Posty

Wyświetlam posty z etykietą motorhead

[Recenzja] Motörhead - "Under Cöver" (2017)

Obraz
Grupa Motörhead w ciągu swojej długoletniej kariery nagrała wiele coverów. Tylko część z nich znalazła się na właśnie wydanej kompilacji "Under Cöver". W większości są to utwory zarejestrowane już w XXI wieku. Wyjątek stanowią dwa kawałki z wydanego w 1992 roku albumu "March ör Die". Większość pozostałych nagrań również była już wcześniej wydana - czy to na regularnych longplayach grupy, czy też na składankach będących hołdem dla różnych wykonawców. Jedyną premierą jest przeróbka przeboju Davida Bowiego, "Heroes", zarejestrowana w 2015 roku, podczas sesji nagraniowej ostatniego albumu zespołu, "Bad Magic". Zagrana została z typowo motörheadowym brzmieniem, a chrypiący głos Lemmy'ego drastycznie różni się od partii Bowiego, lecz poza tym utwór pozostaje wierny oryginałowi. Podobnie jest z innymi kompozycjami. Przeróbki Stonesów ("Jumpin' Jack Flash" i "Sympathy for the Devil") brzmią znacznie ciężej, ale już cove

[Recenzja] Motörhead - "Bad Magic" (2015)

Obraz
Już od pierwszych sekund grupa daje jasno do zrozumienia, że nie ma zamiaru niczego zmieniać, niczym zaskakiwać. "Victory or Die" to stuprocentowy Motörhead - szybkie tempo, ciężkie brzmienie i charakterystyczny, zachrypnięty wokal Lemmy'ego. Chociaż akurat jeśli chodzi o ten ostatni element, to pewną różnicę słychać, nawet w porównaniu z wydanym dwa lata wcześniej albumem "Aftershock". Wokalista jest tutaj jeszcze bardziej zachrypnięty i jakby zmęczony. To pewnie efekt jego problemów zdrowotnych, o czym głośno było ostatnio w mediach. Muzycznie jest jednak jak zwykle bardzo energetycznie i ciężko uwierzyć, że średnia wieku grających tutaj muzyków wynosi 58 lat! Gdyby tylko troszkę bardziej dbali o różnorodność utworów... Przy pierwszym przesłuchaniu kolejnego na płycie "Thunder & Lightning" miałem wrażenie, że przez przypadek jeszcze raz odtworzony został poprzedni kawałek. Dopiero w refrenie wyraźniej słychać, że to jednak inny utwór. Przed k

[Recenzja] Motörhead - "Aftershock" (2013)

Obraz
Czego należy spodziewać się po nowym albumie Motörhead? Ostrego, szybkiego i bardzo energetycznego grania. Dokładnie tak, jak na klasycznych dokonaniach w rodzaju "Overkill", "Bomber" czy "Ace of Spades". Już pierwszy udostępniony przez zespół kawałek, "Crying Shame", pokazywał, że muzycy są w dobrej formie. Chociaż średnia ich wieku mocno przekracza 50 lat, a sam Lemmy zbliża się do siedemdziesiątki, to wciąż potrafią przyłożyć mocniej od większości współczesnych rockowych grup. Większość utworów z najnowszego wydawnictwa spokojnie mogłaby trafić na któryś z wspomnianych wyżej albumów (np. "Heartbreaker", "End of Time", "Going to Mexico", "Queen of the Damned", "Paralyzed"). Wiele z nich ma też spory potencjał komercyjny, w dobrym tego słowa znaczeniu, żeby wspomnieć tylko o "Knife" czy "Keep Your Powder Dry".  Na "Aftershock" nie brak jednak bardziej zask

[Recenzja] Motörhead - "March ör Die" (1992)

Obraz
Początek lat 90. był niewątpliwie udanym okresem dla Motörhead. Album "1916" odniósł komercyjny sukces i został nominowany do nagrody Grammy. Warto też wspomnieć o współpracy Lemmy'ego z Ozzym Osbourne'em - pomógł skomponować cztery utwory na jego album "No More Tears" (w tym przeboje "Mama, I'm Coming Home" i "I Don't Want to Change the World"), co z pewnością przyczyniło się do wzrostu zainteresowania jego grupą. Niestety, dobra passa nie trwała długo. Już podczas pracy nad albumem "March ör Die" doszło do zmian w składzie. W trakcie sesji ze składu odszedł Phil Taylor. Jego grę słychać tylko w jednym kawałku. Większość partii perkusyjnych zarejestrował Tommy Aldridge (znany ze współpracy z Osbourne'em), w jednym utworze zagrał ponadto Mikkey Dee, który wkrótce potem został członkiem zespołu (a z tej trójki tylko jego nazwisko pojawiło się na okładce albumu). Gdy longplay się ukazał, nie stał się kolejnym hi

[Recenzja] Motörhead - "1916" (1991)

Obraz
W 1987 roku do Motörhead wrócił perkusista Phil Taylor, po czym grupa nagrała album zatytułowany "Rock 'n' Roll". Był to najbardziej monotonny i najmniej wyrazisty album zespołu z wydanych do tamtej pory. Sprzedawał się nieźle, ale nie spotkał się z uznaniem krytyki. Muzycy wyciągnęli odpowiednie wnioski, zrobili sobie dłuższą przerwę, po czym nagrali kolejny album, na którym zadbali o większą różnorodność. Czy wyszło to na dobre? Początek longplaya bynajmniej nie zapowiada żadnych zmian. Cztery pierwsze kawałki to typowy Motörhead - energetyczne, rozpędzone granie na pograniczu hard rocka, heavy metalu i punku. Najbardziej z nich przebojowy, rock'n'rollowy "Going to Brazil" stał się kolejnym koncertowym klasykiem. "I'm So Bad (Baby I Don't Care)" i singlowy "The One to Sing the Blues" również były chętnie wykonywane podczas występów. Słusznie zapomniany został natomiast zupełnie bezbarwny "No Voices in the S

[Recenzja] Motörhead - "Orgasmatron" (1986)

Obraz
Po zakończeniu trasy promującej album "Another Perfect Day", ze składu wyleciał Brian Robertson. Koncerty wyraźnie pokazały, że nie pasował on do tego zespołu, a w dodatku odmawiał grania starszych kawałków.  Jego miejsce zajęli aż dwaj gitarzyści: Phil Campbell, który do dziś występuje z grupą, oraz Michael "Würzel" Burston, który odszedł w połowie lat 90. Niedługo później, ze składu odszedł także perkusista Phil Taylor. Jego tymczasowym, jak się wkrótce okazało, zastępcą został Pete Gill (wcześniej członek Saxon). Nowy skład, w którym jedynym oryginalnym członkiem był Lemmy, po raz pierwszy wszedł do studia w 1984 roku, by zarejestrować cztery nowe utwory na kompilację "No Remorse" (wśród których znalazł się spory przebój "Killed by Death"). Głównym celem tego wydawnictwa było wypełnienie kontraktu z dotychczasowym wydawcą. Następnie zespół stworzył własną wytwórnię i bez pośpiechu zabrał się za nowy materiał, który ukazał się dopiero w

[Recenzja] Motörhead - "Another Perfect Day" (1983)

Obraz
"Another Perfect Day" to jedyny album zespołu nagrany z gitarzystą Brianem Robertsonem, znanym przede wszystkim z grupy Thin Lizzy. Zmiana składu zaowocowała wzbogaceniem stylu o nowe elementy. Rozpoczynający całość "Back at the Funny Farm" to akurat kawałek bardzo typowy dla Motörhead, utrzymany w szybkim tempie i oparty na charakterystycznym, uwypuklonym w miksie basie. Jednak już "Shine" i "Dancing on Your Grave" zawierają więcej elementów charakterystycznych dla typowego hard rocka, bardziej wyrazista jest tu warstwa melodyczna, zarówno za sprawą solówek Robertsona, jak i śpiewu Lemmy'ego. Takich momentów jest tu więcej, żeby wspomnieć o wolniejszym "One Track Mind", tytułowym "Another Perfect Day", czy najbardziej znanym z tego albumu "I Got Mine". Nawet w bardziej typowych kawałkach zdarzają się niespodzianki, jak partia pianina w "Rock It". Włączenie to instrumentarium brzmień klawiszowych

[Recenzja] Motörhead - "Iron Fist" (1982)

Obraz
Jakoś tak plastikowo wygląda ta żelazna pięść z okładki. Na szczęście, grafika nie przekłada się na zawartość muzyczną. Może trochę słabsze jest brzmienie. Producentem tym razem został gitarzysta grupy, Eddie Clarke (wsparty przez Willa Reida Dicka), a efekt jego pracy jest często krytykowany. Sam Lemmy nie krył swojego rozczarowania, co doprowadziło do pierwszego rozłamu w zespole. Clarke odszedł z zespołu wkrótce potem, podczas sesji nagraniowej EPki Lemmy'ego i wokalistki Wendy O. Williams, podczas której znów pełnił rolę producenta. Tym samym, "Iron Fist" jest ostatnim albumem klasycznego składu Motörhead. Pomijając kwestię brzmienia - może i nie jakiegoś słabego, ale różnego w zależności od utworu - sam materiał nie do końca przekonuje. Wciąż jest to bardzo energetyczne granie, ale muzycy coraz bardziej zjadają swój ogon. Utwór tytułowy (najbardziej znany z tego zestawu, co stało się swego rodzaju tradycją) to wyjątkowo bezczelna kopia "Ace of Spades&qu

[Recenzja] Motörhead - "No Sleep 'til Hammersmith" (1981)

Obraz
Pierwsza koncertówka w repertuarze Motörhead została zarejestrowana w szczytowym momencie kariery grupy. Wbrew tytułowi, nagrania nie mają nic wspólnego z londyńskim Hammersmith Odeon. Większość materiału pochodzi z występów w Leeds (28 marca 1981 roku) oraz Newcastle (29 i 30 marca), ponadto znalazł się tu też jeden kawałek z nieokreślonego występu z 1980 roku. Na repertuar składa się pięć kompozycji z albumu "Overkill" (tytułowa, "Stay Clean", "Metropolis", "No Class", "Capricorn"), trzy z "Ace of Spades" (tytułowa, "The Hammer", "(We Are) The Road Crew"), dwie z eponimicznego debiutu (tytułowa, "Iron Horse / Born to Lose") i tylko jedna z "Bomber" (tytułowa). Wykonania nie odbiegają od albumowych, jednak energia jest tu jeszcze większa. To zresztą za mało powiedziane, bo muzycy grają tu naprawdę powalająco, z niesamowitym wręcz czadem. Wrażenie robi zwłaszcza potężne brzmienie

[Recenzja] Motörhead - "Ace of Spades" (1980)

Obraz
Najsłynniejszy album Motörhead. To tutaj znalazł się najbardziej znany kawałek zespołu (tytułowy "Ace of Spades") i kilka innych chętnie wykonywanych na żywo utworów ("The Chase Is Better Than the Catch", "(We Are) the Road Crew", "The Hammer"). A pomiędzy nimi nie brakuje zwyczajnych wypełniaczy (w rodzaju np. "Love Me Like a Reptile", "Fire Fire", "Jailbait", "Dance"). Zespół nie proponuje tutaj niczego nowego, po prostu powtarza patenty z poprzednich albumów. Ale ze słabszym efektem, bo i repertuar słabszy - mniej tu wyrazistych kawałków i żadnych prób urozmaicenia materiału. Nie mam pojęcia, dlaczego akurat ten album spotkał się z tak dobrym przyjęciem. Mogę jeszcze zrozumieć, ze zrobił wrażenie w Stanach, bo poprzednie longplaye w ogóle nie były tam wydane (choć akurat tam nie spotkał się początkowo z tak wielkim zainteresowaniem). Ale w Europie, gdzie wcześniej ukazały się "Overkill"

[Recenzja] Motörhead - "Bomber" (1979)

Obraz
Album "Overkill" okazał się sporym sukcesem komercyjnym, więc zespół jeszcze w tym samym roku przygotował i wydał kolejny album, zatytułowany "Bomber". Producentem ponownie został Jimmy Miller (mający na koncie współpracę m.in. z The Rolling Stones, Traffic i Blind Faith), który jednak był praktycznie nieobecny ze względu na silne uzależnienie od heroiny. Dostarczył za to muzykom inspiracji do napisania ich pierwszego utworu o tematyce anty-narkotykowej - "Dead Men Tell No Tales". Brzmienie albumu jest równie solidne, co na poprzedniku, natomiast stylistyka jest typowo motörheadowa (z jednym wyjątkiem, o czym więcej za chwilę). Nie ma tu tylu klasycznych kawałków, co na "Overkill". W koncertowym repertuarze na dłużej zagościły jedynie kawałek tytułowy i... pominięty na winylowym wydaniu "Over the Top" (oryginalnie strona B singla "Bomber"). Jest to w sumie dziwne, bo nie brakuje tu naprawdę fajnych kawałków, przy któryc

[Recenzja] Motörhead - "Overkill" (1979)

Obraz
Motörhead to zespół, którego twórczość sprawdza się przede wszystkim na koncertach czy w pubie przy kuflu piwa. Do słuchana w domu, w większym skupieniu, jest zbyt monotonna (to jeszcze zależy od albumu), nastawiona wyłącznie na rozrywkę, pozbawiona jakiś większych artystycznych aspiracji. Sam kompletnie nie rozumiałem fenomenu popularności grupy, dopóki nie wziąłem udziału w jej koncercie (na Sonisphere Festival 2011). W takich warunkach trudno nie dać się porwać energetycznej muzyce zespołu. Historia Motörhead sięga 1975 roku. Właśnie wtedy Lemmy Kilmister został zwolniony z grupy Hawkwind i postanowił zebrać własny skład. Od samego początku zespół posiadał rozpoznawalny styl, wywodzący się bezpośrednio z rock and rolla i łączący hardrockowy, a nawet już metalowy ciężar z punkową prostotą. Dzięki temu grupa zdobyła popularność zarówno wśród słuchaczy modnego wówczas punku, jak i właśnie powstającego metalu. Przy czym jest to muzyka pozbawiona największych wad tych stylów. W