[Recenzja] Eric Clapton - "Slowhand" (1977)



Trzy lata po wydaniu "461 Ocean Boulevard" i dwóch albumach w międzyczasie, Clapton opublikował swoje drugie, jak się okazało, najsłynniejsze wydawnictwo. Początek longplaya wypada wręcz zaskakująco dobrze. Energetyczny i przebojowy "Cocaine" przypomina o bluesrockowych korzeniach muzyka. Główny riff nasuwa nawet skojarzenia ze starszym o dekadę "Sunshine of Your Love". Co bardziej osłuchani wiedzą jednak, że to utwór skomponowany i oryginalnie wykonany przez amerykańskiego muzyka J.J. Cale'a, którego wersja nie różni się jakość drastycznie. Clapton nie dodał tu zbyt wiele od siebie, co trochę podważa sens tego wykonania. Inna sprawa, że to i tak jeden z lepszych kawałków w jego solowym dorobku, jeśli nie najlepszy. Z tej płyty broni się jeszcze następny na trackliście "Wonderful Tonight" - naiwna, ale dość urocza ballada. To akurat autorska kompozycja muzyka firmującego ten album. Jedna z nielicznych, których istnienie warto w ogóle odnotować. Od trzeciego na płycie "Lay Down Sally" robi się już całkiem banalnie, sztampowo i bezpłciowo. Dotyczy to nawet ponad ośmiominutowego, pełnego bluesrockowych zagrywek oraz dłuższych solówek "The Core". Wygładzone brzmienie, mdły damsko-męski duet wokalny i pozbawione inwencji, schematyczne partie instrumentalne czynią z niego równie miałki kawałek jak te, które go otaczają. Tylko jeszcze bardziej nieznośny, przez jego długość. Strasznie nijaka to płyta, w sam raz do puszczania w hipermarketach, stacjach radiowych ze starymi przebojami oraz przez ludzi, których w ogóle nie interesuje co gra, byle nie absorbowało uwagi. Innych zastosowań nie znajduję.

Ocena: 4/10



Eric Clapton - "Slowhand" (1977)

1. Cocaine; 2. Wonderful Tonight; 3. Lay Down Sally; 4. Next Time You See Her; 5. We're All the Way; 6. The Core; 7. May You Never; 8. Mean Old Frisco; 9. Peaches and Diesel

Skład: Eric Clapton - wokal i gitara; George Terry - gitara; Carl Radle - gitara basowa; Jamie Oldaker - perkusja i instr. perkusyjne; Dick Sims - instr. klawiszowe; Yvonne Elliman - dodatkowy wokal; Marcy Levy - dodatkowy wokal
Gościnnie: Mel Collins - saksofon (6)
Producent: Glyn Johns


Komentarze

  1. Może JJ Cale'a posłuchaj i zrecenzuj? Świetna muzyka, zupełnie niewymuszona, lekka i bezpretensjonalna, która zainspirowała kilku bardziej znanych twórców, jak Mark Knopfler czy Eric Clapton własnie. "Naturally" to bardzo fajna płyta, a i kilku późniejszych też dobrze się słucha.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dla mnie znamienne jest stwierdzenie, że najlepszym numerem, który Clapton podpisał się własnym nazwiskiem jest... cover.

    OdpowiedzUsuń
  3. Przypomniało mi się, jak próbowałem się przekonać do tej i paru innych płyt Claptona... ta najbardziej zapadła mi w pamięć, bo "Wonderful Night", ale reszta kawałków...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024