rozproszeniu ciekawych pomysłów i fajnych nagrań pomiędzy setki (dosłownie!) płyt wydanych pod przeróżnymi szyldami. A co najgorsze te regularne, studyjne płyty King Crimson stały się de facto tylko jednymi z bardzo wielu rożnych, wydawanych przez Frippa nagrań - ani najlepszymi, ani najciekawszymi, ani nawet najbardziej dopracowanymi.

    Najbardziej jaskrawym przykładem jest tutaj przełom lat 90' i 00', kiedy to Fripp wydał sporo różnych płyt (genialne "The Repercussions of Angelic Behavior"!), w tym tak zwanych "ProjeKctów", z których cześć jest rewelacyjna (zwłaszcza ProjeKct Three, ale też ProjeKct One), część tylko dobra... ale i tak na ogół lepsza od "The ConstruKction of Light"! Kompletny absurd!

    Mam wrażenie, że od lat 90' recenzowanie King Crimson w systemie studyjnych albumów podpisanych nazwą grupy traci jakikolwiek sens...

    OdpowiedzUsuń
  3. Ja uważam się za fana KC ale ten album poznałem dopiero teraz w 2017, kupiłem własnie album 3płytowy zawierający miksy przestrzenne. BTW chwała zarówno Stevenowi W. jak i wytwórni za pomysł uprzestrzenniania płyt KC!
    Nie tylko swietnie się do tego nadają ale tez akurat miksy płyt KC są naprawdę kreatywnie zrobione, czego niestety bywa nie można powiedziec o innych tego typu wydawnictwach gdzie producent wysilił się jedynie na dodanie pogłosu w tylych głosnikach.

    KC to jest KC i pozostanie zawsze zespołem intrygującym który nigdy nie pozwala się nudzic i zawsze zaskakuje.

    Trzeba owej niezwykłosci Frippa żeby zamiast odrywac wciąz repertuar z lat 70 tych jak to robią Pink Floyd czy Yes, tworzyc nadal nowe, frapujące (czy frippujące;) rzeczy!

    Co do Thrak, płyta jest znakomita.
    I podoba mi się to cięższe, jakby grungeowe brzmienie, jakos bardziej do mnie przemawia niż np Three Of A Perfect Pair, której to plycie oczywiscie niczego nie ujmuję.

    Podwójne trio, to też tylko Fripp mógł wymyslic.

    Odnosnie Twojej recenzji uważam że jest bardzo rzeczowa, i nie przypomina pretensjonalnych i narcystycznych wytworów recenzentów na artrock.pl ;)

    Dodam że każda płyta KC to wydarzenie i przeżycie.

    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024