[Recenzja] Rainbow - "Rising" (1976)



Pierwszy album Rainbow okazał się sporym sukcesem komercyjnym, choć nie był nawet promowany trasą. Brak koncertów wynikał z kontraktowych zobowiązań Ritchiego Blackmore'a, który musiał jeszcze wziąć udział w zaplanowanych występach Deep Purple. Pozostali muzycy wykorzystali ten czas na promocję albumu "Trying to Burn the Sun", który wydali pod szyldem Elf. Gdy jednak Ritchie odzyskał wolność, odchodząc z Deep Purple, postanowił zmienić skład swojej grupy. Doszedł do wniosku, że dotychczasowi instrumentaliści - klawiszowiec Micky Lee Soule, basista Craig Gruber i perkusista Gary Driscoll - nie pasują do jego wizji zespołu. Zatrudnił więc na ich miejsce odpowiednio Tony'ego Careya, Jimmy'ego Baina, a także cenionego perkusistę Cozy'ego Powella, wcześniej członka The Jeff Beck Group. Z oryginalnego składu, poza liderem, pozostał Ronnie James Dio. Nowy kwintet również nie miał przed sobą długiej przyszłości, jednak pozostawił po sobie jeden z najbardziej popularnych albumów w historii hard rocka - "Rising".

Początek rzeczywiście jest świetny. "Tarot Woman" doskonale łączy hardrockowy czad i chwytliwą melodię. W porównaniu z debiutem zwraca uwagę nieco cięższe, bardziej odpowiednie dla takiej muzyki brzmienie. Niestety, także tym razem produkcja Martina Bircha nie jest doskonała, ponieważ przez całą płytę praktycznie nie słychać gitary basowej. Szczególnie doskwiera to chyba w finałowym "A Light in the Black", ośmiominutowym nagraniu w zawrotnym tempie, z długimi fragmentami instrumentalnymi, podczas których mogą się wykazać Blackmore, Powell i Carey. Aż prosiłoby się tutaj o dosadnie wyeksponowany bas. Do lepszych fragmentów longplaya można też zaliczyć nieco bardziej stonowany, melodyjny "Run with the Wolf". Słabiej jednak wypada środkowa część płyty, ze sztampowym, choć zaostrzonym rock'n'rollem "Starstuck" oraz okropnie banalnym, szczególnie w refrenie, "Do You Close Your Eyes?".

Jednak muzycy polegli też w utworze, który świadczy o zdecydowanie większych ambicjach. "Stargazer" to ośmiominutowy kolos z udziałem prawdziwej orkiestry symfonicznej. Za rozbudowaną formą nie idzie jednak treść - utwór jest bardzo jednostajny, pozbawiony zmian tempa, dynamiki czy nastroju. Oczywiście, repetycje także mogą być ciekawym środkiem artystycznego wyrazu, jeśli np. służą do wprowadzenia słuchacza w trans. Tutaj jednak ich celem jest nadanie monumentalizmu, symfonicznego rozmachu i patosu, co strasznie gryzie się z prostotą gitarowych riffów i pozostałymi partiami. W rezultacie zaangażowanie, z jakim gra tutaj zespół - szczególnie pełny powagi śpiew Dio - sprawia dość komiczne wrażenie. Ostateczny efekt jest po prostu pretensjonalny, a zarazem kiczowaty.

Zachwyty nad "Rising" są zdecydowanie przesadzone. Zespół często popada tutaj w banał lub nie pasującą do prostego hard rocka teatralność i patos. Zdecydowanie zbyt często, jak na tak krótki - trwający niewiele ponad pół godziny - album. Owszem, słychać tu pewien postęp w stosunku do debiutu, ale to wciąż za mało, by uznawać "Rising" za klasykę czegokolwiek.

Ocena: 6/10

Zaktualizowano: 01.2022



Rainbow - "Rising" (1976)

1. Tarot Woman; 2. Run with the Wolf; 3. Starstruck; 4. Do You Close Your Eyes?; 5. Stargazer; 6. A Light in the Black

Skład: Ronnie James Dio - wokal; Ritchie Blackmore - gitara; Jimmy Bain - gitara basowa; Cozy Powell - perkusja; Tony Carey - instr. klawiszowe
Gościnnie: Munich Philharmonic Orchestra - instr. smyczkowe i dęte (5); Rainer Pietsch - dyrygent (5)
Producent: Martin Birch


Komentarze

  1. Absolutna klasyka. Stawiam na równi z najlepszymi albumami Deep Purple i Black Sabbath. Pod względem produkcji nawet je przewyższa.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Praktycznie nie słychać na tym albumie gitary basowej, więc polemizowałbym z tą produkcją przewyższającą albumy DP i BS ;)

      Usuń
  2. To racja. Może trochę sie zagalopowałem ale i tak uważam że jest to najlepsza produkcja Martina Bircha. Brzmienie wgniata w siedzenie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Moim zdaniem Birch najbardziej popisał się podczas pracy nad "Heaven and Hell" Sabbathów - tam już wszystko jest idealnie, włącznie z basem (bardzo uwypuklonym w miksie). Ogólnie lubię brzmienie Bircha, choć często zdarzały mu się wpadki, jak z tym basem na "Rising"... A brzmieniowym ideałem są też dla mnie pierwsze trzy albumy Black Sabbath (produkowane przez Rodgera Baina).

      Usuń
  3. Również mam sentyment do Bircha bo produkował moje ukochane grupy. Wpadki zdarzały sie chociażby w Iron Maiden ale też niektóre płyty Whitesnake. Na Heaven & Hell nie podoba mi się brzmienie bębnów i za dużo jest talerzy. Natomiast na Mob Rules już jest potęga.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tutaj jest kompletna wtopa...!! Nie mogę pojąć jak NIKT wtedy nie zauważył , że gitara basowa jest praktycznie nie słyszalna ....

      Usuń
  4. Przepraszam ale proszę mi wyjaśnić na czym polega pretensjonalność Stargazer??? Pretensjonalna to jest raczej twórczość niektórych grup rocka progresywnego jak np. ELP, Yes czy King Crimson.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Twórczość King Crimson jest momentami podniosła, ale nie pretensjonalna. ELP i Yes faktycznie często grali pretensjonalnie. Tak jak i Rainbow w tym utworze - te klawisze udające orkiestrę, teatralny śpiew Dio...

      Usuń
  5. Tak, Stargazer jest do bólu pretensjonalny... Kiedyś uważałem to za arcydzieło, teraz nie mogę tego słuchać, w sumie dla mnie brzmi to nawet żałośnie.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Nie zgadzam się z takim osądem. Równie dobrze można by napisać to samo o Kashmir Led Zeppelin. Orkiestrowy patos, tylko, że mellotronowy, prostota gitarowego riffu, wschodni akcent, etc.

      Usuń
    2. Utwór LZ jednak grany jest z pewnym typowym dla tej grupy luzem, nie ma tam tego monumentalizmu i powagi, jaj w "Stargazer".

      Usuń
  6. Dla mnie druga strona "robi" ten album. W pierwszej, nawet w najbardziej udanych utworach, mógłbym się do czegoś doczepić - przykładowo lubię "Tarot Woman", ale jego wstęp jest zdecydowanie za długi i przy tym mało ciekawy (w odróżnieniu np. od "Speed King" DP).

    W niektórych źródłach można przeczytać, że "Rising" to album heavymetalowy, co moim zdaniem nie jest prawdą. Pod heavy metal może co najwyżej podpadać końcowy "A Light in the Black".

    OdpowiedzUsuń
  7. W sumie to prawie rok temu uważałem Stargazer za coś genialnego, a końcówkę tej piosenki jako coś naprawdę epickiego
    Teraz do tego powróciłem, i zdałem sobie sprawę z tego, że ten utwór jest okropnie nudny, a końcówka skrajnie pretensjonalna i kiczowata
    Szczerze, to wielkie dzięki dla autora strony za uświadomienie o istnieniu naprawdę dobrej muzyki, jak chociażby GG

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Oczywiście masz prawo do swej indywidualnej opinii... Tylko zdecydowana większość zwolenników rocka uważa ten utwór , moim zdaniem słusznie , za utwór wybitny...

      Usuń
    2. Tylko to nie wygląda tak, że każda opinia jest tak samo wartościowa. Bo o ile w każdej tkwi mniej lub więcej subiektywizmu, to jednak część z nich opiera się nie tylko na osobistych odczuciach, ale też faktach.

      W przypadku "Stargazer" treść nie daje uzasadnienia dla formy, a patos nie wydaje się właściwym środkiem wyrazu dla tak prostej jednak kompozycji, więc zupełnie obiektywnie nie jest to utwór wybitny, a jedynie coś, co próbuje sprawiać takie wrażenie.

      Usuń
  8. Zdecydowanie najlepsza płyta Rainbow .. Niestety jak już powyżej zauważono źle wyprodukowana - bez basu z dziwaczną góra... Może kiedyś doczekamy się na nowy mix i mastering...?! Tutaj można zobaczyć drum cover A Light in the Black...Brawa dla dziewczyny ..!!! https://www.youtube.com/watch?v=BJ-dN1EPhks&list=RDMMBJ-dN1EPhks&start_radio=1

    OdpowiedzUsuń
  9. Jakie są takie najbardziej znane utwory które uważasz za patetyczne i nadęte?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pierwsze, co mi od razu przychodzi do głowy, to "November Rain" i ogólnie ballady GNR, ale ta szczególnie. Nie znam chyba innego nagrania, gdzie aż tyle patosu i efekciarstwa towarzyszyłby tak prostej kompozycji. "Stargazer" jest blisko.

      Usuń
    2. Czy GnR to najgorszy zespół w historii muzyki rockowej?

      Usuń
    3. Nie, skądże. Natomiast jest to zespół, którego popularność jest najbardziej dysproporcjonalna do wartości muzyki.

      Usuń
  10. A w radio leci tylko "I Siurender" czy "All night long"...

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Present - "This Is NOT the End" (2024)

[Recenzja] Republika - "Nowe sytuacje" (1983) / "1984" (1984)