[Recenzja] Led Zeppelin - "Led Zeppelin II" (1969)



Wkrótce po wydaniu debiutanckiego albumu, muzycy Led Zeppelin zabrali się za przygotowanie kolejnego wydawnictwa. Longplay zdążył się ukazać jeszcze w tym samym roku 1969. Mimo tego, słychać tu pewien postęp. Na "Dwójce" zespół zaczyna powoli odchodzić od swoich bluesowych korzeni, na rzecz stuprocentowego hard rocka.

Utwory w rodzaju "Whole Lotta Love", "Heartbreaker", "Living Loving Maid (She's Just a Woman)" i "Moby Dick" porażają potężną dawką energii, ciężkim brzmieniem i rewelacyjnymi riffami. Ale zespół nie ogranicza się tylko do prostego czadowania, bo w takim "Whole Lotta Love" znalazł się także bardziej eksperymentalny fragment z wykorzystaniem thereminu i możliwości stereofonicznego miksu. Na albumie nie brakuje łagodniejszych momentów, czego przykładem bardziej piosenkowe "Ramble On" i "Thank You", w których pojawia się brzmienie gitary akustycznej (i elektrycznych organów w tym drugim). Znajdziemy tu też sporą dawkę bluesowego luzu, za sprawą takich utworów, jak "What Is and What Should Never Be", "The Lemon Song" i - przede wszystkim - "Bring It On Home". Pewnym novum w twórczości zespołu jest wspomniany "Moby Dick" - instrumentalny kawałek, w znaczniej części składający z perkusyjnej solówki Johna Bonhama (inspiracją zapewne był "Toad" tria Cream). To akurat, moim zdaniem, najsłabszy moment albumu, jednak sam riff z otwarcia i zakończenia jest naprawdę wyśmienity.

Niestety, znów nie obyło się bez kontrowersji związanych z autorstwem niektórych kompozycji. "Whole Lotta Love" dość mocno opiera się na melodii i tekście "You Need Love" Williego Dixona. Zespół bezpośrednio nawiązał do twórczości Dixona także w "Bring It On Home" - spokojniejszy wstęp i zakończenie tego utworu to nic więcej, jak odegranie tak samo zatytułowanej kompozycji słynnego bluesmana. Podobno zespół chciał w ten sposób oddać mu hołd, ale utwór został podpisany wyłącznie nazwiskami Page'a i Planta. W połowie lat 80. Dixon zdecydował się upomnieć o swoje prawa. W wyniku decyzji sądu został dopisany jako współautor "Whole Lotta Love" i jedyny autor "Bring It On Home". Trzeba jeszcze wspomnieć o utworze "The Lemon Song", opartym na dwóch różnych kompozycjach - "Killing Floor" Howlin' Wolfa (muzyka) i "Travelin' Riverside Blues" Roberta Johnsona (fragment tekstu). O ile w przypadku "Whole Lotta Love" i "The Lemon Song" zespół wniósł zupełnie nową jakość, co pozwala przymknąć oko na kwestię autorstwa, tak "Bring It On Home" jest w znacznej części ordynarnym plagiatem.

Mimo pewnych zastrzeżeń natury etycznej, "Led Zeppelin II" to kolejny fantastyczny materiał zespołu, porywający zarówno samymi kompozycjami, jak i ich wykonaniem. Po ponad czterdziestu latach od wydania wciąż brzmi bardzo ekscytująco. Dziś może nawet bardziej niż wtedy, jeśli wziąć pod uwagę, że przez cztery dekady naprawdę nielicznym albumom hardrockowym udało się zbliżyć do tego poziomu.

Ocena: 10/10



Led Zeppelin - "Led Zeppelin II" (1969)

1. Whole Lotta Love; 2. What Is and What Should Never Be; 3. The Lemon Song; 4. Thank You; 5. Heartbreaker; 6. Living Loving Maid (She's Just a Woman); 7. Ramble On; 8. Moby Dick; 9. Bring It On Home

Skład: Robert Plant - wokal, harmonijka; Jimmy Page - gitara, theremin; John Paul Jones - gitara basowa, organy, dodatkowy wokal; John Bonham - perkusja i instr. perkusyjne, dodatkowy wokal
Producent: Jimmy Page


Komentarze

  1. Tak się zastanawiałemco by tu napisać o Zeppelinach i wyszło mi, że wszystko już było. Więc tylko tyle: John Bohnam. Moby Dick! Dziękuję, dobranoc, wesołych świąt.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ksiądz Piotruś11 września 2013 01:19

    Ja natomiast powiem, że Moby Dick jest chyba jedynym kawałkiem na tym albumie, który powoduje u mnie lekkie zniecierpliwienie. Ale jeśli miałbym dać jakiejś płycie 10/10, to ta się do nich zalicza.

    OdpowiedzUsuń
  3. Moja ulubiona płyta grupy i jedyna, którą od początku do końca słucha się z wypiekami na twarzy. Jedynie Moby Dick przez solo Bonhama można było sobie odpuścić ale nie psuje to w sumie tego bardzo równego albumu. Uwielbiam Heartbreaker z totalnie niesamowitym basem, który nadaje niesamowitego ciężaru. Tutaj też jedna z najlepszych parti wokalnych Planta - pełna pasji, zadziorności i mocy. Takiego go najbardziej lubie. Piękne jest też delikatne Thank You, chociaż nie przepadam za balladowym obliczem wokalisty. Ramble On to jeden z moich ulubionych numerów grupy, fajne połączenie folkowego klimatu z nieco bardziej dynamicznym refrenem. No i piękne solo na gitarze Page'a. Ogólnie to jedna z najlepszych blues hard rockowych płyt tamtych czasów. Wcale nie uważam by ówczesne albumy Rory Gallaghera, Allmann Brothers Band czy Ten Years After były słabsze niż "dwójka". To ten sam poziom.

    OdpowiedzUsuń
  4. "Po ponad czterdziestu latach od wydania wciąż brzmi bardzo ekscytująco" Już można zmienić na "ponad pięćdziesięciu".

    OdpowiedzUsuń
  5. Watch your step Bobby Parkera = Moby Dick

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024