Posty

Wyświetlam posty z etykietą king gizzard and the lizard wizard

[Recenzja] King Gizzard and the Lizard Wizard - "The Silver Cord" (2023)

Obraz
Zeszłoroczny październik przyniósł aż trzy nowe albumy King Gizzard & the Lizard Wizard. Tym razem ukazuje się tylko jeden. I zgodnie z wcześniejszą zapowiedzią, "The Silver Cord" to przeciwieństwo, a zarazem dopełnienie, opublikowanego w czerwcu "PetroDragonic Apocalypse". Oba wydawnictwa są jak yin i yang: poprzedni utrzymany w metalowej stylistyce, najnowszy - zarejestrowany wyłącznie przy pomocy przeróżnych instrumentów klawiszowych, syntezatorów, elektronicznych bębnów i automatów perkusyjnych. Wciąż aktualne pozostaje pytanie, kiedy muzycy znajdują czas nie tylko na nagrywanie takich ilości muzyki, ale też dokonywanie tych wszystkich przewrotów stylistycznych. Wiadomo, że podstawę "The Silver Cord" stanowią nagrania ze stycznia tego roku w australijskim studiu zespołu. Liczne nakładki rejestrowano natomiast od marca do lipca w busach, hotelach i na lotniskach podczas trasy po Stanach i Europie, w tym także w Polsce. Całość zmiksowano w Australii

[Recenzja] King Gizzard and the Lizard Wizard - "PetroDragonic Apocalypse; or, Dawn of Eternal Night: An Annihilation of Planet Earth and the Beginning of Merciless Damnation" (2023)

Obraz
Najczęściej wydający nowe płyty zespół świata, King Gizzard and the Lizard Wizard, postanowił opublikować album o tytule jeszcze dłuższym niż tegoroczne dzieło Yvesa Tumora.  "PetroDragonic Apocalypse; or, Dawn of Eternal Night: An Annihilation of Planet Earth and the Beginning of Merciless Damnation" to pierwsze z zaledwie dwóch studyjnych wydawnictw zapowiedzianych na ten rok - w 2022, ale też 2017, było ich po pięć - które mają się między sobą różnić jak yin i yang. Australijczycy są oczywiście znani z częstych zmian stylu, przeważnie z płyty na płytę. Najnowszy longplay nie otwiera jednak żadnej nowej ścieżki. To kontynuacja "Infest the Rats' Nest" z roku 2019, na którym grupa spróbowała swoich sił w metalu. Zdecydowanie nie byłem miłośnikiem tego oblicza KGLW. Nawet nie chodzi o samą stylistykę, ale podejście do niej w raczej sztampowy sposób, niemal całkiem tracąc rozpoznawalność, co zdarzyło się muzykom tylko w tym wcieleniu. "PetroDragonic Apocalyps

[Recenzja] King Gizzard and the Lizard Wizard - "Changes" (2022)

Obraz
Trochę dziwnie było w zeszłym tygodniu beż żadnego nowego wydawnictwa King Gizzard and the Lizard Wizard. Ale w końcu jest. Trzeci całkowicie premierowy album Australijczyków w tym miesiącu i piąty w tym roku. Nie zdziwiłbym się, gdyby muzycy gdzieś za miesiąc zapowiedzieli kolejną płytę, choćby i ze świątecznymi piosenkami, bo w zasadzie czemu nie? Jak oni to robią? Na pewno pomaga posiadanie własnego studia, gdzie w każdej chwili mogą popracować nad kolejnym projektem. A zwykle pracują nad kilkoma naraz. Prace nad właśnie wydanym "Changes" zaczęły się zresztą już w 2017 roku, ale wtedy instrumentalistom zabrakło, jak sami przyznali, odpowiedniego warsztatu. Na album złożyło się siedem utworów, a pierwsze litery kolejnych tytułów stanowią akronim słowa "Changes". Dodatkowo płytę wydano w siedmiu różnych wersjach, z sześcioma wariantami okładki - tylko wyżej wklejony powtarza się dwukrotnie. Stylistyka materiału długo pozostawała tajemnicą. Na podstawie okładki spek

[Recenzja] King Gizzard and the Lizard Wizard - "Laminated Denim" (2022)

Obraz
Chociaż dziś mija dopiero tydzień od premiery "Ice, Death, Planets, Lungs, Mushrooms and Lava", w międzyczasie zdążyło ukazać się już kolejne wydawnictwo King Gizzard and the Lizard Wizard z premierowym materiałem. Niektóre rockowe gwiazdy mogłyby się sporo nauczyć od Australijczyków. I nie chodzi tylko o szaloną częstotliwość publikowania nowych płyt - bo ta często nie wychodzi im na dobre - a fakt, że ten album ponownie jest wyraźnie inny od poprzedniego, choć jednocześnie grupa nie traci rozpoznawalności. Nie sposób więc mówić o jakimkolwiek wyeksploatowaniu formuły, choć to przecież już czwarty album zespołu w tym roku z pięciu zapowiedzianych, nie licząc wydawnictwa z remiksami, zbioru demówek oraz dwóch koncertówek, jakie ukazały się od stycznia. "Laminated Denim" powstał w całości latem tego roku, podczas tych samych jamowych sesji, w trakcie których zarejestrowano zeszłotygodniowy album. Jeszcze przed premierą zapowiadano go jako duchowego następcę , a późni

[Recenzja] King Gizzard & the Lizard Wizard - "Ice, Death, Planets, Lungs, Mushrooms and Lava" (2022)

Obraz
Październik należy do King Gizzard & the Lizard Wizard. Australijczycy zaplanowali na ten miesiąc aż trzy nowe albumy. Każdy z nich ma pokazywać inne oblicze grupy. Dziś premiera pierwszego z nich, "Ice, Death, Planets, Lungs, Mushrooms and Lava". To materiał stworzony od podstaw w studiu, do którego muzycy weszli praktycznie bez żadnego przygotowania - mając gotowe jedynie tytuły utworów - co przełożyło się na wydawnictwo o bardzo luźnym, jamowym charakterze. W ten sam sposób nagrano już wcześniej utwór "The Dripping Point" z kwietniowego "Omnium Gatherum", ze świetnym efektem, co najwidoczniej zachęciło zespół do powtórzenia tego na skalę całej płyty. Ale grupa nie porzuca też innych podjętych ostatnio wątków. Już za cztery dni powinno pojawić się kolejne wydawnictwo, "Laminated Denim", będące bezpośrednią kontynuacją wypuszczonego w marcu "Made in Timeland", na którym eksplorowano bardziej elektroniczne rejony. Na 28 października

[Recenzja] King Gizzard and the Lizard Wizard - "Omnium Gatherum" (2022)

Obraz
Nie ukrywam, że czuję się już znudzony  tematycznymi albumami King Gizzard and the Lizard Wizard, na których zespół kolejno próbuje sił w różnych stylach. Mam wrażenie, że dla muzyków ważniejsze jest, by poszczególne utwory wpisywały się w dany schemat, niż ich jakość. A może po prostu ta stylistyczna jednorodność sprawia, że trudniej mi odróżnić od siebie i docenić poszczególne kompozycje. Problem ten nie dotyczy jednak najnowszego wydawnictwa australijskiej grupy. "Omnium Gatherum" - dwudziesty trzeci album w całej studyjnej dyskografii, a trzeci tylko w tym roku (po "Butterfly 3001" z remiksami utworów z zeszłorocznego "Butterfly 3000", a także inspirowanym progresywną elektroniką, IDM-em i techno "Made in Timeland") - zbiera utwory napisane na przestrzeni kilku ostatnich lat, których stylistyczny rozrzut jest niesamowity. Ten eklektyzm działa wszakże zarówno na korzyść, jak i na niekorzyść wydawnictwa. Plusem jest niewątpliwie to, że utwory

[Recenzja] King Gizzard and the Lizard Wizard - "Butterfly 3000" (2021)

Obraz
King Gizzard and the Lizard Wizard nie zwalnia tempa. Nie minęła jeszcze połowa 2021 roku, a dyskografia Australijczyków powiększyła się w tym czasie już o dwa albumy z premierowym materiałem. Najnowszy, "Butterfly 3000", właśnie trafił do streamingu i do sprzedaży. Tym razem zespół po raz kolejny zmienił swój styl. Przynajmniej pozornie. Problem z tą grupą polega na tym, że muzycy co chwilę wymyślają nowy kierunek (lub powrót do któregoś z wcześniejszych, jak było niedawno w przypadku płytowego duetu "K.G." i "L.W."), ale nie dają sobie czasu, na skomponowanie ciekawych utworów, tylko od razu wchodzą do studia. Rezultatem tego są taśmowe kompozycje, oparte na tych samych schematach, powielające w kółko te same rozwiązania melodyczne, harmoniczne czy rytmiczne. Inne są tylko aranżacje. W przeciwieństwie do ostatnich albumów, na "Butterfly 3000" nie ma eksperymentów z mikrotonalnością ani ostrzejszych gitar. Jest za to sporo syntezatorów, akustycz

[Recenzja] King Gizzard & The Lizard Wizard - "L.W." (2021)

Obraz
King Gizzard & The Lizard Wizard słynie z częstych zmian stylu, dokonywanych nierzadko z albumu na album. Tym razem jednak po raz trzeci w karierze, a drugi z rzędu, proponuje zabawy ze skalami mikrotonowymi, psychodelią i orientalizmami. Jako trzecia część tego mikrotonowego cyklu, rozpoczętego przez "Flying Microtonal Banana" w 2017 roku, a zarazem bezpośrednia kontynuacja zeszłorocznego "K.G.", "L.W." przynosi raczej przewidywalną muzykę. Nie poczytuję tego za wadę, gdyż stylistyczne poszukiwania i wybory Australijczyków często bywają niezbyt trafne, natomiast w takim graniu odnajdują się wyjątkowo dobrze, a przy tym brzmi dość oryginalnie. Zastanawiam się jednak, czy kompozycje na dwa najnowsze albumy powstawały równolegle, a jeśli tak, to czy nie lepszym rozwiązaniem byłaby selekcja tych najlepszych i opublikowanie ich na jednym longplayu? "K.G." i "L.W." można traktować jako całość. dwie płyty tego samego albumu. Stylistyka je

[Recenzja] King Gizzard & the Lizard Wizard - "K.G." (2020)

Obraz
Ostatnie dokonania King Gizzard & the Lizard Wizard, publikowane w zastraszającym tempie, tak bardzo mnie rozczarowały, że miałem już nie słuchać kolejnych płyt. Dowiedziałem się jednak dość przypadkiem, że najnowsze wydawnictwo Australijczyków ma być bezpośrednią kontynuacją "Flying Microtonal Banana" sprzed trzech lat. Jak dotąd jedynego ich albumu, który zrobił na mnie wyłącznie pozytywne wrażenie, prezentując całkiem świeże podejście do rocka psychodelicznego, poprzez wykorzystanie skali mikrotonowych. Już utrzymana w podobnej kolorystyce okładka stanowi wyraźne nawiązanie. Natomiast widoczny na niej napis "Volume 2" jasno daje do zrozumienia, że to właśnie "K.G." jest drugą odsłoną cyklu "Explorations Into Microtonal Tuning", rozpoczętego przez "Flying Microtonal Banana" (dotąd błędnie brałem za nią następny w dyskografii "Murder of the Universe"). Czy po kilku - ściśle mówiąc sześciu - nienajlepszych albumach wydanyc

[Recenzja] King Gizzard & the Lizard Wizard - "Infest the Rats' Nest" (2019)

Obraz
King Gizzard & the Lizard Wizard na swoim drugim tegorocznym albumie, "Infest the Rats' Nest", postanowili zmierzyć się ze stylistyką odległą od wszystkiego, czego próbowali wcześniej. Zresztą nie pierwszy raz w swojej karierze. Tym razem nie porwali się jednak na coś, co z dużym prawdopodobieństwem by ich przerosło (jak próba grania jazz rocka na wydanym dwa lata temu "Sketches of Brunswick East"). Wręcz przeciwnie. Sięgnęli po stylistykę, z którą żaden muzyk nie powinien mieć większych problemów. Nawet nie trzeba było angażować wszystkich członków septetu - w sesji udział wzięło w zasadzie trzech muzyków: śpiewający gitarzysta i basista Stu Mackenzie, grający na gitarze i basie Joey Walker oraz perkusista Michael Cavanagh. Trio, w niewielkim stopniu wsparte przez innych członków zespołu, postanowiło zmierzyć się z thrash metalem. Wydany już parę miesięcy temu singiel "Planet B" prezentuje się nawet nieźle. Oprócz typowo thrashowej pracy gi

[Recenzja] King Gizzard & the Lizard Wizard - "Fishing for Fishies" (2019)

Obraz
Australijska grupa King Gizzard & the Lizard Wizard wyróżnia się na scenie retro-rockowej. Przede wszystkim swoją studyjną (nad)aktywnością. W niespełna dekadę działalności wydała aż czternaście albumów. Pięć z nich ukazało się w samym 2017 roku. Oczywiście, taka produktywność nie mogła przełożyć się na wysoką jakość. O ile pierwszy wydany wówczas album, "Flying Miccrotonal Banana", okazał się jednym z ciekawszych wydawnictw ostatnich lat - przynajmniej w kategorii retro rocka - tak kolejne były już ewidentnie wysilone i niepotrzebne. Przez cały kolejny rok zespół milczał (nie licząc koncertów), by parę dni temu powrócić z kolejnym wydawnictwem, zatytułowanym "Fishing for Fishies". Czy dłuższa przerwa od nagrywania pomogła wrócić muzykom do dobrej formy? Cóż, nie do końca. King Gizzard & the Lizard Wizard znany jest z częstych wolt stylistycznych, dokonywanych często z albumu na album (przy jednoczesnym zachowaniu rozpoznawalności). Nie inaczej jest w

[Recenzja] King Gizzard & the Lizard Wizard with Mild High Club - "Sketches of Brunswick East" (2017)

Obraz
King Gizzard & the Lizard Wizard w błyskawicznym tempie z mojej największej nadziei 2017 roku staje się największym rozczarowaniem. Grupa zaczęła ten rok bardzo dobrze albumem "Flying Microtonal Banana". Australijczycy udowodnili nim, że granie w stylistyce retro nie musi ograniczać się do kopiowania innych artystów, lecz jest w nim możliwe zaproponowanie czegoś oryginalnego i ambitnego. Po jego wydaniu, muzycy powinni zająć się promocją, a następnie udać na zasłużony odpoczynek i po jakimś roku zacząć, na luzie, zbierać pomysły na kolejne dzieło. Być może w takich warunkach stworzyliby coś jeszcze lepszego. Niestety, szanse na to kompletnie zaprzepaścili debilnym pomysłem, by w ciągu tego roku nagrać i wydać trzy lub cztery kolejne albumy. W takim tempie nie nagrywały nawet zespoły rockowe w latach 60. - normą były dwa albumy rocznie. I nawet taka częstotliwość nie sprzyjała nagrywaniu równych płyt. "Sketches of Brunswick East" to trzeci tegoroczny album

[Recenzja] King Gizzard & the Lizard Wizard - "Murder of the Universe" (2017)

Obraz
Najnowszy album King Gizzard and the Lizard Wizard wywołuje raczej mieszane odczucia. Słychać, że muzycy wciąż mają mnóstwo pomysłów, ale chyba niepotrzebnie od razu je wszystkie realizują. Na "Flying Microtonal Banana" udało im się uzyskać doskonałe proporcje między wpadającymi w ucho melodiami, a eksperymentalnym - jak na retro rock - podejściem. Tymczasem na "Murder of the Universe" wszystko wydaje się zanadto przekombinowane, na czym cierpi przede wszystkim warstwa melodyczna. Album składa się z 21 ścieżek, jednak de facto mamy tutaj do czynienia z trzema kilkunastominutowymi utworami ("rozdziałami"), składającymi się z kilku części. Całkiem dobrze wypada "Chapter 1: The Tale of the Altered Beast", najbliższy poprzedniego albumu. Utrzymany w szybkim tempie, transowy, oparty na mikrotonowej skali, nadającej orientalnego charakteru, a także - czy też przede wszystkim - całkiem niezły melodycznie. Dodatkowo, pojawiają się tutaj wolniejsze

[Recenzja] King Gizzard & the Lizard Wizard - "Flying Microtonal Banana" (2017)

Obraz
Australijski septet King Gizzard & the Lizard Wizard wyrasta na jednego z najważniejszych i najciekawszych przedstawicieli retro rocka. Grupa istnieje od 2010 roku i od tego czasu zdążyła wydać już dziesięć albumów studyjnych (z których dwa najnowsze ukazały się w tym roku). Na każdym z nich muzycy eksplorują nieco inne rejony. Podstawą zawsze jest rock psychodeliczny i garażowy, a wzbogacały go już m.in. wpływy muzyki ze spaghetti westernów (drugi w dyskografii "Eyes Like the Sky"), jazz rocka (szósty "Quarters!", składający się czterech utworów trwających równo 10 minut 10 sekund) czy folku (siódmy "Paper Mâché Dream Balloon"). Głośniej o zespole zrobiło się w zeszłym roku, za sprawą ósmego longplaya, "Nonagon Infinity" (na którym wszystkie utwory płynnie się przenikają, włącznie z ostatnim, który "przechodzi" w pierwszy, tworząc iluzję nigdy nie kończącego się albumu). Dobra prasa i komercyjny sukces wydawnictwa dodały zespo