Posty

Wyświetlam posty z etykietą budgie

[Recenzja] Budgie - "Bandolier" (1975)

Obraz
Na "Bandolier" zadebiutował perkusista Steve Williams, który zagrał także na wszystkich kolejnych wydawnictwach grupy. Skład zespołu ustabilizował się na wiele lat. Jednak był to też początek końca, gdyż późniejsze albumy powszechnie uznawane są za znacznie słabsze. "Bandolier" uznawany jest natomiast za jedno z największych osiągnięć grupy. Już w chwili wydania spotkał się z dobrym przyjęciem, co zaowocowało 36. miejscem na UK Albums Chart. Był to drugi największy - po poprzednim w dyskografii "In for the Kill!" (który doszedł do 29. miejsca) - komercyjny sukces Budgie. Być może jest to najciekawsze wydawnictwo zespołu, który co prawda nie ustrzegł się tutaj wcześniej popełnianych błędów, ale skupia się na tym, co wychodziło mu najlepiej, prezentując przy okazji nieco większą dojrzałość, zwłaszcza w kwestii kompozytorskiej. Na album trafiło sześć utworów, po trzy na każdą stronę winylowego wydania. Dobrze wypadają otwieracze obu stron. Ciężki, ro

[Recenzja] Budgie -"In for the Kill!" (1974)

Obraz
"In for a Kill!" był pierwszym i zarazem największym przebojem Budgie. Longplay doszedł do 29. miejsca na UK Albums Chart. Wcześniejsze wydawnictwa zespołu w ogóle nie weszły do notowań, więc był to zadziwiający sukces. Nie doczekał go jeden z założycieli, dotychczasowy perkusista Ray Phillips, którego wkrótce przed sesją nagraniową zastąpił Pete Boot. Pod względem stylistycznym nie ma tu natomiast wielkich zmian. To bezpośrednia kontynuacja "Never Turn Your Back on a Friend". Hard rock wyraźnie zmierzający w kierunku stylistyki zwanej dziś heavy metalem, choć nie brakuje tu typowej dla lat 70. różnorodności. Niestety, podobnie jak i wcześniejsze albumy Budgie, "In for the Kill!" jest bardzo nierówny. Znalazł się tutaj prawdopodobnie najlepszy utwór w dorobku zespołu - "Zoom Club". Rozbudowany do dziesięciu minut, z bardzo udanymi fragmentami instrumentalnymi o nieco jamowym charakterze, ale wyróżniający się także autentycznie chwytliwym

[Recenzja] Budgie - "Never Turn Your Back on a Friend" (1973)

Obraz
"Never Turn Your Back on a Friend" zwraca uwagę swoją okładką, zdecydowanie bardziej udaną, niż na dwóch poprzednich albumach Budgie. Jej autorem jest Roger Dean, nadworny grafik Yes, mający na koncie także okładki dla Atomic Rooster, Uriah Heep, Gentle Giant, Nucleus czy The Keith Tippett Group. Mogłoby to sugerować zwrot zespołu w nieco bardziej progresywne rejony. Nic z tych rzeczy, to wciąż granie przede wszystkim hardrockowe, uzupełnione typowymi dla grupy fragmentami balladowymi. Całość rozpoczyna prawdopodobnie najsłynniejszy utwór Budgie, spopularyzowany przez Metallikę - mowa oczywiście o "Breadfan". Muzycy grają tutaj z niesamowitym, praktycznie już metalowym czadem, prezentując kilka fajnych riffów. Całość jednak traci przez zniewieściały/dziecinny śpiew Burke'a Shelleya i niepasujące do reszty nagrania balladowe przejście. Akurat te dwa elementy są całkowicie inne w wersji Metalliki, która tym samym wypada lepiej. W podobnym stylu utrzymane

[Recenzja] Budgie - "Squawk" (1972)

Obraz
Problemem Budgie na drugim studyjnym albumie, "Squawk", jest wciąż kompletny brak własnego charakteru i wyrazistości. Fani zaraz się oburzą, że jak to, przecież są tu inne riffy i solówki, niż u Black Sabbath czy Led Zeppelin, śpiew też inny. To jednak szczegóły. Taka argumentacja kojarzy mi się z łamigłówkami, w których trzeba znaleźć jak najwięcej różnić między dwoma obrazkami. Te różnice oczywiście tam są, ale nie zmieniają w żadnym stopniu charakteru obrazka. I tak samo jest z rockowymi epigonami w rodzaju Budgie. Różnice między nimi, a ich inspiracjami, są nieistotne dla całości. Wciąż jest to tylko pozbawiona własnego charakteru kopia. Oczywiście, wtórna muzyka nie musi być gorsza od pierwowzoru. Nie musi, choć prawie zawsze jest. Wykonawcy, którzy nie potrafią wymyślić własnego stylu, zwykle mają też problem z tworzeniem wyrazistej muzyki. Tak jest też w przypadku drugiego longplaya Budgie. Nie ma tu wiekopomnych riffów, których chciałby się nauczyć każdy lub

[Recenzja] Budgie - "Budgie" (1971)

Obraz
Walijska grupa Budgie cieszy się w Polsce zadziwiającą popularnością. Dla wielu tutejszych słuchaczy jest to zespół z tej samej ligi, co Black Sabbath, Led Zeppelin i Deep Purple. Tymczasem na zachodzie Europy odnosił niewielkie sukcesy, zaś poza Europą był praktycznie nieznany. Krytycy podkreślali jego wtórność wobec wspomnianych wyżej wykonawców. Skąd więc ta wielka popularność w naszym kraju? Zaczęło się w latach 80., gdy dostęp do zagranicznych płyt wciąż był bardzo utrudniony, a szanse na koncerty tych najpopularniejszych wykonawców były niewielkie. Wielka trójka hard rocka konsekwentnie omijała kraje zza żelaznej kurtyny. Tymczasem zawitał tu Budgie, zyskując spore grono wielbicieli, w tym prezenterów radiowych, którzy pomogli w jego spopularyzowaniu. To wystarczyło. Oczywiście, z czasem zespół dorobił się kultowego statusu także za granicą. Pomogli w tym liczni metalowi wykonawcy, z Iron Maiden i Metallika na czele, wymieniający Budgie jako swoją inspirację. W czasie na