[Recenzja] Scorpions - "Crazy World" (1990)



To z tego albumu pochodzi "Wind of Change". Większość ludzi na świecie kojarzy Scorpions tylko z tym jednym utworem, wciąż uparcie katowanym przez stacje radiowe. Natomiast wielu fanów zespołu nienawidzi go ze względu na popularność (która przecież powinna przypaść któremuś z ich faworytów). Prawda jest taka, że to po prostu dobra, melodyjna piosenka. Tylko i aż tyle. Trochę szkoda, że nie posłużyła za tytuł całego wydawnictwa, na którym słychać prawdziwy powiew zmian. Muzycy zrezygnowali z dalszej współpracy z Dieterem Dierksem i na stanowisko producenta zatrudnili innego fachowca, Keitha Olsena (mającego już na koncie albumy m.in. Fleetwood Mac, Grateful Dead, Santany, Whitesnake i Ozzy'ego Osbourne'a). Zapewnił on solidne, mocniejsze brzmienie, będące miłą odmianą po wygładzonych, plastikowych produkcjach Dierksa z lat 80.

Olsen odegrał ważną rolę także na etapie komponowania. O ile wcześniej pisaniem utworów zajmowali się wyłącznie Klaus Meine, Rudolf Schenker i Herman Rarebell, tak tutaj producentowi udało się przekonać Matthiasa Jabsa i Francisa Buchholza, by także uczestniczyli w tym procesie. Najwyraźniej jednak rozczarował go efekt pracy muzyków, bo zatrudnił zawodowego songwrittera, Jima Vallance'a, który dopracował aż siedem z jedenastu napisanych utworów. Muzykom najwyraźniej ten pomysł się spodobał, bo na każdym z kolejnych albumów również korzystali z usług kompozytorów spoza zespołu.

Album "Crazy World" w większości wypełniają dość standardowe, energetyczne kawałki. Czasem naprawdę chwytliwe, choć popadające w banał (np. refren "Don't Believe Her", zwrotki "To Be with You in Heaven"), a często w przesadną sztampę (np. "Tease Me, Please Me", "Kick After Six", "Hit Between the Eyes"). Jest też kilka cięższych momentów (kompletnie pozbawiony wyrazistości "Money and Fame", niewiele lepszy "Crazy World"), równoważonych przez obowiązkowe ballady - oprócz "Wind of Change", znalazła się tu także przesłodzona "Send Me an Angel", odpychająca banalną melodią i kiczowatym brzmieniem syntezatora.

Ogólnie "Crazy World" wypada trochę lepiej od kilku poprzednich albumów Scorpions, choć w znacznej mierze jest to zasługa lepszego brzmienia, a nie samych kompozycji, które jak zwykle prezentują różny poziom - od całkiem przyzwoitego do dość żenującego.

Ocena: 4/10



Scorpions - "Crazy World" (1990)

1. Tease Me Please Me; 2. Don't Believe Her; 3. To Be With You in Heaven; 4. Wind of Change; 5. Restless Night; 6. Lust or Love; 7. Kick After Six; 8. Hit Between the Eyes; 9. Money and Fame; 10. Crazy World; 11. Send Me an Angel

Skład: Klaus Meine - wokal; Rudolf Schenker - gitara; Matthias Jabs - gitara; Francis Buchholz - gitara basowa; Herman Rarebell - perkusja
Gościnnie: Koen van Baal - instr. klawiszowe (4); Jim Vallance - instr. klawiszowe (11)
Producent: Keith Olsen, Scorpions


Komentarze

  1. Jak dla mnie - po "Lonesome Crow" najlepszy album Scorpionsów. Nie zawiera żadnego słabego utworu (moim zdaniem to "Wind of Change" jest na niej najsłabsze). Najbardziej lubię fantastyczne "Hit Between the Eyes" (genialny refren), "To Be With You In Heaven", otwierający "Tease Me, Please Me" czy "Money and Fame". Większość utworów ma w sobie dużo melodyjności i przebojowości, a Klaus Meine jest w świetnej wokalnej formie. 10/10

    OdpowiedzUsuń
  2. A ciekawe co myślisz o kolejnej płycie Face the Heat. To płyta całkowicie inna od tego co nagrali wcześniej i później. Przede wszystkim najcięższa i można powiedziać że prawie metalowa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie wydaje mi się, żeby ten album był cięższy od tego wyżej recenzowanego. Może sprawiać takie wrażenie, bo już na początek pojawia się jeden z cięższych kawałków, a na "Crazy World" te najmocniejsze są dopiero pod koniec. Ale poza tym to one są do siebie bardzo podobne - i brzmieniowo, i stylistycznie, choć "Face the Heat" ma jeszcze bardziej nijakie kompozycje i wykonanie.

      Usuń
    2. W czasach (20 kila lat temu) kiedy byłem ortodoksyjnym metalem i Black Sabbath to było dla mnie gówno (oczywiście tedy oceniałem wszystko pod względem brzmieniowym) to wtedy nie tyle co tolerowałem ale nawet jakoś lubiłem Face the Heat. Natomiast Creazy World to był dlamnie popowy syf. Choć z drugiej strony chyba nidy nie słuchałem rzeczywiście całej płyty tylko znałem ją poprzez Wind of Change. Jednak mimo wszystko chyba jednak Face the Heat całe jest cięższe od Crazy World. A może to efekt bardziej topotnych kompozycji. W każdym razie 2 pierwszeutwory czyli Alien Nation i No Pain No Gain są jak na Scorpions wyjątkowo ciężkie.

      Usuń
    3. Że niby "Face the Heat" jest cięższy od Black Sabbath? Nie, na pewno nie. Ciężkie są tu tylko te dwa kawałki co wymieniłeś plus z jeszcze jeden, ale wszystkie tylko do momentu wejścia wokalu. Na "Crazy World" podobne są kawałek tytułowy, "Money and Fame" i "Restless Nights". Poza tym na obu albumach jest dużo lżejszego hard rocka i na obu są ballady - tutaj dwie, na "Face the Heat" są trzy, a licząc bonusy pięć.

      Usuń
  3. Black Sabbath jest cięższy ale stonowany. Scorpions jest hałaśliwy i robi bardziej metaliczny efekt. Takie Face the Heat to lubiałem zwłaszcza kiedy miałem okres na Iron Maiden, Helloween czy Judas Priest. Scorpions podobnie wrzeszczał i robił hałas. Black Sabbath wtedy było dla mnie za spokojne. Powyższe 3 zespoły charakteryzują się wysokimi tonami i nikłym basem oraz dynamika w stylu patataj. Black Sabbath do tego nie pasuje a Scorpions tak.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024