[Recenzja] Alice in Chains - "The Devil Put Dinosaurs Here" (2013)
"The Devil Put Dinosaurs Here", piąte studyjne wydawnictwo Alice in Chains, śmiało może konkurować o tytuł najdurniejszego tytułu rockowego albumu. Nawiązuje on do teorii głoszącej, że kości dinozaurów i innych prehistorycznych gatunków zostały podrzucone przez Szatana, aby człowiek wymyślił teorię ewolucji i przestał wierzyć w Boga. Innymi słowy, zespół postanowił nabijać się z osób chorych psychicznie, wierzących w takie rzeczy. Bardzo dojrzale... Infantylnie wygląda też sama okładka wydawnictwa. Choć nie można jej odmówić pomysłowości. Kompaktowa wersja albumu została wydana w plastikowym pudełku zabarwionym na czerwono, w którym okładka wygląda tak, jak widać powyżej. Ale po wyjęciu książeczki, okładka okazuje się szara, a zamiast jednej czaszki triceratopsa, widać dwie, nakładające się na siebie, tworząc twarz diabła (patrz niżej). Najmłodsi fani zespołu powinni być zachwyceni takim gadżetem.
Pod względem muzycznym, album stanowi kontynuację kierunku obranego na wydanym cztery lata wcześniej "Black Gives Way to Blue". Jest to zatem kolejna próba pogodzenia klasycznego stylu grupy z bardziej współczesnym graniem. Tym razem jednak bez zaskakujących eksperymentów w rodzaju tytułowego utworu z poprzednika. Zapowiadające album single "Hollow" i "Stone" ostrzyły apetyt na całość. To takie najbardziej klasyczne Alice in Chains, łączące mrok i ciężar z niebanalną przebojowością. Oba wypadają naprawdę świetnie. Niestety, podobny charakter mają jeszcze tylko "Pretty Done", "Lab Monkey" i "Phantom Limb". Dwa pierwsze są nieco słabsze od singli, za to ostatni wypada naprawdę potężnie - to tutejszy odpowiednik "A Looking in View" z poprzednika. Z pozostałych kawałków broni się przede wszystkim tytułowy "The Devil Put Dinosaurs Here", wyróżniający się klimatycznymi zwrotkami i zupełnie nietypowym dla grupy, ale bardzo ciekawym refrenem. Mieszane odczucia wywołuje natomiast "Choke", z początku przywołujący klimat EPek "Sap" i "Jar of Flies", ale rozczarowujący okropnym, radiowym refrenem.
Reszta albumu to już w całości granie o ewidentnie komercyjnym charakterze, nawiązujące do współczesnego rockowego mainstreamu. Kawałki w rodzaju "Low Ceiling", "Breath on a Window" (opierający się na riffie podobnym do "Check My Brain" z poprzedniego albumu) i "Hung on a Hook" są po prostu banalne, a łagodniejsze "Voices" (ewidentna próba nagrania nowego "Your Decision") i "Scalpel" są okropnie mdłe i przesłodzone. Zdecydowanie nie odpowiada mi takie wcielenie Alice in Chains. Wadą tego materiału jest też jego długość - album trwa niemal siedemdziesiąt minut, więc spokojnie można było skrócić go o wspomniane w tym akapicie kawałki (ewentualnie zostawiając - z przyczyn merkantylnych - "Voices", który będzie prawdopodobnie trzecim singlem).
"The Devil Put Dinosaurs Here" jest albumem nierównym i niezbyt spójnym. Wszystko przez niezdecydowanie muzyków, którzy sami chyba nie wiedzą, czy bardziej opłaca im się grać dla dawnych fanów, czy dla młodszej publiki. ogólnie całość wydaje się bardzo koniunkturalna (dla każdego coś miłego) i wtórna w stosunku do poprzedniego longplaya. Jednak podobnie, jak na poprzedniku, jest tu kilka naprawdę udanych momentów. W sumie z lepszych momentów "Black Gives Way to Blue" i "The Devil Put Dinosaurs Here" można by skompilować jeden naprawdę dobry album, który niewiele ustępowałby słynnemu "Dirt".
Pod względem muzycznym, album stanowi kontynuację kierunku obranego na wydanym cztery lata wcześniej "Black Gives Way to Blue". Jest to zatem kolejna próba pogodzenia klasycznego stylu grupy z bardziej współczesnym graniem. Tym razem jednak bez zaskakujących eksperymentów w rodzaju tytułowego utworu z poprzednika. Zapowiadające album single "Hollow" i "Stone" ostrzyły apetyt na całość. To takie najbardziej klasyczne Alice in Chains, łączące mrok i ciężar z niebanalną przebojowością. Oba wypadają naprawdę świetnie. Niestety, podobny charakter mają jeszcze tylko "Pretty Done", "Lab Monkey" i "Phantom Limb". Dwa pierwsze są nieco słabsze od singli, za to ostatni wypada naprawdę potężnie - to tutejszy odpowiednik "A Looking in View" z poprzednika. Z pozostałych kawałków broni się przede wszystkim tytułowy "The Devil Put Dinosaurs Here", wyróżniający się klimatycznymi zwrotkami i zupełnie nietypowym dla grupy, ale bardzo ciekawym refrenem. Mieszane odczucia wywołuje natomiast "Choke", z początku przywołujący klimat EPek "Sap" i "Jar of Flies", ale rozczarowujący okropnym, radiowym refrenem.
Reszta albumu to już w całości granie o ewidentnie komercyjnym charakterze, nawiązujące do współczesnego rockowego mainstreamu. Kawałki w rodzaju "Low Ceiling", "Breath on a Window" (opierający się na riffie podobnym do "Check My Brain" z poprzedniego albumu) i "Hung on a Hook" są po prostu banalne, a łagodniejsze "Voices" (ewidentna próba nagrania nowego "Your Decision") i "Scalpel" są okropnie mdłe i przesłodzone. Zdecydowanie nie odpowiada mi takie wcielenie Alice in Chains. Wadą tego materiału jest też jego długość - album trwa niemal siedemdziesiąt minut, więc spokojnie można było skrócić go o wspomniane w tym akapicie kawałki (ewentualnie zostawiając - z przyczyn merkantylnych - "Voices", który będzie prawdopodobnie trzecim singlem).
"The Devil Put Dinosaurs Here" jest albumem nierównym i niezbyt spójnym. Wszystko przez niezdecydowanie muzyków, którzy sami chyba nie wiedzą, czy bardziej opłaca im się grać dla dawnych fanów, czy dla młodszej publiki. ogólnie całość wydaje się bardzo koniunkturalna (dla każdego coś miłego) i wtórna w stosunku do poprzedniego longplaya. Jednak podobnie, jak na poprzedniku, jest tu kilka naprawdę udanych momentów. W sumie z lepszych momentów "Black Gives Way to Blue" i "The Devil Put Dinosaurs Here" można by skompilować jeden naprawdę dobry album, który niewiele ustępowałby słynnemu "Dirt".
Ocena: 6/10
Alice in Chains - "The Devil Put Dinosaurs Here" (2013)
1. Hollow; 2. Pretty Done; 3. Stone; 4. Voices; 5. The Devil Put Dinosaurs Here; 6. Lab Monkey; 7. Low Ceiling; 8. Breath on a Window; 9. Scalpel; 10. Phantom Limb; 11. Hung on a Hook; 12. Choke
Skład: Jerry Cantrell - gitara i wokal; William DuVall - wokal i gitara; Mike Inez - bass; Sean Kinney - perkusja
Producent: Nick Raskulinecz
Po prawej: okładka albumu po wyjęciu z pudełka.
Po prawej: okładka albumu po wyjęciu z pudełka.
Nigdy nie myślałem, że to powiem ale: strasznie to słabe.... Może za kilkanaście odsłuchów mi się to odmieni ale pierwszego wrażenia ten krążek nie robi w ogóle....
OdpowiedzUsuńKiedy recka Alice In Chains Rainier Fog
OdpowiedzUsuńNawet nie wiedziałem, że już się ukazał. Szczerze mówiąc, nie bardzo mam ochotę go słuchać, pamiętając jak nudny był album wyżej recenzowany i wiedząc, jak kiepskie zwykle bywają wydawnictwa rockmanów w tym wieku. Zresztą słuchałem singla i nie dotarłem nawet do połowy.
UsuńW razie czego, singiel na szczęście jest mocno niereprezentatywny dla tego, co można tam usłyszeć ;)
UsuńJa słuchałem i mam mieszane uczucia, dobrze że jest krótszy od ostatniej płyty.
OdpowiedzUsuńTak teraz czytając Twój zgryźliwy komentarz na temat tytułu płyty "The Devil...", pomyślałem sobie, że dużo lepszym byłby "Phantom Limb". ;)
OdpowiedzUsuńA ja myślę, że najlepszym rozwiązaniem, byłoby zastąpienie tego albumu i poprzedniego jednym, o tytule, powiedzmy, "The Dinosaurs Gives Way to Devil" i trackliście: 1. All Secrets Known; 2. Check My Brain; 3. Last of My Kind; 4. Your Decision; 5. A Looking in View; 6. Private Hell; 7. Hollow; 8. Stone; 9. The Devil Put Dinosaurs Here; 10. Phantom Limb
UsuńHaha, powiem szczerze, taki tytuł wg mnie brzmi jeszcze zabawniej, niż ten wyjściowy, za to playlistę zaproponowałeś wyborną. Jedynie "Phantom Limb" i "The Devil..." nie umieszczałbym na końcu. To kawałki do naładowania "powera" w akumulatory, a nie zwieńczenie albumu.
UsuńKolejność można zmienić, po prostu przepisałem po kolei tytuły. Może być "Private Hell" na końcu, byle nie "Your Decision" ;)
UsuńDzięki myślę że warto to zrobić. Tym bardziej że z Nirvany został tylko "Bleach" do zrecenzowania jeśli chodzi o płyty studyjne.
OdpowiedzUsuńWidzę, że komuś się tu podoba słowo "merkantylnych" :D Nie żebym się czepiał, też uważam, że fajnie brzmi ;)
OdpowiedzUsuńA tak, "merkantylny" i "eponimiczny" to moje ulubione przymiotniki od pewnego czasu ;)
UsuńSkoro ten album ma u Ciebie ocenę 6, to jednak nie jest to taka chałtura, jak zostało to określone w recenzji "Rainier Fog" (choć wiem, że wtedy nie pamiętałeś jego zawartości) ;)
OdpowiedzUsuńTrochę tu jednak chałturzą, choć może przesadziłem w tamtej recenzji, niemalże zrównując go z dużo gorszym następcą.
UsuńPróbowałem się parę razy przekonać do tej płyty... i lipa. Brzmienie mi się kompletnie nie podoba. Mam wrażenie, że ktoś tu przesadził z głośnością i to całkiem sporo (a może to tylko wrażenie?) Do tego wokale na tej płycie mnie wręcz usypiają. Co w połączeniu z długością niektórych kawałków nie wychodzi to na plus. Niestety.
OdpowiedzUsuń