Posty

[Recenzja] Ron Geesin i Roger Waters - "Music from the Body" (1970)

Obraz
Dziwny to album. Zacznę jednak od początku. W 1968 roku ukazała się książka "The Body" Anthony'ego Smitha, która w niekonwencjonalny sposób opisuje zagadnienia dotyczące wszystkich aspektów organizmu ludzkiego, podając ogromną ilość ciekawostek. Odniosła ogromny sukces i już rok później Tony Garnett i Roy Battersby postanowili nakręcić film na jej podstawie. Stworzenie muzyki zaproponowali Ronowi Geesinowi - twórcy awangardowemu, choć najbardziej znanemu dzięki współpracy z Pink Floyd nad utworem "Atom Heart Mother", do którego zaaranżował partie chóru i instrumentów dętych. Producenci filmu postawili muzykowi warunek, że na ścieżce dźwiękowej nie chcą samych dźwiękowych kolaży, ale także kilka bardziej konwencjonalnych utworów. Geesin początkowo chciał zwrócić się o pomoc do swojego przyjaciela, Nicka Masona, perkusisty Pink Floyd, jednak szybko zmienił zdanie. Nick był przemiłym gościem i dobrym przyjacielem - mówił Ron. Ale nie miał w sobie tej is

[Artykuł] Historie okładek: "Live Evil" Black Sabbath

Obraz
Za powstaniem okładki "Live Evil" - pierwszej oficjalnej koncertówki Black Sabbath - nie kryje się żadna ciekawa historia. Warto jednak poświęcić jej uwagę, ponieważ w ciekawy sposób przedstawiona została na niej zawartość albumu. Pomysłodawcą okładki był Paul Clark, a wykonaniem ilustracji zajął się Stan Watts. Grafika przedstawia kilkanaście postaci, nawiązujących do utworów znajdujących się na albumie. Od lewej strony są to kolejno: Szaleniec w kaftanie bezpieczeństwa - "Paranoid" Wyznawca voodoo - "Voodoo" Anioł i diabeł - "Heaven and Hell" Diabeł może być także nawiązaniem do utworu "N.I.B." Błyskawica układająca się w kształt głowy diabła - "E5150" ("EVIL") i "N.I.B." Rycerz ze świecącym mieczem - "Neon Knights" Zakapturzona postać w czerni - "Black Sabbath" Człowiek z żelaza - "Iron Man" Świnia w mundurze żołnierza - "War Pigs" Dzieci w tru

[Recenzja] David Gilmour - "On an Island" (2006)

Obraz
"On an Island" ukazał się dwadzieścia dwa lata po poprzednim albumie studyjnym Davida Gilmoura i dwanaście po ostatnim nagranym przez niego z Pink Floyd. Materiał był nagrywany na przestrzeni pięciu lat, a w jego powstawanie zaangażowanych było wielu muzyków, przeważnie takich, z którymi lider współpracował już przy różnych okazjach w przeszłości, ale też takich, z którymi dotąd nie miał okazji grać. Wystąpili tu zatem chociażby Rick Wright, Phil Manzanera, Robert Wyatt czy basista Guy Pratt, ale też np. gitarzysta Rado Klose, który przewinął się przez skład Pink Floyd na bardzo wczesnym, przed-gilmourowskim etapie jego działalności, a także dwóch Polaków: pianista Leszek Możdżer i odpowiadający za orkiestracje Zbigniew Preisner. Wszystkie utwory skomponował lider, jedynie w stworzeniu tekstów wspomogła go jego żona, Polly Samson. Jest to longplay bardzo floydowy w klimacie, przy czym jest to klimat przede wszystkim z albumów "A Momentary Lapse of Reason"

[Recenzja] David Gilmour - "About Face" (1984)

Obraz
Debiutancki album Davida Gilmoura przyniósł muzykę o jednoznacznie rockowym charakterze, charakteryzującą się raczej surowym brzmieniem. Była to swego rodzaju odskocznia od grania bardziej wyrafinowanej muzyki z grupą Pink Floyd i spędzania w studiu wielu miesięcy na dopieszczaniu materiału. Inaczej przedstawia się sprawa z jego drugim solowym longplayem, wydanym sześć lat później "About Face". Album ten nie był już tylko pobocznym projektem nagranym w wolnej chwili z paroma przyjaciółmi, ale prawdziwym testem, który miał pokazać ile Gilmour jest wart bez właśnie rozwiązanego Pink Floyd. Będąc tego świadomym, muzyk postanowił zaangażować do współpracy wiele znanych nazwisk, wśród których znaleźli się m.in. Steve Winwood, Jon Lord, Pino Palladino, Jeff Porcaro, Roy Harper czy odpowiadający z niektóre teksty Pete Townshend, a także producent Bob Erzin. W nagraniach wzięła też udział The National Philharmonic Orchestra, której partie zostały rozpisane przez Michaela Kamen

[Artykuł] Historie okładek: "Trespass" Genesis

Obraz
Z reguły największą wagę do okładek przywiązują zespoły zaliczane do nurtu rocka progresywnego. Wśród zespołów, których okładki przyciągają najwięcej uwagi, znajduje się grupa Genesis. W tegotygodniowej części cyklu "Historie okładek" przyjrzymy się grafice zdobiącej drugi longplay zespołu, "Trespass". Autorem okładki jest Paul Whitehead. Byłem z nimi, gdy tworzyli piosenki, uczestniczyłem w próbach - wspominał grafik. Znałem teksty, inspirowałem się nimi. Współpracowaliśmy ze sobą. I była to naprawdę owocna współpraca . Inspiracją do namalowania pierwszej okładki Whiteheada dla Genesis stało się słowo "trespass" (ang. "naruszać"), pochodzące z tekstu utworu "White Mountain". Okładka przedstawia królewską parę, patrzącą na swoje królestwo, podglądaną przez amora. Sielankowy nastrój tej sceny idealnie pasował do pięciu utworów, które zespół stworzył przed namalowaniem obrazu. Później powstał jednak jeszcze jeden utwór - wyjątko

[Recenzja] David Gilmour - "David Gilmour" (1978)

Obraz
Po zakończeniu wyczerpującej trasy promującej "Animals", muzycy Pink Floyd postanowili trochę od siebie odpocząć. Podczas gdy Roger Waters samodzielnie zajął się tworzeniem materiału na kolejne wydawnictwo zespołu, Rick Wright i David Gilmour zdecydowali się nagrać albumy solowe. Rezultaty nie były, eufemistycznie mówiąc, porywające. Nie da się ukryć, że muzycy Pink Floyd najlepsze efekty osiągali grając razem, doskonale się uzupełniając (jeden miał talent kompozytorki, inny był świetnym instrumentalistą, pozostali też coś wnosili). Działając osobno, żaden z nich nie stworzył nigdy wielkiego dzieła. Inna sprawa, że przynajmniej w przypadku pierwszego albumu Gilmoura, nie to było jego celem. Muzyk chciał raczej po prostu pograć sobie prostszą muzykę ze starymi kumplami, z którymi niegdyś współtworzył zespół Jokers Wild: basistą Rickiem Willsem i perkusistą Williem Wilsonem. W studiu pojawił się też pianista Mick Weaver oraz żeński chórek. W ciągu paru dni, na przełomie

[Recenzja] Mike Oldfield - "Crises" (1983)

Obraz
Album "Five Miles Out" okazał się największym sukcesem komercyjnym Mike'a Oldfielda od czasu wydanego siedem lat wcześniej "Ommadawn". Nic więc dziwnego, że szybko doczekał się następcy. Wydany rok później "Crises" to bezpośrednia kontynuacja poprzednika. Schemat albumu jest dokładnie taki sam: jedna rozbudowana kompozycja na stronie A winylowego wydania, a także parę krótszych na stronie B. Wyraźny jest jednak zwrot w zdecydowanie piosenkowym kierunku. Nawet dwudziestominutowy utwór tytułowy nie przypomina wcześniejszych rozbudowanych form Oldfielda o raczej spójnej budowie - to raczej zlepek kilku krótszych, odrębnych nagrań o quasi-piosenkowym charakterze lub pełniących rolę interludiów. Nie klei się to w zbyt przekonującą całość. Zdarzają się fajne motywy (szczególnie te o celtyckim zabarwieniu), ale właściwie nic z nich nie wynika - mogłyby się pojawić w innym miejscu albo nie pojawić się wcale, a charakter całości pozostałby bez zmian. Byw