Posty

Wyświetlam posty z etykietą mountain

[Recenzja] Mountain - "Live: The Road Ever Goes On" (1972)

Obraz
Intensywne koncertowanie z przerwami na nagrywanie kolejnych albumów zmęczyło muzyków, którzy postanowili poświęcić się innym zajęciom. Felix Pappalardi wrócił do pracy producenta, Leslie West i Corky Laing nawiązali współpracę z Jackiem Bruce'em - przyjmując niezbyt oryginalny szyld West, Bruce and Laing - natomiast Steve Knight całkowicie wycofał się muzycznego biznesu. Na wieść o zawieszaniu Mountain błyskawicznie zareagował wydawca grupy, kompilując pierwszy w dyskografii grupy album stricte koncertowy. Wypełniły go nagrania zarejestrowane podczas trzech różnych występów w latach 1969-70. Tytuł "The Road Ever Goes On" został zaczerpnięty z "Hobbita" J.R.R. Tolkiena. Okładkę tradycyjnie przygotowała Gail Collins - żona Pappalardiego i autorka wielu tekstów grupy. Całość rozpoczynają dwa utwory zarejestrowane podczas występu na festiwalu w Woodstock, 16 sierpnia 1969 roku. Znana z "Mountain", solowego debiutu Westa, kompozycja "Long Red&q

[Recenzja] Mountain - "Flowers of Evil" (1971)

Obraz
Będąc pod silnym wpływem Cream, muzycy Mountain nie mogli odmówić sobie nagrania albumu składającego się zarówno ze studyjnych, jak i koncertowych nagrań. Studyjna część "Flowers of Evil", odpowiadająca pierwszej stronie winylowego wydania, wypada przyzwoicie, choć słychać pewną rutynę. Tytułowy kawałek to kolejny czadowy i raczej banalny otwieracz z surowym śpiewem Lesliego Westa, nieco zbyt patetyczny "King's Chorale" to jeszcze jedna instrumentalna miniatura, natomiast "Pride and Passion" z trochę mniej oczywistą budową i natchnionym śpiewem Felixa Pappalardiego to tutejszy odpowiednik tytułowego nagrania z "Nantucket Sleighride". Zostają dwa utwory: "One Last Cold Kiss" i "Crossroader". Na wyróżnienie zasługuje ten drugi, którego tytuł nie przypadkiem kojarzy się ze słynnym "Crossroads" Cream. To jeszcze jeden czadowy, ale tym razem niebanalny kawałek, zagrany w niemalże porywający sposób. Ciekawe, że za

[Recenzja] Mountain - "Nantucket Sleighride" (1971)

Obraz
Drugi album Mountain nie przynosi praktycznie żadnych zaskoczeń. Podobnie, jak na debiutanckim "Climbing!", bardziej jednoznaczne stylistycznie kawałki, najczęściej z szorstkim śpiewem Lesliego Westa, przeplatają się tutaj z trochę bardziej różnorodnymi nagraniami, podniośle wyśpiewywanymi przez Felixa Pappalardiego. Jeśli chodzi o te pierwsze, to całkiem nieźle wypada hardrockowy "Don't Look Around", choć nie jest to tak konkretny otwieracz, jak "Mississippi Queen" z poprzednika. Pozostałe z jednoznacznych kawałków wypadają raczej sztampowo, co szczególnie dotyczy boogie "The Animal Trainer and the Toad" i bluesa "The Great Train Robbery". Natomiast śpiewane przez Pappalardiego utwory w rodzaju tytułowego "Nantucket Sleighride", dedykowanemu Jimiemu Hendrixowi "Tired Angels" czy "Travellin' in the Dark" łączą hardrockowe patenty z subtelniejszymi momentami. We wszystkich trzech uwagę zwracają

[Recenzja] Mountain - "Climbing!" (1970)

Obraz
Korzenie amerykańskiej grupy Mountain sięgają 1969 roku, kiedy to doszło do spotkania Lesliego Westa, byłego gitarzysty rhythm and bluesowego The Vargants, oraz Felixa Pappalardiego, producenta najbardziej znanego ze współpracy z Cream. Pappalardi zaoferował Westowi pomoc w nagraniu solowego albumu. Wystąpił na nim nie tylko w roli producenta, ale także basisty i klawiszowca. Składu dopełnił natomiast perkusista Norman D. Smart. Album, stylistycznie utrzymany na pograniczu hard rocka i bluesa, został wydany w lipcu 1969 roku pod tytułem "Mountain", nawiązującym do sporych rozmiarów Westa. Wkrótce potem pojawił się pomysł trasy koncertowej. Do muzyków grających na albumie dołączył klawiszowiec Steve Knight, podjęto też decyzję o przekształceniu projektu w regularny zespół, któremu nadano nazwę Mountain. Grupa szybko zdobyła uznanie, m.in. za sprawą dobrze przyjętego występu na festiwalu Woodstock. Jeszcze przed końcem tego roku muzycy, w nieco zmienionym składzie - nowy