[Recenzja] Mike Oldfield - "Five Miles Out" (1982)
Na przełomie lat 70. i 80., Mike Oldfield zmienił formułę swoich płyt. Nie rezygnując całkiem z bardziej rozbudowanych utworów, zaczął coraz częściej nagrywać zwyczajne piosenki. Album "Five Miles Out" przyniósł dwa umiarkowane hity (oba single doszły jedynie do piątej dziesiątki UK Singles Chart, a w Stanach w ogóle nie trafiły do notowania). Na tle wcześniejszej twórczości, "Family Man" i tytułowy "Five Miles Out" wyróżniają się piosenkową budową, mniej złożoną fakturą brzmieniową oraz większym naciskiem na prostą, chwytliwą linię melodyczną. I o ile dotąd partie wokalne, głównie pod postacią wokaliz, były jedynie mało w sumie istotnym dodatkiem do twórczości Oldfielda, tak w tych nagraniach warstwa instrumentalna jest sprowadzana głównie do roli akompaniamentu dla konwencjonalnego śpiewu Maggie Reilly (w kawałku tytułowym słychać też przetworzony wokoderem głos Oldfielda). Innym krótkim utworem jest "Mount Teidi", ale to już w pełni inst