Posty

[Recenzja] Agitation Free - "Last" (1976)

Obraz
Słaba sprzedaż płyt, niekończące się trasy koncertowe i różnice artystyczne doprowadziły do szybkiego rozpadu grupy Agitation Free. Obiecujący zespół zdążył wydać ledwie dwa albumy studyjne. Wkrótce po zakończeniu działalności, ukazał się jeszcze suplement do dyskografii, w postaci albumu nagranego na żywo. Materiał zawarty na "Last" został zarejestrowany 31 marca 1973 roku w Paryżu (utwory "Soundpool" i "Laila (Part II)"), oraz 14 lutego 1974 roku w Berlinie ("Looping IV"), przez tamtejsze rozgłośnie radiowe. Utwory z pierwszego występu, na wydaniu winylowym zajmujące stronę A, nie są całkiem premierowe: studyjna wersja "Soundpool" (nosząca tytuł "Rücksturz") znajduje się na debiutanckim "Malesch", a "Laila (Part II)" na "2nd". Tutaj oba pojawiają się jednak w ciekawie rozbudowanych wersjach, mocno doprawionych elektroniką, choć nie brakuje też pięknych partii gitarowych i przyjemnie pulsują

[Recenzja] Hawkwind - "Hawkwind" (1970)

Obraz
Hawkwind? Ach, to ten zespół, w którym grał Lemmy . Obawiam się, ze wiele osób kojarzy tę brytyjską grupę wyłącznie z faktem, że przez jej skład przewinął się późniejszy założyciel Motörhead. O Hawkwind warto pamiętać jednak z innych powodów. Jest to jeden z najważniejszych - obok Pink Floyd i Gong - przedstawicieli tzw. space rocka, jak również bardzo wpływowy zespół, którym inspirowali się tak różni wykonawcy, jak np. Sex Pistols, Ministry czy Monster Magnet. Zespół jest wciąż aktywny (z tylko jednym muzykiem grającym od samego początku - śpiewającym gitarzystą Davem Brockiem) i ma już na koncie ponad trzydzieści albumów długogrających. Tak naprawdę warto jednak znać tylko twórczość z lat 70., zwłaszcza ich pierwszej połowy. Później muzyka zespołu stawała się coraz nudniejsza i bardziej wtórna (a najgorszy okres przypadł na lata 80., gdy Brock próbował odświeżyć brzmienie poprzez wprowadzenie elementów heavy metalu i... muzyki disco). Debiutancki album Hawkwind, wydany w 1970

[Recenzja] ZZ Top - "Tres Hombres" (1973)

Obraz
Trzeci album i pierwszy sukces komercyjny ZZ Top (miejsce w pierwszej 10. listy Billboardu, a obecnie wysokie pozycje w różnych rankingach). To w znacznym stopniu zasługa przebojowego singla "La Grange". W sumie dość przeciętnej kompozycji, ale nadrabiającej swoją żywiołowością i świetną gitarową solówką. Podobnego grania, na podobnym poziomie, jest tutaj więcej, żeby wspomnieć tylko o energetycznym otwieraczu "Waitin' for the Bus", albo o "Beer Drinkers & Hell Raisers", w którym pijackie śpiewy Billy'ego Gibbonsa i Dusty'ego Hilla dobrze współgrają z tytułem. Nie są to wybitne kawałki, nawet nie bardzo dobre, ale słucha się ich przyjemnie, szczególnie podczas gitarowych solówek. Najbardziej jednak podoba mi się bluesowy "Jesus Just Left Chicago", przywodzący na myśl twórczość Petera Greena. Szkoda, że drugi mocno bluesowy kawałek, "Have You Heard?", traci przez kiepski wokal. Niestety, jest tu też kilka zapychaczy

[Recenzja] Iron Maiden - "The Book of Souls: Live Chapter" (2017)

Obraz
Łatwo było przewidzieć, że trasa promująca album "The Book of Souls" zostanie podsumowana koncertówką. W końcu na każdy album studyjny zespołu z XXI wieku przypada jeden koncertowy. Co prawda liczyłem na zapis występu z Chin ("Maiden China" - to byłby dużo lepszy tytuł, niż "The Book of Souls: Live Chapter", a jakie pole do popisu miałby projektant okładki), gdzie zespół wystąpił po raz pierwszy w karierze. I gdzie po raz pierwszy musiał zmagać się z cenzurą - Dickinson dostał zakaz śpiewania tytułu "Powerslave", który zastąpił słowami... "Wicker Man". Tym razem w ogóle nie jest to zapis jednego występu, jak było w przypadku "Rock in Rio", "Death on the Road" i "En Vivo!". Zdecydowano się na powtórzenie patentu z "Flight 666" - każdy utwór pochodzi z innego koncertu. Materiał zarejestrowano pomiędzy marcem 2016 roku, a majem 2017, na sześciu kontynentach, głównie w Europie i Ameryce Południow

[Recenzja] Black Sabbath - "The End: 4 February 2017, Birmingham" (2017)

Obraz
Szanuję Black Sabbath za podjęcie decyzji o zakończeniu kariery. Mam nadzieję, że muzycy pozostaną konsekwentni i nie dadzą się namówić na kolejne koncerty lub sesje nagraniowe. Tak zasłużony dla muzyki rockowej zespół nie powinien skończyć jako kolejna kapela, która nie potrafi zejść ze sceny i rozmienia się na drobne, wydając coraz słabsze albumy. Na chwilę obecną, Black Sabbath zakończył działalność 4 lutego bieżącego roku, występem w rodzinnym Birmingham. Tak ważne wydarzenie musiało zostać udokumentowane - przed kilkoma dniami do sklepów trafił zapis tego koncertu, zatytułowany, niezwykle oryginalnie , "The End" (wydany zarówno na CD, jak i DVD). Niestety, nie jest to idealne zwieńczenie dyskografii grupy. Setlista ostatniego występu była bardzo przewidywalna. Na repertuar złożyły się wyłącznie utwory z pierwszych siedmiu albumów, z naciskiem na trzy najwcześniejsze. Szkoda, że zabrakło tu reprezentantów "Never Say Die" i "Trzynastki". Zwłaszcz

[Recenzja] Miles Davis - "Jack Johnson" (1971)

Obraz
W 1969 roku Miles Davis nawiązał bliską znajomość z Jimim Hendrixem. Muzycy inspirowali się nawzajem, wymieniali różnymi ideami, a nawet kilkakrotnie razem jamowali. Naturalnie pojawił się pomysł nagrania wspólnego albumu. Realizację tego projektu opóźniał napięty grafik artystów, lecz kilka razy było już naprawdę blisko. Pod koniec października Davis, Hendrix i Tony Williams wysłali nawet telegram do Paula McCartneya, zapraszając go na wspólną sesję nagraniową (dość dziwny to wybór, bo przecież do tej ekipy bardziej pasowałby np. Dave Holland lub Jack Bruce, ale pewnie chodziło o pozyskanie kogoś popularniejszego). Niestety, basista przebywał wtedy na wakacjach i o wszystkim dowiedział się po czasie. Przez kolejne miesiące Davis i Hendrix byli zajęci pracą z własnymi zespołami. Gdy jednak okazało się, że latem i jesienią 1970 roku obaj będą występować w Europie (m.in. na festiwalu Isle of Wight), postanowiono zarezerwować termin w jednym z londyńskich studiów. Do zaplanowanej ses

[Recenzja] Miles Davis - "At Fillmore" (1970)

Obraz
W ciągu 1970 roku Miles Davis wielokrotnie gościł w należących do Billa Grahama salach koncertowych Fillmore East i Fillmore West, słynących raczej z występów rockowych gwiazd, takich jak Cream, Jimi Hendrix, The Allman Brothers Band czy Grateful Dead. Wówczas jednak Davis cieszył się uznaniem rockowej publiczności, dzięki swoim elektrycznym albumom "In a Silent Way" i "Bitches Brew". Jego koncerty w obu Fillmore'ach, gdzie występował przed rockowymi wykonawcami, również spotkały się z bardzo dobrym przyjęciem. Na szczęście większość z nich została profesjonalnie zarejestrowana i prędzej lub później wydana na płytach. Na pierwszy ogień poszła seria czerwcowych występów z nowojorskiego Fillmore East, wydana cztery miesiące później na dwupłytowym albumie "At Fillmore". W tamtym czasie Miles był już dobrze zgrany ze swoim nowym koncertowym septetem, w którego skład wchodzili Chick Corea, Dave Holland, Jack DeJohnette, oraz trzech świeżaków: saksofo