Posty

[Recenzja] Alphonse Mouzon - "Mind Transplant" (1975)

Obraz
Alphonse Mouzon to jeden z najbardziej znanych i cenionych perkusistów fusion. Współtworzył grupę Eleventh House oraz pierwszy skład Weather Report, grywał też na płytach takich artystów, jak Larry Coryell, Herbie Hancock, McCoy Tyner, Donald Byrd, Wayne Shorter, a nawet sam Miles Davis (fakt, że jedynie na mało istotnym albumie "Dingo" z 1991 roku). Pozostawił też po sobie całkiem obszerną dyskografię solową. "Mind Transplant" to trzeci album, na którym wystąpił w roli lidera. Trudno nie uniknąć tutaj skojarzeń z wydawnictwem innego słynnego bębniarza fusion, "Spectrum" Billy'ego Cobhama. Tu również znalazła się mieszanka rocka, funku i jazzu, mocno ciążąca w stronę mainstreamu. W dodatku na obu albumach wystąpił Tommy Bolin, przyszły gitarzysta Deep Purple. Pozostali muzycy grający na "Mind Transplant" to cenieni sesyjni gitarzyści Lee Ritenour (możecie go kojarzyć z występu na "The Wall" Pink Floyd) i Jay Graydon, a także na

[Recenzja] Taste - "What's Going On: Live at the Isle of Wight 1970" DVD (2015)

Obraz
Po czterdziestu pięciu latach od rozpadu Taste - i dwudziestu od śmierci jego lidera, Rory'ego Gallaghera - ukazuje się pierwsze w dyskografii irlandzkiego tria wideo. Podstawę "What's Going On: Live at the Isle of Wight 1970" stanowi rejestracja występu grupy na tytułowym Isle of Wight Festival z 28 sierpnia 1970 roku. Był to największy festiwal, jaki odbył się w tamtych czasach, z publicznością szacowaną na 600 000 widzów, co czterokrotnie przewyższało ówczesną populację wyspy Wight, na której odbyło się to wydarzenie. To o blisko dwieście tysięcy więcej, niż na znacznie słynniejszym Woodstock '69. W ciągu pięciu dni na Isle of Wight Festival wystąpiło wielu interesujących wykonawców, jak Miles Davis, The Who, Ten Years After, Jethro Tull, trio Emerson, Lake & Palmer, czy Jimi Hendrix i The Doors, dla których były to zresztą ostatnie brytyjskie występy (niedługo później zmarł zarówno Hendrix, jak i Jim Morrison). Taste należał do mniej znanych atrakcj

[Recenzja] The Rolling Stones - "The Rolling Stones" (1964)

Obraz
Amerykańskie wydanie debiutanckiego albumu The Rolling Stones - w innych krajach po prostu eponimicznego - zostało zatytułowane "England's Newest Hit Makers". Ten chwytliwy slogan niewiele miał jednak wówczas wspólnego z rzeczywistością. Owszem, zespół zdążył już zaistnieć w notowaniach singli, jednak żaden z tych utworów nie był autorską kompozycją. Mówiąc wprost, Stonesi byli wtedy jedynie odtwórcami hitów, a nie ich twórcami. Potwierdza to zresztą materiał zawarty na pierwszym longplayu. Aż dziewięć z dwunastu zawartych tutaj utworów to przeróbki rhythm'n'bluesowych, bluesowych oraz rock'n'rollowych standardów. W początkach muzyki rockowej takie posiłkowanie się cudzymi kompozycjami było na porządku dziennym. Jednak grupa The Beatles w tym samym roku opublikowała album "A Hard Day's Night", na którym znalazły się wyłącznie własne, premierowe kawałki. A już dwóch wcześniejszych wydawnictwach przeróbki stanowiły mniej niż połowę repertu

[Recenzja] The Who - "My Generation" (1965)

Obraz
Zespołu The Who nikomu chyba przedstawiać nie trzeba. To właściwie archetypowy przykład rockowej grupy, która debiutowała w czasach, gdy tego typu muzyka dopiero raczkowała i wydawała się jedynie przejściową modą. I również pierwsze płyty The Who nie wskazywały na to, by miała być czymś więcej. Debiutancki album "My Generation", w Stanach wydany jako "The Who Sings My Generation", to typowy produkt tamtych czasów. Prosta, energetyczna muzyka o czysto rozrywkowym charakterze. Podobnie, jak na płytach innych ówczesnych grup, część repertuaru stanowią przeróbki cudzych kompozycji. Choć tutaj należą one do zdecydowanej mniejszości. Kwartet sięgnął po dwa utwory Jamesa Browna, "I Don't Mind" i "Please, Please, Please", a także "I'm a Man" Bo Diddleya. Amerykański wydawca zdecydował się wymienić ten ostatni na autorski  "Instant Party (Circles)", podobnie jak większość materiału napisany przez gitarzystę Pete'a Town

[Artykuł] Historie okładek: "The Book of Souls" Iron Maiden

Obraz
Okładka nowego albumu Iron Maiden wywołała spore zamieszanie. O ile chyba wszyscy fani grupy są zgodni, że najnowsza postać zespołowej maskotki, Eddiego, jest najlepsza od lat, tak podzielił ich brak tła - jedni uważają, że okładka wygląda przez to na niedokończoną, inni twierdzą, że czarne tło nadaje jej mroczniejszego klimatu. Niewątpliwie jest w niej coś intrygującego. Chociaż "The Book of Souls" nie jest tzw. albumem koncepcyjnym, w kilku zawartych na nim utworach pojawiają się odniesienia do duszy. Gdy tworzyliśmy utwory na album "Fear of the Dark", pracowaliśmy w parach lub indywidualnie, a słowo "strach" pojawiło się w kilku utworach, czego nie zaplanowaliśmy z góry - wspomina Steve Harris. Identyczna sytuacja zdarzyła się teraz; na albumie znalazły się trzy czy cztery utwory, w których jest wspomniana [dusza]. To dziwne... zupełnie jakby istniała między nami telepatia . Jednym z tych utworów jest tytułowy "The Book of Souls", na

[Recenzja] Taste - "I'll Remember" (2015)

Obraz
W czerwcu tego roku minęło już dwadzieścia lat od śmierci Rory'ego Gallaghera. Pomimo odnoszonych w latach 70. sukcesów jest to dziś muzyk raczej zapomniany. Na szczęście, nie brakuje osób, które wciąż go pamiętają, ani takich, które dopiero teraz odkrywają jego twórczość. Najnowsze wydawnictwo, czteropłytowy boks "I'll Remember", ułatwia zagłębienie się w najwcześniejszy okres kariery Irlandzkiego kompozytora, wokalisty i nade wszystko wirtuoza gitary, gdy dowodził grupą Taste. Istniejące w latach 1966-70 trio pozostawiło po sobie dwa albumy studyjne, eponimiczny debiut z 1969 roku oraz wydany rok później "On the Boards", a także trochę nagrań koncertowych i demówek. W niniejszym zestawie powtórzono cały studyjny materiał, dodając do tego wiele bonusów, w większości wcześniej nieznanych. Podstawę pierwszej płyty zestawu stanowi zawartość albumu "Taste" z 1969 roku. To przede wszystkim porywające, rozimprowizowane granie bluesrockowe, kojarzące

[Recenzja] David Gilmour - "Rattle That Lock" (2015)

Obraz
David Gilmour powiedział niegdyś o Pink Floyd, że jest najbardziej leniwym zespołem. Wówczas, w latach 70., ciężko było traktować te słowa poważnie. W końcu grupa regularnie co dwa lata wydawała kolejne albumy. Lenistwo członków zespołu tak naprawdę wyszło na jaw dopiero, gdy rozpoczęli kariery solowe. Ich indywidualne dyskografie prezentują się bardzo skromnie, licząc ledwie po kilka albumów, nagranych na przestrzeni kilku dekad. W XXI wieku premierowym materiałem podzielił się jedynie Gilmour. "Rattle That Lock" to jego drugi album w tym okresie, wydany całe dziewięć lat po poprzednim "On an Island". To jednak jak na niego całkiem szybkie tempo, gdyż poprzednik ukazał się po dwudziestu dwóch latach przerwy.  Były muzyk Pink Floyd nie ucieka tutaj od klimatów "On an Island" czy ostatnich płyt zespołu. Jego głos, a także brzmienie i sposób gry na gitarze pozostają od dawna niezmienne. Stylistycznie również nie należy spodziewać się żadnej rewolucji. P