Posty

[Recenzja] Miles Davis - "Big Fun" (1974)

Obraz
Następca "On the Corner" spotkał się z raczej chłodnym przyjęciem. Głównym powodem takiego stanu rzeczy był fakt, że album "Big Fun" wypełniają nagrania dokonane w różnych składach, na przestrzeni czterech lat (1969-72). Nie jest to jednak zbiór odrzutów. Są to utwory, które powstały pomiędzy sesjami nagraniowymi konkretnych albumów i po prostu nie pasowałyby do charakteru żadnego z nich. Co więcej, wszystkie nagrania zostały specjalnie na to wydawnictwo zmiksowane przez producenta Teo Macero (szczególnie napracował się w przypadku "Go Ahead John", sprytnie skompilowanego z kilku jamów muzyków), a wcześniej dobrane w taki sposób, aby tworzyć spójną całość. "Big Fun" składa się z czterech utworów, w tym dwóch niemal półgodzinnych i dwóch lekko przekraczających 21 minut. Na oryginalnym, winylowym wydaniu każdy z nich zajmuje jedną stronę tego dwupłytowego wydawnictwa. Większość materiału została zarejestrowana pomiędzy sesjami do albumów &qu

[Recenzja] John Coltrane - "Meditations" (1966)

Obraz
Pięcioczęściowa suita "Meditations" po raz pierwszy została zarejestrowana 2 września 1965 roku, przez najsłynniejszy kwartet Johna Coltrane'a, z McCoyem Tynerem, Jimmym Garrisonem i Elvinem Jonesem. Lider nie był jednak zadowolony z nagrania i 23 listopada zorganizował kolejną sesję. Tym razem w większym składzie, obejmującym dodatkowo Pharoaha Sandersa (który w międzyczasie, ściślej mówiąc pod koniec września, dołączył do koncertowego składu) i drugiego perkusistę, Rashieda Aliego (który wkrótce potem na stałe zajął miejsce Jonesa). Nagranie z drugiej, listopadowej sesji trafiło na wydany we wrześniu 1966 roku album "Meditations". Wrześniowa sesja została natomiast opublikowana dopiero jedenaście lat później, pod tytułem "First Meditations (for Quartet)". Różnice pomiędzy obiema wersjami widać już gołym okiem, na liście utworów: lekko zmieniona została kolejność utworów, a kompozycja "Joy" została zastąpiona przez "The Father an

[Recenzja] The Stone Roses - "The Stone Roses" (1989)

Obraz
Debiutancki album brytyjskiego grupy The Stone Roses to zbiór jedenastu nieskomplikowanych, melodyjnych piosenek. Nie jestem wielbicielem tego typu grania, ale ten longplay od razu rzekł mnie świetnymi melodiami w stylu wczesnych The Beatles czy, nawet bardziej, The Byrds. To muzyka o podobnym charakterze, lecz oczywiście bardziej współczesna brzmieniowo, jak przystało na przełom lat 80. i 90.  Krytycy uznają ten album za bardzo ważny w rozwoju sceny zwanej Madchesterem (jej przedstawiciele łączyli pop rock i psychodelię lat 60. z acid housem, lecz u Stone Roses wpływy tego ostatniego są marginalne) i britpopu. Dominują tutaj krótkie utwory o piosenkowej strukturze, oparte na prostej, energetycznej grze sekcji rytmicznej i nieco rozmytych, lecz zadziornych partiach gitary. Nie brakuje tu różnych smaczków, jak pianino w "She Bangs the Drums", wokalne harmonie w "Waterfall", czy psychodeliczne efekty w "Don't Stop". Najważniejsze są jednak melodie

[Recenzja] Soft Machine - "Six" (1973)

Obraz
Soft Nucleus. Pod takim szyldem mógłby ukazać się ten album. Aż połowa nagrywającego go składu to byli muzycy dowodzonej przez Iana Carra jazzrockowej grupy Nucleus. Do perkusisty Jamesa Marshalla, który grał już w części utworów z poprzedniego albumu Soft Machine ("Fifth"), dołączył multiinstrumentalista Karl Jenkins, który zajął miejsce saksofonisty Eltona Deana. Tym samym, z muzyków klasycznego wcielenia Soft Machine pozostali jedynie klawiszowiec Mike Ratledge i basista Hugh Hopper. Ten drugi odszedł zresztą jeszcze przed wydaniem "Szóstki". Na longplay składają się dwie płyty - koncertowa, zawierająca materiał zarejestrowany w październiku i listopadzie 1972 roku, oraz studyjna, z materiałem nagranym tuż potem, jeszcze przed końcem roku. Choć obie płyty mają nieco inny charakter - także pod względem muzycznym - to łączy je przede wszystkim wyraźnie odejście od stylistyki dwóch poprzednich longplayów grupy, wypełnionych elektryczną odmianą jazzowej awanga

[Recenzja] Miles Davis - "Black Beauty: Miles Davis at Fillmore West" (1973)

Obraz
Rok 1973 przyniósł jeszcze jeden koncertowy album Milesa Davisa (aczkolwiek oryginalnie wydany wyłącznie w Japonii). "Black Beauty" zawiera materiał zarejestrowany kilka lat wcześniej, 10 kwietnia 1970 roku w Fillmore West w San Francisco. Zaledwie kilka dni przed tym występem do sklepów trafił album "Bitches Brew" i dopiero co zakończyły się nagrania na kolejny, "Jack Johnson". Liderowi towarzyszy tu podobny skład, jak na "At Fillmore" (zarejestrowanym dwa miesiące później w nowojorskim Fillmore East), czyli Steve Grossman, Chick Corea, Dave Holland, Jack DeJohnette i Airto Moreira (do kompletu zabrakło jedynie Keitha Jarretta). Był to jeden z najlepszych koncertowych składów Davisa. Także tego dnia, muzycy dali niezwykle intensywny, pełen porywających improwizacji koncert. To mocno zakręcone, awangardowe granie, a zarazem tak czadowe, że większość rockowych grup nigdy nie zbliżyła się do tego poziomu ekspresji. I pomyśleć, że dało się os

[Recenzja] Miles Davis - "In Concert: Live at Philharmonic Hall" (1973)

Obraz
Zapis koncertu z 29 września 1972 roku w nowojorskiej Philharmonic Hall nie należy do najciekawszych wydawnictw Milesa Davisa. Warto jednak je poznać z kilku powodów. Przede wszystkim, jest to jedyna oficjalna koncertówka Milesa, na której można usłyszeć indyjskich muzyków Khalila Balakrishny i Badala Roya. Ich udział nie jest wielki, ale dodaje klimatu. Po drugie, zawarta tutaj muzyka to wyraźna zapowiedź późniejszego, jazz-funk-rockowego grania znanego z porywających koncertówek "Agharta", "Pangaea" i "Dark Magus". Nawet skład jest dość zbliżony - gitarzysta Reggie Lucas, basista Michael Henderson, oraz perkusiści Al Foster i James Mtume zostali w zespole Davisa na dłużej i brali udział także w nagraniu wspomnianych albumów. Tym bardziej dziwi poziom "In Concert". Porównując z innymi koncertówkami Davisa z elektrycznego okresu, ten album wydaje się po prostu... nudny. Praktycznie prawie cała pierwsza płyta sprawia wrażenie pozbawionej en

[Recenzja] John Coltrane - "Ascension" (1966)

Obraz
Tytuł "Ascension", czyli "Wniebowstąpienie", wiele mówi o zawartości tego albumu. To kolejne uduchowione dzieło Johna Coltrane'a, który postanowił poświęcić swoje życie i twórczość Bogu. Album rozwija koncepcje słynnego "A Love Supreme", przenosząc je w zupełnie nowy muzyczny wymiar, całkiem zrywający z przyziemnością wcześniejszych dokonań saksofonisty. W celu osiągnięcia takiego efektu, Coltrane postanowił rozbudować zespół o dodatkowych muzyków. W nagraniach, prócz jego stałego kwartetu złożonego z McCoya Tynera, Elvina Jonesa i Jimmy'ego Garrisona, wzięli udział także trębacze Freddie Hubbard i Dewey Johnson, saksofoniści Pharoah Sanders, John Tchicai, Archie Shepp i Marion Brown, oraz kontrabasista Art Davis. Sesja nagraniowa odbyła się 28 czerwca 1965 roku. Muzycy zarejestrowali dwa podejścia do tytułowej kompozycji. Na oryginalne wydanie albumu trafiło drugie podejście, ku niezadowoleniu Coltrane'a, który preferował pierwsze. Dzię

[Recenzja] The Modern Lovers - "The Modern Lovers" (1976)

Obraz
Kiedy po raz pierwszy usłyszałem ten album, byłem zdziwiony, że już w 1976 roku grano w taki sposób. Prawdziwym szokiem było natomiast odkrycie, że materiał ten został nagrany znacznie wcześniej, na przełomie lat 1971-72. Muzyka zawarta na debiutanckim albumie The Modern Lovers określana jest jako proto-punk, lecz zdecydowanie bliżej jej do takich stylów, jak post-punk, nowa fala, czy indie rock. Stylów, które na początku lat 70. teoretycznie jeszcze nie istniały. Nie istniał wtedy jeszcze nawet punk rock. Potwierdza to, jak nieistotna - z czysto muzycznego punktu widzenia - była ta cała "punkowa rewolucja" z 1977 roku. Nie wniosła do muzyki kompletnie nic nowego. The Modern Lovers powstał w 1970 roku w stanie Massachusetts, z inicjatywy śpiewającego gitarzysty Jonathana Richmana, klawiszowca Jerry'ego Harrisona (później członka Talking Heads), perkusisty Davida Robinsona (później w The Cars), oraz basisty Erniego Brooksa. Materiał zawarty na debiutanckim albumie p