Posty

[Recenzja] Queen - "Live at the Rainbow '74" (2014)

Obraz
Czasy stadionowych koncertów grupy Queen zostały już udokumentowane licznymi albumami koncertowymi. Gorzej sprawa przedstawia się z wcześniejszym okresem twórczości zespołu - przez ponad 30 lat jedynym wydanym oficjalnie koncertowym materiałem Queen z lat 70. był "Live Killers", zarejestrowany w 1979 roku, podczas trasy promującej siódmy album studyjny, "Jazz". Sytuację poprawia właśnie wydany "Live at the Rainbow '74", przynoszący - zgodnie z tytułem - materiał z 1974 roku. Zgodnie z dzisiejszymi standardami, wydawnictwo ukazało się w kilku różnych wersjach: 2 x CD z kompletnymi rejestracjami występów grupy z 31 marca i 20 listopada 1974 roku w londyńskim Rainbow Theater (każdy na osobnej płycie kompaktowej); 4 x LP z tym samym materiałem (każdy występ na dwóch płytach winylowych); 1 x CD z pełnym zapisem listopadowego występu; 2 x LP z fragmentami obu występów; 1 x DVD lub Blu-ray, z pełną rejestracją filmową listopadowego występu oraz fr

[Recenzja] Robert Plant - "Lullaby and... The Ceaseless Roar" (2014)

Obraz
Robert Plant od lat unika wszystkiego, co może kojarzyć się z Led Zeppelin. Zamiast tego proponuje łagodniejszą muzykę, mocno przesiąkniętą wschodnim klimatem. Na właśnie wydanym albumie "Lullaby and... The Ceaseless Roar" - podobnie jak na kilku poprzednich - w aranżacjach dominują instrumenty pochodzenia afrykańskiego o takich egzotycznych nazwach, jak bendir, djembe, tehardant, kologo i ritti; pojawia się też indyjska tabla. Wyraźniejsze, mocniejsze partie gitar słychać właściwie tylko w czterech utworach: "Embrace Another Fall", "Turn It Up", "Somebody There" i "Up on the Hollow Hill". Cóż, Robert Plant już nie jest młodzieńcem i mógłby sobie nie poradzić z śpiewem w mocniejszych kompozycjach. Za to do nastrojowych kompozycji jego obecny głos pasuje idealnie. Album rozpoczyna się od tradycyjnej pieśni bluegrassowej "Little Maggie". Stylistycznie utrzymanej gdzieś na pograniczu folku, country i muzyki etnicznej, o a

[Artykuł] Najważniejsze utwory Rush

Obraz
Kanadyjskie trio Rush nie jest w Polsce zbyt popularne, jednak odegrało istotną rolę w rozwoju muzyki hardrockowej i rocka progresywnego, wpływając na wielu innych wykonawców. Dlatego właśnie tej grupie poświęcam kolejną cześć cyklu "Najważniejsze utwory...". Rush: Geedy Lee, Alex Lifeson i Neil Peart. 1. "Working Man" (z albumu "Rush", 1974) Przykład wczesnego, stricte hardrockowego stylu grupy, pochodzący z czasów, gdy w skład grupy obok śpiewającego basisty Geddy'ego Lee i gitarzysty Alexa Lifesona wchodził perkusista John Rutsey. Tekst utworu, napisany przez Lee i Lifesona, opiera się na ich własnych doświadczeniach. Opowiada o monotonnym życiu robotnika, widzianym z perspektywy osoby marzącej o lepszym życiu. Zanim muzycy mogli żyć z grania, musieli chwytać się różnych zajęć. Utwór stał się jeszcze bardziej aktualny, gdy nikt w Kandzie nie chciał wydać ich - już nagranej - debiutanckiej płyty. "Working Man" był jednak wła

[Recenzja] Opeth - "Pale Communion" (2014)

Obraz
Nowy album Opeth stanowi kontynuację wydanego przed trzema laty "Heritage", na którym zespół zwrócił się w stronę retro-proga, całkowicie porzucając elementy deathmetalowe. Wystarczy zresztą spojrzeć na okładkę, która wywołuje bardzo silne skojarzenia z grafiką "Pictures at an Exhibition" tria Emerson, Lake & Palmer. Jednak tym razem zespół wyraźnie stara się osiągnąć pewien kompromis pomiędzy stylistyką poprzedniego wydawnictwa, a oczekiwaniami fanów na powrót do cięższego grania. Po raz kolejny Mikael Åkerfeldt stawia wyłącznie na śpiew, rezygnując całkowicie z growlowania, ale za to w warstwie instrumentalnej jest na pewno więcej ciężkich riffów. Co w sumie wychodzi na dobre, bo przynajmniej pozornie czyni ten album bardziej żywiołowym. Utwory tradycyjnie można podzielić na krótsze i bardziej rozbudowane formy. Ale tylko "Moon Above, Sun Below" przekracza długość dziesięciu minut. Pod względem budowy jest to utwór najbliższy dawnego Opeth, ch

[Recenzja] Opeth - "Heritage" (2011)

Obraz
Po kilkunastu latach stagnacji i nagrywania według jednego schematu, muzycy Opeth postanowili w końcu czymś zaskoczyć. "Heritage" to drugi album w karierze grupy, na którym w ogóle nie ma elementów metalowych. Przy czym poprzedni, "Damnation", jest efektem tej samej sesji co "Deliverance", z którym początkowo miał tworzyć jedno wydawnictwo. W dodatku tamten album nie przyniósł żadnych nowych rozwiązań - zawarte na nim kawałki brzmią dokładnie tak samo, jak łagodniejsze fragmenty pozostałych płyt. Tymczasem "Heritage" przynosi w końcu bardziej zróżnicowany materiał, niepozbawiony niespodzianek. Przede wszystkim roi się tu od patentów zaczerpniętych wprost z muzyki wczesnych lat 70. ubiegłego wieku. Nie wszystkim fanom taki zwrot przypadł do gustu. Rezygnacja z growlu, ciężkich riffów oraz perkusyjnego łomotu spotkała się z dużą krytyką. Nie brakowało też jednak osób zachwyconych rzekomą progresywnością tego materiału. Trudno jednak uznać za

[Recenzja] Opeth - "Blackwater Park" (2001)

Obraz
Twórczość szwedzkiego Opeth, szczególnie ta z lat 1995-2008 i dziewięciu wydanych wówczas albumów, znajduje wielbicieli zarówno wśród słuchaczy ekstremalnego metalu, jak i tzw. nowego proga. Progresywności sensu stricto nie ma w niej jednak wcale - żadnego łamania schematów, poszerzania granic rocka o nowe rozwiązania. Są tylko pewne nawiązania. Często w tytułach poszczególnych utworów lub albumów (Still Life i Blackwater Park to mało znane zespoły działające na początku lat 70., a "My Arms, Your Hearse", to cytat z tekstu "Drip Drip" Comus). Muzyczny wpływ sprowadza się właściwie wyłącznie do prób przywołania klimatu, jaki mają te bardziej przystępne nagrania Pink Floyd, Jethro Tull, Camel czy Caravan. A samo łączenie takich łagodniejszych fragmentów z brutalnymi odmianami metalu nie jest przecież wymysłem Szwedów. Trudno też mówić o jakimś rozwoju (progresji) na przestrzeni kolejnych płyt z wspomnianego okresu. Przesunięciu ulegały pewne akcenty, ale nie wp

[Artykuł] Historie okładek: "Animals" Pink Floyd

Obraz
Okładki Pink Floyd należą do najbardziej znanych i rozpoznawalnych. Niektóre z nich, jak "The Dark Side of the Moon", "Wish You Were Here" czy "A Momentary Lapse of Reason" można interpretować i analizować na przeróżne sposoby, co zresztą od lat jest robione. Prawdopodobnie najciekawsza historia kryje się jednak za mniej znaną, chociaż równie intrygującą, okładką albumu "Animals". Muzycy Pink Floyd, niemal od początku istnienia zespołu - konkretnie od swojego drugiego albumu, "A Saucerful of Secrets"z 1968 roku - ściśle współpracowali z designerską firmą Hipgnosis, prowadzoną przez Storma Thorgersona i Aubreya "Po" Powella. Warto dodać, ze pierwszy z nich był znajomym Rogera Watersa i Syda Barretta jeszcze z czasów studenckich; grali w jednej drużynie rugby. To właśnie dzięki pracom dla Pink Floyd, Hipgnosis stali się jednymi z najbardziej cenionych projektantów okładek (później z ich usług korzystali m.in. Wishbone Ash, Led