Posty

[Recenzja] Ten Years After - "Rock & Roll Music to the World" (1972)

Obraz
Pomimo sukcesu - artystycznego i komercyjnego - albumu "A Space in Time", muzycy Ten Years After nie zamierzali iść dalej w obranym na nim kierunku. "Rock & Roll Music to the World" to stylistyczny powrót do korzeni, czyli do bluesa i - zgodnie z tytułem - rock and rolla. To pierwsze bardzo cieszy, drugie już niekoniecznie. Nie mam nic przeciwko rock and rollowi, bo to przecież on jest podstawą muzyki rockowej. Ale tego typu granie było dobre w latach 50. i w pierwszej połowie kolejnej dekady. Na początku lat 70. brzmiało już dość archaicznie. Oczywiście czasem z takich inspiracji wychodziło coś fajnego (najbardziej oczywisty przykład - "Rock and Roll" Led Zeppelin), ale przeważnie były to banalne kawałki, znacznie poniżej kompozytorskich i wykonawczych umiejętności danego wykonawczy. Tak jest niestety w przypadku Ten Years After i tego albumu. A niestety tego typu grania jest tu całkiem sporo - prawie cała druga strona winylowego wydania jest utr

[Recenzja] Ten Years After - "A Space in Time" (1971)

Obraz
Na "A Space in Time" znalazł się największy przebój w karierze Ten Years After - "I'd Love to Change the World". Będący zarazem jednym z fajniejszych utworów w repertuarze grupy. Bardzo energetyczny, z chwytliwą melodią, oraz ciekawym zestawieniem niemal folkowych partii gitary akustycznej i stricte rockowych, porywających solówek Alvina Lee na "elektryku". Niestety, ze względu na obecność tylko jednego gitarzysty w składzie, na żywo utwór wypadał nieco słabiej i pewnie dlatego zespół rzadko wykonywał go podczas koncertów. Za to jako singiel sprawdził się idealnie, nie tylko ze względu na przebojowy charakter - był po prostu doskonałą zapowiedzią "A Space in Time", pokazującą jaką ewolucję przeszedł styl zespołu. Jest to bowiem longplay łagodniejszy, bardziej wyciszony od wcześniejszych wydawnictw Ten Year After. Bardzo dużo tutaj brzmień akustycznych. W "Hard Monkeys", "Once There Was a Time" i "I've Been

[Recenzja] Ten Years After - "Watt" (1970)

Obraz
"Watt" to jeden z mniej popularnych i słabiej ocenianych albumów Ten Years After. Co prawda sprzedawał się równie dobrze, co poprzednie albumy grupy, ale nie przyniósł grupie żadnego przeboju ani koncertowego klasyka. Choć w sumie na brak dobrych utworów nie można narzekać. Świetnie wypada otwieracz - "I'm Coming On" to potężna dawka energii, z niezłą melodią, oraz porywającymi gitarowymi popisami Alvina Lee i intensywnym podkładem rytmicznym. Całkiem niezły jest również "I Say Yeah", także energetyczny, choć nieco lżejszy brzmieniowo (większą rolę odgrywają klawisze Chicka Churchilla), z nieco funkową rytmiką i ocierającą się o jazz częścią instrumentalną. Wpływy jazzowe słychać także w "Going Run" i "She Lies in the Morning". W obu pojawiają się porywające jazzrockowe improwizacje, a drugi z nich ponadto wyróżnia się niesamowicie chwytliwą częścią "piosenkową". To najlepszy fragment całości, ex aequo z "Thi

[Recenzja] Ten Years After - "Cricklewood Green" (1970)

Obraz
"Cricklewood Green" to jeden z największych sukcesów - artystycznych i komercyjnych - Ten Years After. Pod względem stylistycznym album jest bardziej zróżnicowany od swojego poprzednika, "Ssssh", ale zarazem bardziej spójny od "Stonedhenge". Muzykom udało się znaleźć własne brzmienie, dzięki któremu zachowują rozpoznawalność, mimo poruszania się po różnych stylach. Przeważającym elementem oczywiście wciąż jest blues, ale już nie pełni tak dominującej roli, jak na "Ssssh", nie wspominając nawet o debiutanckim "Ten Years After". Longplay rozpoczyna się od dwóch bardzo energetycznych i przebojowych kawałków - "Sugar the Road" i "Working on the Road". Wszystko jest tutaj na właściwym miejscu: ostre, porywające partie gitary Alvina Lee, przyjemne organowe tło Chicka Churchilla, a także ta sprawna gra Leo Lyonsa i Rica Lee. Ciekawostką jest użycie syntezatora we wstępie pierwszego z tych utworów - w chwili wydania t

[Recenzja] Ten Years After - "Ssssh" (1969)

Obraz
"Ssssh" to pierwszy album Ten Years After, który został doceniony także po drugiej stronie Atlantyku. Zapewne był to efekt udanego występu grupy na festiwalu Woodstock, który zbiegł się w czasie z premierą longplaya (w sierpniu 1969 roku). Sukces szedł jednak w tym przypadku w parze z artystyczną wartością. "Ssssh" idealnie wpasował się w swój czas. Zespół wrócił tu do swoich bluesowych korzeni (od których oddalił się nieco na wydanym kilka miesięcy wcześniej, także w 1969 roku, "Stonedhenge"), a jednocześnie zabrzmiał ostrzej i ciężej niż kiedykolwiek wcześniej, zbliżając się do zyskującego wówczas coraz większą popularność hard rocka. Ale nie zabrakło tu eksperymentów z innymi stylami - choć tym razem są bardziej przemyślane i nie szkodzą spójności albumu. Dwa kluczowe punkty albumu to utwory kończące każdą ze stron winylowego wydania. "Good Morning Little Schoolgirl" to porywające opracowanie bluesowego standardu, oryginalnie nagraneg

[Recenzja] Ten Years After - "Stonedhenge" (1969)

Obraz
"Stonedhenge" to najbardziej eklektyczny album Ten Years After. Zespół chętnie w tamtym czasie eksperymentował z jazzem czy psychodelią, co świetnie słychać już w rozpoczynającym longplay "Going to Try". Mimo dość krótkiego czasu trwania, utwór pełen jest zmian nastroju i dynamiki; przeplatają się w nim wpływy różnych stylów. Z drugiej strony utwór posiada także bardzo melodyjną linię wokalną - Alvin Lee daje tutaj naprawdę świetny popis swoich możliwości wokalnych. W warstwie muzycznej najbardziej błyszczy natomiast klawiszowiec Chick Churchill, grający charakterystyczny motyw na pianinie, będący jedynym powracającym fragmentem, a także długie psychodeliczne solo na organach. Innym nietypowym utworem jest ośmiominutowy "No Title", z bardzo eksperymentalną częścią instrumentalną, umieszczoną między klamrą w postaci klimatycznego wstępu i zakończenia, w której znów uwagę przyciąga świetny śpiew Alvin. Na albumie znalazły się też bardziej konwencjon

[Recenzja] Ten Years After - "Undead" (1968)

Obraz
Muzycy Ten Years After bardzo wcześnie zdecydowali się na wydanie pierwszego albumu koncertowego - mniej niż rok po studyjnym debiucie. Na szczęście znalazł się tutaj zupełnie inny materiał, niepowtarzający się ani z pierwszym, ani kolejnymi studyjnymi longplayami grupy. Nagrań dokonano 16 maja 1968 roku w małym londyńskim klubie jazzowym Klooks Kleek. Miejsce bynajmniej nie było przypadkowe, bo choć zespół kojarzony jest przede wszystkim z blues rockiem, w początkach kariery muzycy inspirowali się także jazzem. Nieśmiało dali temu wyraz na debiucie (miniaturka "Adventures of a Young Organ"), a w pełni potwierdzili właśnie na "Undead". Całą pierwszą stronę winylowego wydania wypełniają dwie rozbudowane jazzrockowe kompozycje. Najpierw rozbrzmiewa dziesięciominutowy "I May Be Wrong, But I Won't Be Wrong Always", a następnie niewiele krótsza wersja "Woodchopper's Ball" z repertuaru amerykańskiego jazzmana Woody'ego Hermana. Oba opi