[Recenzja] Iron Maiden - "Seventh Son of a Seventh Son" (1988)



"Seventh Son of a Seventh Son" to wyjątkowy longplay w dyskografii Iron Maiden. Przede wszystkim, jest to jedyny w twórczości zespołu album koncepcyjny. Jego zalążkiem była historia niejakiej Doris Stokes, która trafnie przewidziała własną śmierć. Wydarzenie to zainspirowało utwór "The Clairvoyant", a następnie muzycy wpadli na pomysł, by teksty na całym albumie układały się w jedną, quasi-mitologiczną historię. Dalszych inspiracji szukali jak zwykle w literaturze, a dostarczyła ich przede wszystkim powieść fantasy "Siódmy Syn" Orsona Scotta Carda, choć pojawiają się też nawiązania do twórczości Aleistera Cowleya ("Moonchild") i Williama Shakespeare'a ("The Evil That Men Do"). Głównym tematem albumu wydaje się jednak być odwieczna walka dobra ze złem - dowiadujemy się, że złe czyny ludzi żyją dłużej od nich ("The Evil That Men Do"), a tylko dobro umiera młodo ("Only the Good Die Young").

Muzycy zadbali jednak, aby każda z zawartych tu kompozycji broniła się nie tylko jako fragment albumu, ale także jako osobny utwór. Nie bez znaczenia jest fakt, że z "Seventh Son of a Seventh Son" udało się wykroić aż cztery single ("Can I Play With Madness", "The Evil That Men Do", "The Clairvoyant" i "Infinite Dreams", choć ten ostatni już w wersji koncertowej z wydanego oryginalnie tylko na kasecie VHS "Maiden England"), a nie tylko dwa, jak z poprzednich wydawnictw. Każdy z nich wszedł do pierwszej dziesiątki UK Singles Chart. Sam album doszedł natomiast na szczyt brytyjskiego notowania dużych płyt, co nie zdarzyło się grupie od czasu "The Number of the Beast". Amerykanie przyjęli album nieco chłodniej, choć 12. miejsce na liście Billboard 200 było wówczas drugim najlepszym wynikiem zespołu - tylko poprzedni "Somewhere in Time" doszedł o jedną pozycję wyżej.

Album zaczyna się w zupełnie nietypowy dla tego zespołu sposób - najpierw akustyczna introdukcja z wokalem Dickinsona, a następnie dość długi instrumentalny pasaż z pierwszoplanową rolą instrumentów klawiszowych. Muzycy już na poprzednim albumie wykorzystali syntezatory gitarowe, ale tym razem poszli na całość i zatrudnili sesyjnego muzyka, Michaela Kenneya, do grania na keyboardzie. Dalsza część "Moonchild" to już jednak typowo ironowa galopada. Podobny patent zastosowano w "Infinite Dreams", gdzie pierwsza minuta brzmi zaskakująco delikatnie i melodyjnie, niemal popowo - świetnie wypada tu śpiewający w bardziej stonowany sposób Dickinson - ale zaraz następuje ostrzejsza, choć dość ciekawie zróżnicowana część, z jednymi z najlepszych gitarowych partii w całej dyskografii zespołu. Poziom drastycznie spada "Can I Play With Madness" - niesamowicie banalnym i kiczowatym kawałku, z irytującym, wysoko śpiewanym refrenem i plastikowym brzmieniem syntezatora. "The Evil That Men Do" na szczęście wypada znacznie mniej tandetnie, choć i ten kawałek powstał z myślą o singlowym przeboju. Utwór świetnie sprawdza się na koncertach, co zawdzięcza świetnej melodii, nieco melancholijnej w zwrotkach i pełnej mocy w refrenie idealnym do śpiewania z publicznością.

Rozpoczynający drugą stronę winylowego wydania tytułowy "Seventh Son of a Seventh Son" to chyba najbardziej progresywny utwór zespołu, z ciekawym, klimatycznym zwolnieniem w środku i wyjątkowo agresywną końcówką. Muzycy mogli sobie jednak darować te chóry z syntezatora, bo niepotrzebnie dodają tu pretensjonalnego kiczu. Niemniej jednak jest to jeden z najlepszych utworów w dorobku grupy. Szkoda tylko, że później na albumie nie dzieje się już prawie nic tak wyjątkowego. "The Prophecy" byłby zwykłym wypełniaczem, gdyby nie jego akustyczna koda - całkiem ładna i znów zupełnie nietypowa dla grupy. W singlowym "The Clairvoyant" uwagę zwraca basowy wstęp, ale reszta kawałka to już sztampowa galopada, choć o wpadającej w ucho melodii. W finałowym "Only the Good Die Young" irytująco wypada wysoki wokal Dickinsona, ale w warstwie muzycznej dzieje się trochę ciekawych rzeczy, zwłaszcza w partiach basu. Na zakończenie powtórzony zostaje motyw z początku albumu, tworząc fajną klamrę i nadając całości spójności także w warstwie muzycznej.

"Seventh Son of a Seventh Son" to zdecydowanie najlepszy studyjny album zespołu z Bruce'em Dickinsonem. Zespół próbuje tu urozmaicić swoje brzmienie o nowe elementy, co daje nawet ciekawy efekt. Niestety, nie udało się tu odejść daleko od typowego dla heavy metalu banału i kiczu, obecnego w mniejszym lub większym stopniu w każdym kawałku. Ogólnie dobry album, ale do arcydzieła - jakie niektórzy chcą w nim wiedzieć - daleko.

Ocena: 8/10



Iron Maiden - "Seventh Son of a Seventh Son" (1988)

1. Moonchild; 2. Infinite Dreams; 3. Can I Play With Madness; 4. The Evil That Men Do; 5. Seventh Son of a Seventh Son; 6. The Prophecy; 7. The Clairvoyant; 8. Only the Good Die Young

Skład: Bruce Dickinson - wokal; Dave Murray - gitara; Adrian Smith - gitara, syntezator; Steve Harris - gitara basowa, syntezator; Nicko McBrain - perkusja
Gościnnie: Michael Kenney - instr. klawiszowe
Producent: Martin Birch


Komentarze

  1. Dziwi mnie jak bardzo po macoszemu potraktowałeś ten wybitny, kto wie czy nie najlepszy w dyskografii zespołu album. Co prawda ocena 8/10 nie wydaje się zła, ale przy takim dziele jest jak dla mnie mocno zaniżona. Zresztą, to nie jest aż tak istotne, ale w ogóle nie czuję w tej recenzji entuzjazmu. Dziwne, bo dla wielu fanów, w tym i dla mnie, ten album jest jak przeżycie, misterium.

    OdpowiedzUsuń
  2. Właśnie słucham sobie ponownie tej płyty. W mojej opinii jest wybitna - rzeczywiście wyrzuciłbym "Can I Play With Madness". Mimo to lubię co parę lat do niej wrócić. Mój ulubiony numer to "Infinite Dreams".

    OdpowiedzUsuń
  3. Jedna z najlepszych płyt heavy metalowych i rockowych w ogóle. Każdy utwór z wyjątkiem Can I Play With Madness słucha się z wypiekami na twarzy i każdy czymś intryguje. Jak dla mnie produkcja jest trochę za bardzo wygładzona. Brakuje trochę ciężaru. Poza tym album jest perfekcyjny.

    OdpowiedzUsuń
  4. Uwielbiam ten album. Ma niesamowity klimat, a kompozytorsko to chyba maidenowskie wyżyny. Wspaniały "Infinite Dreams", który niepostrzeżenie ze spokojnego utworu przeistacza się w porywającą galopadę, bardzo przebojowe, chwytliwe, a zarazem niebanalne "Clairvoyant", "The Evil that Man do" i "Only the Good Die Young", klimatyczne, mroczne, epicke, przywołujące klimat rodem z horroru "Seventh Son of a Seventh Son" oraz bardzo niedoceniane, intrygujące "Prophecy" z ślicznym nietypowym outrem to dla mnie najlepsze momenty tej płyty ( a wymieniłem prawie wszystko). Album stanowiący spójną całość, zawierający mnóstwo świetnych melodii i tworzący niesamowity, tajemniczy klimat.

    OdpowiedzUsuń
  5. Chyba jakiejś obrzydy dostałem w stosunku do muzyki IM. Posłuchałem sobie tego albumu i... znowu, tak jak na poprzednich płytach wszystko mi się zlewa. Dałbym temu albumowi 5, ale ocenę zawyża utwór tytułowy - naprawdę świetny. Dlatego daje 7, chociaż naciągane.
    Nie wiem, czy w naszym wojsku mamy nadal jakieś konne oddziały, ale te galopady w utworach idealnie nadają się na podkład do jazdy dla takowych.

    OdpowiedzUsuń
  6. Opowiedz historię która kryje się za tą niespodziewaną zwyżką

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Słuchając ostatnio kilku metalowych wydawnictw doszedłem do wniosku, że przy tych najwcześniejszych poprawkach mogłem zbyt mało wyrozumiale potraktować niektóre wydawnictwa, które w swojej stylistyce prezentują jednak wyższy poziom. Inaczej mówiąc, mogłem gdzieniegdzie za bardzo obniżyć ocenę tylko ze względu na przynależność do stylu, który stracił moje uznanie po zagłębieniu się w inne, często bardziej wymagające rodzaje muzyki. A takie podejście wyklucza się z moją obecną filozofią, by daną muzykę porównywać tylko do tej o podobnych założeniach i zamiast patrzeć na to, jak bardzo jest ambitna, raczej skupić się na tym, czy dobrze wywiązuje się z tego, czym jest.

      Myślę, że ciekawsza historia kryje się za tym, że - nie pierwszy raz - zauważasz zmianę oceny w ciągu doby, choć nigdzie nie ma o tym wzmianki. To jak to jest?

      Usuń
    2. O, to ciekawe, co jeszcze ostatnio tak zwyżkowało?

      A co do zauważania oceny w ciągu doby - ujmę to tak, że nie tylko ja podglądam Twój RYM.

      Usuń
    3. Tylko tutaj zmieniłem ocenę, jeśli chodzi o recenzje już poprawiane w poprzednich latach. Wzrosły też oceny debiutów Mercyful Fate i Pentagram, ale to wiesz z zakładki ze spisem nowych poprawek.

      Usuń
    4. Czyli zatoczyliśmy tu pewne koło, bo z komentarza u górze wnoszę że na początku też było 8 - tylko z innych względów niż teraz

      Usuń
    5. Na to wygląda. Z tym, że między pierwszą ósemką a siódemką, była jeszcze dziewiątka.

      Usuń
    6. Czyli metal wraca tu trochę powoli do łask (mówię też o niedawnych ocenach King Gizzard & the Lizard Wizard czy Mercyful Fate)? I czy jest szansa na wzrost oceny "Somewhere in Time"? Nie jest to przecież dużo gorsza płyta od "SSoaSS" (moim zdaniem nawet lepsza, ale to inna kwestia).

      Usuń
    7. Trochę tak jest, ale to już zapowiadała recenzja Death z początku roku. Choć akurat o Death zawsze miałem pozytywne zdanie. A wzrostu oceny "SiT" czy innych płyt IM na ten moment nie przewiduję.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024