Posty

[Recenzja] Jack Bruce - "Out of the Storm" (1974)

Obraz
Jack Bruce najlepiej czuł się w formule tria, która dawała sporo przestrzeni dla jego basowych popisów. Świetnie sprawdziło się to w czasach Cream. Jednak w późniejszych latach basista nie mógł znaleźć partnerów, z którymi porozumiewałby się równie dobrze, jak z Erikiem Claptonem i Gingerem Bakerem. Współpraca z Chrisem Speddingiem i Johnem Marshallem na "Harmony Row" dała średnie efekty, więc Bruce rozwiązał ten skład (Marshall skorzystał wówczas z oferty Soft Machine, który zabiegał o niego już wcześniej), a następnie połączył siły z Leslie Westem i Corkym Laingiem z właśnie rozwiązanego Mountain. Trio West, Bruce and Laing nagrało dwa albumy. Współpraca muzykom nawet się układała, ale materiał był zupełnie nieodkrywczy, schematyczny i nadto eklektyczny. Po rozwiązaniu grupy, Bruce przygotował kolejny album solowy, "Out of the Storm". Ponownie wykorzystał trzyosobowy skład, z gitarzystą Steve'em Hunterem oraz Jimem Gordonem lub Jimem Keltnerem na bębnach.

[Recenzja] Jack Bruce - "Harmony Row" (1971)

Obraz
Jack Bruce przygotował ten album wyłącznie z pomocą dwóch muzyków Nucleus, gitarzysty Chrisa Speddinga i perkusisty Johna Marshalla, a także tekściarza Pete'a Browna. Powrót do formuły tria mógłby sugerować chęć stworzenia nowego Cream, może nawet w bardziej jazzrockowym wydaniu ze względu na wcześniejsze dokonania Marshalla i Speddinga. To jednak coś innego. Bruce wyszalał się artystycznie już w The Tony Williams' Lifetime i na albumie "Escalator over the Hill" Carli Bley. Na "Harmony Row" rzadko proponuje coś ambitniejszego. Jedynie "Smiles and Grins" zahacza o bardziej progresywne rejony i pozwala wykazać się instrumentalistom. Przede wszystkim liderowi, w którego partiach - na gitarze basowej i pianinie - słychać pewne echa jazzowych doświadczeń. Pozostałe nagrania to raczej konwencjonalne piosenki, niewychodzące poza rockową stylistykę. To jednak przeważnie dość spokojny materiał, czasem wręcz oparty wyłącznie na ascetycznym akompaniamenc

[Recenzja] Jack Bruce - "Things We Like" (1970)

Obraz
"Things We Like" ukazał się jako drugi solowy album Jacka Bruce'a, jednak zarejestrowany został wcześniej. To zapis sesji z sierpnia 1968 roku, gdy basista wciąż był członkiem Cream. Co więcej, duża część zawartych tutaj utworów opiera się na motywach, które wymyślił kilkanaście lat wcześniej jako nastolatek. Pod względem stylistycznym jest to bardzo nietypowe dla niego wydawnictwo, niemające nic wspólnego z rockiem. Jest to bowiem album stricte jazzowy, w pełni instrumentalny. Liderowi, który zagrał wyłącznie na kontrabasie, w nagraniach towarzyszyli gitarzysta John McLaughlin, saksofonista Dick Heckstall-Smith oraz perkusista Jon Hiseman. Dwaj ostatni w tamtym czasie byli członkami Bluesbreakers Johna Mayalla, a niedługo potem założyli jazzrockowy Colosseum. Natomiast gitarzysta niedługo po tej sesji przeniósł się do Stanów, gdzie grał m.in. z Milesem Davisem, Tonym Williamsem i innymi wybitnymi jazzmanami. Co ciekawe, w połowie lat 60. wszyscy przewinęli się przez

[Recenzja] Jack Bruce - "Songs for a Tailor" (1969)

Obraz
Przed dwoma dniami, 25 października, zmarł Jack Bruce. Jeden z najbardziej utalentowanych i najbardziej inspirujących basistów rockowych i bluesowych (chociaż sam uważał siebie przede wszystkim za muzyka jazzowego). Człowiek, który zrewolucjonizował grę na gitarze basowej w zespole rockowym, traktując ją nie tylko jako instrument rytmiczny, ale także melodyczny i solowy. Pozostawił po sobie kilkadziesiąt albumów, zarówno solowych, jak i nagranych z licznymi zespołami. Największą sławę przyniosły mu te nagrane z Erikiem Claptonem i Gingerem Bakerem pod szyldem Cream. Po rozpadzie tej grupy wciąż odnosił artystyczne sukcesy, współpracując m.in. z Tonym Williamsem, Johnem McLaughlinem, Carlą Bley, Michaelem Mantlerem, Johnem Surmanem, Lou Reedem czy Frankiem Zappą. Ale komercyjnie już nigdy nie zbliżył się do poziomu, jaki osiągnął z Cream. Co dziwi tym bardziej, że to właśnie Bruce jest autorem tych najbardziej znanych utworów grupy, jak "I Feel Free", "Sunshine of Yo

[Artykuł] Najważniejsze utwory Soundgarden

Obraz
Już za niespełna tydzień, 27 czerwca, zespół Soundgarden zagra swój pierwszy koncert w Polsce. Z tej okazji warto przypomnieć sobie najważniejsze utwory zespołu - część z nich na pewno zostanie zaprezentowana na zbliżającym się występie. Soundgarden w latach 90.: Chris Cornell, Kim Thayil, Ben Shepherd i Matt Cameron. 1. "Hunted Down" (z EPki "Screaming Life", 1987) Debiutancki singiel Soundgarden, definiujący styl zespołu: ciężkie riffy w stylu Black Sabbath, brudne brzmienie, mroczny klimat i tekst dotyczący wewnętrznych problemów.  W zamierzeniach, piosenka nie miała mieć tak ciężkiego brzmienia - mówił Kim Thayil, gitarzysta i kompozytor kawałka. Dopiero gdy rozpoczęliśmy jamowanie, okazało się że piosenka jest bardzo rytmiczna, oraz że solo jest bardzo hałaśliwe . 2. "Big Dumb Sex" (z albumu "Louder Than Love", 1989) Chociaż ponury klimat cechuje większość starszych utworów Soundgarden, ta kompozycja Chrisa Cornella jest

[Recenzja] Paul Di'Anno - "The Beast Arises" (2014)

Obraz
Paul Di'Anno od ponad trzydziestu lat nie może pogodzić się z faktem, że nie jest już wokalistą Iron Maiden (brał udział w nagrywaniu dwóch pierwszych albumów tego zespołu, "Iron Maiden" i "Killers"). Wystarczy spojrzeć na okładkę jego najnowszego, koncertowego wydawnictwa, zatytułowanego "The Beast Arises" - nazwisko muzyka jest stylizowane na logo jego byłego zespołu, a tytuł napisany tą samą czcionką, co tytuły albumów "Killers" i "The Number of the Beast" (oraz singli z tamtego okresu). Odwracamy album na stronę z tracklistą i co widzimy? Na piętnaście utworów aż trzynaście pochodzi z dwóch pierwszych longplayów Żelaznej Dziewicy. Pozostałe dwa to cover "Blitzkrieg Bop" The Ramones, oraz jedyny tutaj post-maidenowy kawałek autorstwa Di'Anno, "Childern of Madness" z repertuaru zespołu Battlezone. Ok, w wersji DVD i winylowej "The Beast Arises" są jeszcze utwory "Marshall Lockjaw" i

[Recenzja] Vanilla Fudge - "Vanilla Fudge" (1967)

Obraz
Vanilla Fudge, jedna z najpopularniejszych amerykańskich grup rockowych lat 60., zaczynała od grania przeróbek popularnych hitów. Debiutancki album kwartetu praktycznie w całości składa się z cudzych kompozycji. Na warsztat wzięto The Beatles ("Ticket to Ride", "Eleanor Rigby"), The Zombies ("She's Not There"), soulowe grupy The Impressions ("People Get Ready") i The Supremes ("You Keep Me Hanging On"), a także popowych wykonawców, jak Cher ("Bang Bang") i Trade Martin ("Take Me for a Little While"). Poza tym znalazły się tu tylko cztery instrumentalne miniaturki o łącznym czasie trwania około jednej minuty. Dlaczego zatem warto w ogóle o takim wydawnictwie wspominać? Zespół nadał wszystkim tym utworom własnego brzmienia, które w dodatku okazało się bardzo inspirujące dla późniejszych wykonawców w rodzaju Deep Purple czy Uriah Heep. Album zdominowany jest przede wszystkim przez brzmienie elektrycznych org