Posty

[Recenzje] Agitation Free - "Malesch" (1972)

Obraz
Szwabski rock, czyli krautrock, to jeden z najbardziej interesujących nurtów w muzyce (nie tylko) rockowej. Praktycznie nie sposób wskazać innego, który byłby równie inspirujący i różnorodny. Bo choć jego przedstawiciele niewątpliwie mieli pewne cechy wspólne (jak zamiłowanie do tworzenia hipnotycznych, granych z mechaniczną precyzją utworów), to w sumie więcej ich dzieliło, niż łączyło. W jednych zespołach grali muzycy o jazzowych korzeniach, w drugich o korzeniach folkowych, inne grupy inspirowały się brytyjskim progiem, a kolejne amerykańską psychodelią lub brzmiało podobnie dzięki wpływom tradycyjnej muzyki z Wschodu, nie brakowało też wykonawców odważnie eksperymentujących z elektroniką. Zwykle te wszystkie (lub niektóre z nich) inspiracje mieszały się ze sobą w najróżniejszych proporcjach, dzięki czemu każdy przedstawiciel niemieckiej sceny miał swój własny, rozpoznawalny styl. Jedną z najciekawszych odmian krautrocka zaproponowała grupa Agitation Free. Zespół powstał w 19

[Recenzja] Herbie Hancock - "Takin' Off" (1962)

[Recenzja] Robert Plant - "Carry Fire" (2017)

Obraz
Darzę sporym szacunkiem Roberta Planta. Za to, że konsekwentnie odmawia propozycjom reaktywowania Led Zeppelin, odrzucając nawet najbardziej lukratywne oferty. Za to, że zamiast tego gra i nagrywa taką muzykę, jaka jest mu obecnie najbliższa. Naprawdę nie rozumiem ludzi, którzy chcieliby słuchać, jak Robert - od dawna stroniący od hard rocka, nie tylko z powodu słabnących możliwości wokalnych - męczy się wykonując taki repertuar. Osobiście wolę posłuchać go wykonującego muzykę, której granie daje mu radość i satysfakcję, co znaczy, że robi to szczerze, z prawdziwej pasji, nie oglądając się na oczekiwania fanów czy panujące mody. "Carry Fire" to najnowsze solowe wydawnictwo Planta. Podobnie, jak na wydanym przed trzema laty "Lullaby and... The Ceaseless Roar", wokaliście towarzyszy zespół Sensational Space Shifters. Pod względem stylistycznym również mamy do czynienia z kontynuacją tamtego longplaya. Dominuje tu więc raczej spokojne granie, utrzymane gdzieś na

[Recenzja] Miles Davis - "Sorcerer" (1967)

Obraz
Album "Sorcerer" zawiera głównie materiał zarejestrowany przez Drugi Wielki Kwintet Milesa Davisa w maju 1967 roku. W porównaniu z poprzednim w dyskografii "Miles Smiles", longplay sprawia wrażenie mniej ekspresyjnego, nastawionego raczej na budowanie subtelnego klimatu. Tego wrażenia nie zmieniają nawet dwa utwory utrzymane w szybszym tempie - "Prince of Darkness" i tytułowy "The Sorcerer". Jednak w takim graniu kwintet wypada równie wspaniale. Umiejętności muzyków i ich wzajemna interakcja wciąż budzą zachwyt. Na wyżyny wspinają się w rozbudowanym "Masqualero" (jedynym utworze z tego albumu, który wszedł do koncertowego repertuaru), w którym pokazują zarówno talent do zespołowej improwizacji, jak i budowania interesującego klimatu. Innym wspaniałym momentem jest przepiękna ballada "Pee Wee", nagrana, co ciekawe, bez udziału Davisa. Warto też odnotować, że to pierwsza kompozycja napisana dla kwintetu przez Tony'ego W

[Recenzja] Francis Vincent Zappa & The Abnuceals Emuukha Electric Symphony Orchestra & Chorus - "Lumpy Gravy" (1968)

[Recenzja] Tim Buckley - "Lorca" (1970)

Obraz
Wrzesień 1969 roku był niezwykle pracowity dla Tima Buckleya. W ciągu czterech tygodni muzyk zarejestrował równolegle materiał na trzy kolejne albumy studyjne. Pierwszy z nich, "Blue Afternoon" ukazał się już w listopadzie. Wypełniły go utwory o wyciszonym, melancholijnym charakterze, stylistycznie najbliższe folku, z lekko jazzowym zabarwieniem. Kolejne dwa longplaye, wydane już w 1970 roku "Lorca" i "Starsailor", przyniosły muzykę zdecydowanie bardziej eksperymentalną, awangardową, zdecydowanie odchodzącą od folkowych korzeni Buckleya. Pierwsza strona winylowego wydania "Lorca" zawiera dwa długie utwory, pozbawione rytmu i wyrazistych melodii, oparte na skali chromatycznej. Dziesięciominutowy utwór tytułowy, niesamowicie intryguje swoim awangardowym charakterem. Nieco teatralnej - w dobrym tego słowa znaczeniu - partii wokalnej towarzyszy jedynie dość jednostajne organowe tło, hipnotyczny bas, atonalne partie elektrycznego pianina, oraz

[Recenzja] John Coltrane - "Live at the Village Vanguard" (1962)

Obraz
Po czterech latach solowej kariery i dziewięciu płytach ze studyjnym materiałem, John Coltrane postanowił nagrać album koncertowy. Jak sam przyznawał, tylko na żywo mógł grać z pełną swobodą, ponieważ praca w studiu była zbyt sformalizowana, podlegała wielu regułom i ograniczeniom. Pod okiem producenta Boba Thiele'a (od tamtej pory stałego współpracownika Coltrane'a aż do jego śmierci) zarejestrowano serię czterech występów w nowojorskim klubie Village Vanguard, które odbyły się w dniach 1-3 i 5 listopada 1961 roku. Kwartetowi towarzyszyli wówczas liczni goście, jak Eric Dolphy (w tamtym okresie będący praktycznie piątym członkiem zespołu), kontrabasista Jimmy Garrison (który dosłownie chwilę później na stałe zajął miejsce Reggiego Workmana), perkusista Roy Haynes, a także grający na rożku angielskim i kontrafagocie Garvin Bushell, oraz grający na tamburze Ahmed Abdul-Malik. Niestety, nie wszystkich z nich można usłyszeć na tym albumie. Z prawie pięciu godzin zarejestrowan

[Recenzja] Love - "Da Capo" (1966)

Obraz
Amerykańska grupa Love to jeden z prekursorów i najsłynniejszych przedstawicieli tamtejszej sceny psychodelicznej. Powstała w połowie lat 60., gdy raczkująca muzyka rockowa nie wykazywała jeszcze żadnych większych ambicji, niż granie prostych, melodyjnych piosenek na pograniczu popu, rock'n'rolla i rhythm'n'bluesa, a czasem też folku lub country. Od tych standardów nie odstawał debiutancki album Love, wydany w marcu 1966 roku, zawierający kilkanaście krótkich, garażowo surowych utworów, wywodzących się bezpośrednio z inspiracji rhythm'n'bluesem i amerykańskim folkiem. Jego następca, "Da Capo", opublikowany został zaledwie osiem miesięcy później, lecz była to już zupełnie inna muzyczna rzeczywistość. W międzyczasie ukazały się takie albumy, jak "Revolver" Beatlesów, "Fifth Dimension" The Byrds, czy "East-West" The Butterfield Blues Band, które popchnęły rocka w bardziej ambitnym kierunku, jak również bardzo ważny dla p