Posty

[Recenzja] Rory Gallagher - "Live at Montreux" (2006)

Obraz
Rory Gallagher podczas swojej kariery wielokrotnie gościł na szwajcarskim Montreux Jazz Festival. Po raz pierwszy pojawił się tam już w 1970 roku, jeszcze jako członek tria Taste (występ ten utrwalono na wydanym rok później albumie "Live Taste"). Zespół rozpadł się niedługo później, ale Rory jeszcze pięciokrotnie wystąpił na festiwalu, już pod własnym nazwiskiem. Opublikowany w 2006 roku album "Live at Montreux" to właśnie kompilacja fragmentów tych solowych występów. Oryginalnie wydano go w trzech formatach: podwójny album winylowy, pojedynczy kompakt oraz znacznie bogatszy repertuarowo zestaw dwóch płyt DVD. Dwie ostatnie wersje zostały w 2013 roku skompilowane w jedno wydawnictwo. Właśnie taką wersję "Live at Montreux" posiadam i to ona będzie przedmiotem tej recenzji. Płyta CD - podobnie jak wersja winylowa - przynosi wybór zaledwie dwunastu nagrań, dokonanych podczas czterech pierwszych występów, odbywających się kolejno w latach 1975, 1977, 19

[Recenzja] Iron Maiden - "The Book of Souls" (2015)

Obraz
Szesnasty studyjny album Iron Maiden to prawdopodobnie najbardziej wyczekiwana premiera tego roku. Od wydania poprzedniego w dyskografii "The Final Frontier" minęło już pięć lat, co oznacza najdłuższą przerwę w historii zespołu. Zapowiedzi nowego wydawnictwa mogły budzić obawy. Szczególnie, gdy ogłoszono, że będzie to najdłuższy z dotychczasowych longplayów, o czasie trwania przekraczającym półtora godziny, choć na trackliście widnieje tylko jedenaście tytułów. Oznacza to kontynuację kierunku obranego na "Brave New World", gdy utwory zespołu zaczęły być coraz dłuższe, a niekoniecznie bogatsze w treść. Ten pseudo-progresywny styl już od dawna wydaje się mocno wyeksploatowany. O ile jeszcze "Brave New World" zawiera w większości udany materiał - choć już tam niekorzystnie wypadają proporcje między krótszymi i dłuższymi kawałkami - tak na kolejnych "Dance of Death", "A Matter of Life and Death" i "The Final Frontier" wyróżnia

[Recenzja] Jimi Hendrix - "Freedom: Atlanta Pop Festival" (2015)

Obraz
Kariera Jimiego Hendrixa była bardzo krótka, lecz niezwykle intensywna. Zarejestrowanego podczas tych czterech lat materiału - zarówno studyjnego, jak i koncertowego - starczyło na dziesiątki pośmiertnych albumów wydawanych przez kolejne dekady. Nawet obecnie, po niemal pięćdziesięciu latach od śmierci tego wybitnego gitarzysty, wciąż ukazują się kolejne ekscytujące wydawnictwa. Takie, jak np. właśnie wydany "Freedom: Atlanta Pop Festival". Jest to zapis występu z tytułowego festiwalu, który miał miejsce 4 lipca 1970 roku. Jego mniej lub bardziej obszerne fragmenty były już wcześniej dostępne na różnych wydawnictwach, lecz "Freedom..." jest z nich wszystkich najbardziej kompletny. Brakuje jedynie utworu "Hey Baby (New Rising Sun)", którego nie było też na wcześniejszych płytach. Album jest sygnowany nazwą Jimi Hendrix Experience, jednak zespół o takiej nazwie przestał istnieć w 1969 roku, gdy Hendrix zakończył współpracę z Noelem Reddingiem. Występują

[Recenzja] Motörhead - "Bad Magic" (2015)

Obraz
Już od pierwszych sekund grupa daje jasno do zrozumienia, że nie ma zamiaru niczego zmieniać, niczym zaskakiwać. "Victory or Die" to stuprocentowy Motörhead - szybkie tempo, ciężkie brzmienie i charakterystyczny, zachrypnięty wokal Lemmy'ego. Chociaż akurat jeśli chodzi o ten ostatni element, to pewną różnicę słychać, nawet w porównaniu z wydanym dwa lata wcześniej albumem "Aftershock". Wokalista jest tutaj jeszcze bardziej zachrypnięty i jakby zmęczony. To pewnie efekt jego problemów zdrowotnych, o czym głośno było ostatnio w mediach. Muzycznie jest jednak jak zwykle bardzo energetycznie i ciężko uwierzyć, że średnia wieku grających tutaj muzyków wynosi 58 lat! Gdyby tylko troszkę bardziej dbali o różnorodność utworów... Przy pierwszym przesłuchaniu kolejnego na płycie "Thunder & Lightning" miałem wrażenie, że przez przypadek jeszcze raz odtworzony został poprzedni kawałek. Dopiero w refrenie wyraźniej słychać, że to jednak inny utwór. Przed k

[Recenzja] Lynyrd Skynyrd - "Second Helping" (1974)

Obraz
"Second Helping" to jeden z tych albumów, które swój ogromny sukces komercyjny zawdzięczają praktycznie wyłącznie jednemu przebojowi. "Sweet Home Alabama", bo o nim mowa, to bezsprzecznie jeden z największych rockowych hitów. Kawałek został niemiłosiernie ograny na wszystkie możliwe sposoby, więc po czasie może solidnie irytować, ale w zasadzie trudno się temu dziwić. W kategorii takiego lekkiego, bezpretensjonalnego, a przy tym bardzo prostego grania jest to faktycznie niezła rzecz, z autentycznie chwytliwą, skoczną melodią. Gorzej, że reszta płyty wypada znacznie mniej charakterystycznie. "Sweet Home Alabama" słusznie umieszczono na samym początku, bo to jedyny tak łatwo wpadający w ucho kawałek. Całkiem pozytywne wrażenie sprawia jeszcze lekko bluesowa ballada "I Need You" z fajną partią wokalną Ronniego Van Zandta i niezłymi solówkami gitarzystów, choć ogólnie sprawia wrażenie zbyt jednostajnej, pozbawionej jakiegokolwiek budowania napię

[Recenzja] Jeff Beck with The Jan Hammer Group - "Live" (1977)

Obraz
Okładka tego wydawnictwa właściwie mówi wszystko na temat zawartości. To zapis wspólnych koncertów Jeffa Becka z grupą Jana Hammera, byłego klawiszowca Mahavishnu Orchestra. Muzycy współpracowali ze sobą już wcześniej na albumie "Wired", sygnowanym nazwiskiem gitarzysty. Materiał na "Live" zarejestrowano podczas amerykańskich występów, na przełomie lata i jesieni 1976 roku. Nie wiadomo jednak podczas których konkretnie koncertów. Na repertuar składają się kompozycje z albumów zarówno Becka (trzy z "Blow by Blow", jeden z wspomnianego "Wired"), jak i Hammera (dwa z sygnowanego wspólnie z Jerrym Goodmanem "Like Children", jeden z solowego "The First Seven Days"). Kto słyszał już wcześniej przynajmniej jedno z wymienionych wydawnictw, z pewnością nie będzie zaskoczony zawartością "Live". Obaj liderzy - wsparci przez grającego na skrzypcach Steve'a Kindlera, basistę Fernando Saundersa oraz perkusistę Tony'ego

[Recenzja] Ghost - "Meliora" (2015)

Obraz
Tobias Forge, tym razem jako Papa Emeritus III, wraz ze swoimi Bezimiennymi Upiorami, powraca z trzecim albumem Ghost. Wszystkiemu wciąż towarzyszy ta dość tandetna i infantylna otoczka, z przebierankami, satanistycznymi odwoływaniami i całą resztą. Niemniejsze emocje wciąż wywołuje sama stylistyka zespołu. Wielu metalowych słuchaczy wciąż oburza łączenie ciężkiego brzmienia z popowymi wręcz melodiami. Zdają się przy tym kompletnie nie dostrzegać groteskowo humorystycznych aspektów towarzyszących grupie od samego początku. Forge oraz towarzyszący mu, wciąż niezidentyfikowani muzycy, po prostu bawią się łączeniem odległych konwencji i świadomie sięgając po kicz. Trzeba przyznać, że pomimo żartobliwego podejścia, jest w tym wszystkim pełen profesjonalizm. Muzycy zdecydowanie nie są amatorami (choć sama muzyka jest raczej prosta do zagrania), a wspomniana otoczka to bardzo sprytny chwyt marketingowy. Wizerunek zespołu jest z rozmysłem infantylny, ale przy tym konsekwentny. Budują go t

[Recenzja] The Allman Brothers Band - "Win, Lose or Draw" (1975)

Obraz
Muzycy The Allman Brothers Band i producent Johnny Sandlin zgodnie przyznają, że "Win, Lose or Draw" był najtrudniejszym albumem do nagrania. Sesje ciągnęły się przez wiele miesięcy, a w studiu rzadko kiedy przebywali wszyscy muzycy na raz. Najbardziej zaangażowani w prace byli Jai Johanny Johanson, Chuck Leavell i Lamar Williams (ostatni z nich żartował, że powinni zmienić nazwę na We Three). Gregg Allman i Dickey Betts niedługo wcześniej zaczęli działać pod własnymi nazwiskami, traktując kariery solowe priorytetowo. Z drugiej strony, to właśnie oni, tradycyjnie, dostarczyli niemal wszystkie kompozycje, nie licząc dwóch przeróbek. Inna sprawa, że nie są to ich kompozytorskie wyżyny. Początek longplaya jest całkiem niezły. Mocna, zaostrzona wersja "Can't Lose What You Never Had" z repertuaru Muddy'ego Watersa to bardzo fajny kawałek, łączący bluesowy klimat z rockową energią, ozdobiony świetnymi popisami Bettsa i Leavella, dający też pole do popisu se