[Recenzja] Neil Young & Crazy Horse - "Rust Never Sleeps" / "Live Rust" (1979)
Wydane w tym samym roku "Rust Never Sleeps" i "Live Rust" należą do najbardziej docenianych płyt Neila Younga, a jeśli sugerować się wyłącznie RYM-owymi statystykami - stanowią jego absolutne opus magnum . W przypadku tego drugiego sprawa jest prosta, to klasyczna koncertówka. Jak jednak zaklasyfikować "Rust Never Sleeps"? Niby to album studyjny, a jednak też koncertowy. No dobrze, dwa utwory faktycznie zarejestrowano w całości w studiu, gdzieś pomiędzy kawałkami, które trafiły na poprzednie wydawnictwo Younga, "Comes a Time". Resztę materiału skompilowano jednak z dwóch koncertów, z 26 maja oraz 19 października 1978 roku, dodając studyjne nakładki i eliminując - na ile było to możliwe przy ówczesnej technologii - odgłosy publiczności. Chociaż większość utworów z "Rust Never Sleeps" zarejestrowano podczas koncertów, wszystkie kompozycje dopiero tutaj miały swoją fonograficzną premierę. Young w tamtej dekadzie sporo komponował i nagrywa