Posty

[Recenzja] Grand Funk Railroad - "On Time" (1969)

Obraz
Okładka debiutanckiego albumu Grand Funk Railroad zdaje się wysyłać sprzeczne komunikaty. Widniejący na niej tytuł "On Time" sugeruje muzykę na czasie, ale zdjęcie muzyków to oczywista parafraza opublikowanego trzy lata wcześniej "Fresh Cream" supergrupy Cream, który przez ten czas zdążył się już lekko zdezaktualizować. Niewątpliwie jest to dobry trop, jeśli chodzi o charakter tego albumu. Także tutaj mamy bowiem do czynienia z rockowym trio grającym energetyczną mieszankę bluesa i hard rocka, z drobnymi naleciałościami psychodelii. Grand Funk Railroad powstał na początku 1969 roku z inicjatywy śpiewającego gitarzysty Marka Farnera i perkusisty Dona Brewera, którzy wcześniej grali razem w dziś już zapomnianym Terry Knight and the Pack. Składu dopełnił basista Mel Schacher z równie zapomnianej grupy Question Mark & the Mysterians. Nazwa ich nowego zespołu została zainspirowana przez Grand Trunk Western Railroad - kanadyjsko-amerykańską linię kolejową, przebie

[Recenzja] The Rolling Stones - "Brussels Affair (Live 1973)" (2012)

Obraz
Po latach wydawania całej masy byle czego - najwyraźniej wychodząc z założenia, że z logiem The Rolling Stones sprzeda się cokolwiek - okazało się, że w archiwach znajduje się coś naprawdę godnego uwagi. "Brussels Affair" to zapis występu z 17 października 1973 roku, niemal u schyłku współpracy z Mickiem Taylorem i tuż przed ostatecznym pogrążeniem się muzyków w kryzysie twórczym. Wówczas zespół wciąż jeszcze prezentował na koncertach znakomitą formę oraz maksymalne zaangażowanie. A ten zapis potwierdza to w sposób nie pozostawiający żadnych wątpliwości. I jak potraktowano ten materiał? Gdy już po blisko czterech dekadach, w 2011 roku, wygrzebano go z szafy, udostępniono go wyłącznie w postaci plików do pobrania, a dopiero rok później w formie drogiego, limitowanego do 2000 egzemplarzy boksu, gdzie został zdublowany na dwóch kompaktach i trzech winylach. Trudno pojąć, dlaczego nie uczyniono tych nagrań bardziej powszechnymi, by więcej ludzi mogło się przekonać, jak świetn

[Recenzja] Blood Ceremony - "Lord of Misrule" (2016)

Obraz
Właśnie ukazał się czwarty album Kanadyjczyków z Blood Ceremony, "Lord of Misrule". Wielokrotnie chwaliłem grupę za to, że czerpiąc z klasycznych wzorców, stworzyła swój rozpoznawalny i dość oryginalny - jak na retrorockowe standardy - styl, łączący ciężar i atmosferę Black Sabbath z folkową melodyką Jethro Tull. Pytanie tylko, jak długo można taki styl eksploatować? Zespoły, które osiągnęły już sukces, mają ten luksus, że mogą pozwolić sobie na zmianę kierunku, a i tak pozostaną w centrum uwagi. Jednak dla zespołu pokroju Blood Ceremony, mającego wąskie grono fanów, taki krok byłby prawdopodobnie komercyjnym samobójstwem. Nie chcąc stracić dotychczasowej publiczności, muzycy są zmuszeni trzymać się pewnej konwencji. A słuchając "Lord of Misrule" mam wrażenie, że są już  nią wyraźnie zmęczeni. Bo ileż można grać utwory oparte na tym samym pomyśle? Po raz kolejny wszystko sprowadza się do łączenia sabbathowych riffów z - w zależności od utworu - tullowym fletem

[Recenzja] Quicksilver Messenger Service - "Happy Trails" (1969)

Obraz
Drugi album Quicksilver Messenger Service to być może najlepszy dowód na to, by nie oceniać płyty po okładce. Grafika zdaje się sugerować klimaty westernowe i country, które wprawdzie faktycznie się tutaj pojawiają, ale w homeopatycznych ilościach. Zapewne miał to być tylko żart, jednak ciekawe, jak wiele osób przeszło obok tego albumu obojętnie, nie zdając sobie nawet sprawy, że to jedno z największych arcydzieł rocka psychodelicznego, jeśli nie całej, szeroko pojętej muzyki rockowej. "Happy Trails" to jednak dość specyficzny album. Zarejestrowany został bowiem głównie podczas koncertów - konkretnie dwóch występów w bliźniaczych salach Fillmore East i Fillmore West - ale później tak go zmiksowano, by brzmiał jak wydawnictwo studyjne. Odgłosy publiczności zostały niemal całkiem wycięte, a mimo tego doskonale udało się uchwycić magię koncertowych improwizacji zespołu i żywioł, jaki trudno byłoby odtworzyć w warunkach studyjnych. Całą pierwszą stronę winylowego wydania wy

[Recenzja] Groundhogs - "Split" (1971)

Obraz
Ciekawa sprawa z tym albumem. Grupę Groundhogs trudno uznać za prominentnego przedstawiciela rockowej sceny przełomu lat 60. i 70. Zaczynał jako kompletnie odtwórczy zespół blues-rockowy, by na kolejnych płytach wypracować nieco bardziej rozpoznawalny styl, który trudno jednak określić mianem nowatorskiego. Nikt raczej nie mógł spodziewać się po tym zespole niczego wyjątkowego. Tymczasem czwarty w dyskografii "Split" okazał się płytą wcale nie gorszą od propozycji ówczesnej rockowej czołówki. Nie odstawał też od niej pod względem sprzedaży, dochodząc do 5. miejsca brytyjskiej listy. Tony McPhee i spółka po prostu świetnie się wpasowali w ówczesne trendy, z jednej strony stawiając na hardrockowy czad i ciężar, zaś z drugiej - unikając najbardziej sztampowych rozwiązań oraz schematów. Trudno zarzucać grupie, że wspomniany sukces był wynikiem jakiś kompromisów. Zaryzykuję stwierdzenie, że to najmniej komercyjny materiał z klasycznego okresu. Całą pierwszą stronę winylowego w

[Recenzja] Glenn Hughes - "Play Me Out" (1977)

Obraz
Śpiewający basista Glenn Hughes był właśnie tym muzykiem Deep Purple, który najbardziej nalegał na włączenie do stylu grupy elementów funkowych, a następnie zwiększanie ich znaczenia. Początkowo dość mocno sprzeciwiał się temu Ritchie Blackmore. O ile jednak na "Burn" takie wpływy są faktycznie śladowe, to już na "Stormbringer" w kilku momentach spychają hard rock na dalszy plan. Na nagranym już bez Blackmore'a, za to z mocno wspierającym Hughesa Tommym Bolinem, albumie "Come Taste The Band" hard rock i funk funkcjonują na równych prawach, a nawet znalazło się miejsce dla stricte soulowej ballady "This Time Around". Muzyk miał idealną barwę i warunki głosowe, by sprawdzić się w takiej stylistyce. Popularna anegdota głosi, że sam Stevie Wonder, po usłyszeniu śpiewu Hughesa, musiał się upewnić w kwestii koloru jego skóry. Już jako muzyk Deep Purple Glenn rozważał nagranie albumu w czarnych  klimatach. Jako producenta widział Davida Bowie, k

[Recenzja] The Rolling Stones - "A Bigger Bang" (2005)

Obraz
Powiedzieć, że w XXI wieku aktywność twórcza The Rolling Stones zmalała, to jak nic nie powiedzieć. Ona praktycznie zamarła. Przez ostatnie piętnaście lat zespół był w stanie nagrać jedynie jeden album i parę zapychaczy na składanki. To może chociaż ten longplay, "A Bigger Band", prezentuje jakiś poziom? Osiem lat, jakie minęły od wydania poprzedniego "Bridges to Babylon" to w końcu szmat czasu, aby wyselekcjonować co lepsze pomysły i dobrze zaplanować całość. Stonesi jednak po raz kolejny poszli po linii najmniejszego oporu. To jest jeden wielki fanserwis. Nie znajdziemy tu nic, poza patentami, które muzycy ogrywali do znużenia przez poprzednie dekady. Typowo stonesowskie czady (np. "Rough Justice", "It Won't Take Long") i równie archetypowe ballady (np, "Streets of Love", "Laugh, I Nearly Died"), uzupełnione są odrobiną funku w "Rain Fall Down" oraz akustycznym bluesem "Back of My Hand". I to na

[Recenzja] Roy Harper - "Lifemask" (1973)

Obraz
"Lifemask" powstawał w trudnym dla Roya Harpera okresie. Artysta zmagał się z problemami zdrowotnymi i na poważnie zaczął rozmyślać o śmierci. Odbiło się to na ostatecznym kształcie albumu, począwszy od okładki, przedstawiającej maskę pośmiertną Harpera - choć po jej otwarciu na boki ukazuje się zdjęcie jak najbardziej żywego muzyka -  a kończąc na wypełniającym całą drugą stronę winyla utworze "The Lord's Prayer", opisanym przez Roya jako jego ostatnia wola i testament . Ten 23-minutowy długas rozpoczyna się w najmniej interesujący sposób, jaki mogę sobie wyobrazić. Trwająca blisko cztery minuty sekcja "Poem" to jedynie deklamacja Harpera bez akompaniamentu instrumentów. Później jednak robi się zdecydowanie ciekawiej. Kolejne cztery części to zróżnicowane granie, czasem bardziej intymne, gdy słyszymy jedynie emocjonalny śpiew oraz misterne partie akustycznej gitary, a kiedy indziej bardziej dynamiczne, gdy do artysty dołączają inni muzycy: Jimmy