[Recenzja] Townes Van Zandt - "Townes Van Zandt" (1969)
Trzeci album Townesa Van Zandta tylko częściowo składa się z premierowego materiału. Z dziesięciu utworów aż cztery to nowe wersje kompozycji z debiutu ("For the Sake of the Song", "Waiting Around to Die", "I'll Be Here in the Morning" i "(Quicksilver Daydreams of) Maria"). Przyczyną tego nie był jednak kryzys twórczy muzyka, a jego niezadowolenie ze zbyt bogatych aranżacji oryginalnych wersji. Tym razem aranżacje - zarówno tych starszych kawałków, jak i premierowych - są bardzo ascetyczne (choć w "Maria" znów pojawia się partia smyczków). Townes śpiewa przeważnie z akompaniamentem samej gitary akustycznej, do której czasem dochodzi harmonijka, perkusja, oraz - tylko w jednym utworze - gitara basowa. Co ciekawe, w opisie longplaya zabrakło informacji kto gra na tych instrumentach. Pod względem stylistycznym, album - w odniesieniu do swojego folkowego poprzednika - bliższy jest muzyki country. Dominują tutaj utwory w tym stylu