Posty

Wyświetlam posty z etykietą black sabbath

[Zapowiedź] Powtórne narodziny Black Sabbath

Obraz
Połączenie sił instrumentalistów klasycznego składu Black Sabbath z najsłynniejszym wokalistą Deep Purple - muzyków zespołów należących do ekstraklasy ciężkiego rocka - mogło być wielkim wydarzeniem muzycznym. Tyle że niemal wszystko potoczyło się nie po ich myśli, a jedyny studyjny efekt tej współpracy, album "Born Again", stanowi raczej tylko ciekawostkę dla miłośników obu grup. Z okazji trzydziestolecia tego wydawnictwa postanowiliśmy przyjrzeć się bliżej okolicznościom jego powstania. Bez wątpienia był to jeden z najbardziej szalonych okresów w historii Black Sabbath. * * * Dołączenie Iana Gillana do zespołu i powrót Billa Warda ogłoszono oficjalnie 6 kwietnia 1983 roku, podczas konferencji prasowej zorganizowanej w londyńskim klubie nocnym Le Beat Route. Miesiąc później kwartet zabrał się do pracy nad materiałem. Sesję nagraniową zorganizowano w The Manor - przerobionym na studio XVI-wiecznym dworze Richarda Bransona, położonym w malowniczej wsi Shipton-on-Cherwell w Ox

[Recenzja] Black Sabbath - "The End: 4 February 2017, Birmingham" (2017)

Obraz
Szanuję Black Sabbath za podjęcie decyzji o zakończeniu kariery. Mam nadzieję, że muzycy pozostaną konsekwentni i nie dadzą się namówić na kolejne koncerty lub sesje nagraniowe. Tak zasłużony dla muzyki rockowej zespół nie powinien skończyć jako kolejna kapela, która nie potrafi zejść ze sceny i rozmienia się na drobne, wydając coraz słabsze albumy. Na chwilę obecną, Black Sabbath zakończył działalność 4 lutego bieżącego roku, występem w rodzinnym Birmingham. Tak ważne wydarzenie musiało zostać udokumentowane - przed kilkoma dniami do sklepów trafił zapis tego koncertu, zatytułowany, niezwykle oryginalnie , "The End" (wydany zarówno na CD, jak i DVD). Niestety, nie jest to idealne zwieńczenie dyskografii grupy. Setlista ostatniego występu była bardzo przewidywalna. Na repertuar złożyły się wyłącznie utwory z pierwszych siedmiu albumów, z naciskiem na trzy najwcześniejsze. Szkoda, że zabrakło tu reprezentantów "Never Say Die" i "Trzynastki". Zwłaszcz

[Recenzja] Black Sabbath - "The End" (2016)

Obraz
Trzy lata temu grupa Black Sabbath wróciła z nowym albumem "13". Longplay okazał się wielkim sukcesem komercyjnym, więc wkrótce muzycy zaczęli przebąkiwać o ewentualnej kontynuacji. Jednak w trakcie promujących ostatnią płytę koncertów najwidoczniej zdali sobie sprawę, że ze względu na wiek jest to dla nich zbyt męczące. A wydanie kolejnego albumu wiązałoby się przecież z następną trasą. Stanęło więc na tym, że po zagraniu zaplanowanych koncertów grupa oficjalnie kończy działalność. Uważam to za świetną decyzję. Obecnie trwający powrót to miła niespodzianka dla fanów, którzy chcieli jeszcze usłyszeć i zobaczyć Sabbath z Ozzym. Jednak "13" tak naprawdę niczego nowego ani istotnego do twórczości grupy nie wniósł. Z jednej strony jest to całkowicie zrozumiałe - jaki byłby sens w powrocie Black Sabbath po tylu latach, gdyby grupa nagle zaproponowała zupełnie inną muzykę? Z drugiej strony, równie dobrze mogło skończyć się na koncertach. Na pocieszenie, że nie powsta

[Artykuł] Historie okładek: "Live Evil" Black Sabbath

Obraz
Za powstaniem okładki "Live Evil" - pierwszej oficjalnej koncertówki Black Sabbath - nie kryje się żadna ciekawa historia. Warto jednak poświęcić jej uwagę, ponieważ w ciekawy sposób przedstawiona została na niej zawartość albumu. Pomysłodawcą okładki był Paul Clark, a wykonaniem ilustracji zajął się Stan Watts. Grafika przedstawia kilkanaście postaci, nawiązujących do utworów znajdujących się na albumie. Od lewej strony są to kolejno: Szaleniec w kaftanie bezpieczeństwa - "Paranoid" Wyznawca voodoo - "Voodoo" Anioł i diabeł - "Heaven and Hell" Diabeł może być także nawiązaniem do utworu "N.I.B." Błyskawica układająca się w kształt głowy diabła - "E5150" ("EVIL") i "N.I.B." Rycerz ze świecącym mieczem - "Neon Knights" Zakapturzona postać w czerni - "Black Sabbath" Człowiek z żelaza - "Iron Man" Świnia w mundurze żołnierza - "War Pigs" Dzieci w tru

[Artykuł] Historie okładek: "Born Again" Black Sabbath

Obraz
Tym razem o jednej z najbrzydszych i najgorszych okładek wszech czasów, za którą kryje się interesująca historia powstania... Kiedy ją zobaczyłem, zwymiotowałem - to wyznanie ówczesnego wokalisty Black Sabbath, Iana Gillana. Lider zespołu, gitarzysta Tony Iommi, w swojej autobiografii pisał: Ian nie mógł uwierzyć, kiedy ją zobaczył: "Nie możecie tego zrobić. Nie możecie dać na okładce dziecka z rogami i szponami!". Był nią całkowicie zdegustowany. Podobno ktoś pokazał projekt okładki Donowi Ardenowi [ówczesnemu menadżerowi zespołu], a jemu się to spodobało. Wmawiał ją nam mówiąc: "Ona narobi mnóstwo zamieszania, wzbudzi zainteresowanie, wszyscy będą o tym mówić!". Kiedy ją po raz pierwszy zobaczyłem, byłem w rozterce, ale w końcu się na nią zgodziliśmy . Oryginał. Przygotowanie okładki Don Arden zlecił Steve'owi Joule'owi, projektującemu wówczas okładki na solowe albumy byłego wokalisty Black Sabbath, Ozzy'ego Osbourne'a. Joule, n

[Recenzja] Black Sabbath - "13" (2013)

Obraz
To był najbardziej wyczekiwany album ostatnich lat. Wciąż pamiętam tę ekscytacje, kiedy 11 listopada 2011 roku (11.11.11) Tony Iommi, Ozzy Osbourne, Geezer Butler i Bill Ward - oryginalni muzycy Black Sabbath - ogłosili rozpoczęcie prac nad nowym albumem. Pierwszym w tym składzie od czasu wydanego w 1978 roku "Never Say Die!". Później jednak z obozu zespołu zaczęły dobiegać niepokojące wieści - o konflikcie z Wardem (muzycy nie mogli dogadać się w kwestiach finansowych, więc perkusista zrezygnował z dalszej współpracy)  i poważniej chorobie Iommiego. Ostatecznie jednak udało się dokończyć longplay, który otrzymał niezbyt pomysłowy tytuł "13" (od roku, w którym go wydano). Już od pierwszych sekund nie ma żadnych wątpliwości, z jakim zespołem mamy do czynienia. "End of the Beginning" to niemalże nowa wersja kultowego "Black Sabbath" - wolne tempo, posępny klimat, ciężkie brzmienie, a także bardzo charakterystyczna gra Iommiego i rozpoznawa

[Artykuł] Najważniejsze utwory Black Sabbath

Obraz
Niniejszym tekstem rozpoczynam nowy cykl, poświęcony najważniejszym utworom w repertuarze danego wykonawcy. Omówienia będą dokładniejsze niż w recenzjach, gdzie nie ma miejsca na umieszczanie wszystkich ciekawostek dotyczących poszczególnych kawałków. Pierwszym zespołem jaki dostąpi tego zaszczytu jest Black Sabbath, który niedługo opublikuje nowy album studyjny, "13" - pierwszy od 1978 roku, na którym wystąpi oryginalny wokalista, Ozzy Osbourne. Wśród omówionych poniżej utworów nie zabrakło zapowiadającego nowe wydawnictwo singla "God Is Dead?", ale skupiam się przede wszystkim na nagraniach z lat 70. Celowo pominąłem wszystkie utwory z czasów, gdy za mikrofonem stali Ronnie James Dio, Ian Gillan, Glenn Hughes i Tony Martin. Był to wówczas zupełnie inny zespół, a choć nagrane w tym okresie płyty mają swoich zwolenników (sam lubię chociażby "Born Again"), to jednak były to znacznie mniej istotne wydawnictwa. Muzycy za wszelką cenę starali się podążać za m

[Recenzja] Heaven & Hell - "The Devil You Know" (2009)

Obraz
Diabeł, którego znacie - bo tak naprawdę jest to kolejny album Black Sabbath. Nagrany w tym samym składzie, co "Mob Rules" i "Dehumanizer". Choć Tony Iommi, Geezer Butler, Ronnie James Dio i Vinny Appice mieli nagrać jedynie kilka nowych kawałków na kompilację "The Dio Years", współpraca ułożyła się tyle dobrze, że postanowili ją kontynuować. Nie mogli jednak pozostać przy nazwie Black Sabbath, bo kilka lat wcześniej Iommi, w wyniku sądowej rozprawy z Ozzym Osbourne'em, stracił na nią wyłączność. Muzycy przyjęli więc nazwę Heaven & Hell (od tytułu pierwszego albumu Black Sabbath z Dio), co wyszło zdecydowanie na dobre. Bo po pierwsze - na koncertach nikt nie oczekiwał, że będą grać utwory z lat 70. (z czym Dio zawsze miał spore trudności). A po drugie - dzięki temu album "The Devil You Know" nie jest zaliczany do dyskografii Black Sabbath. I całe szczęście, bo delikatnie mówiąc, nie jest to zbyt udane wydawnictwo. Pod względem st

[Recenzja] Black Sabbath - "The Dio Years" (2007)

Obraz
W 2006 roku wytwórnia płytowa Rhino wpadła na pomysł wydania kompilacji zawierającej utwory Black Sabbath z czasów, gdy wokalistą był Ronnie James Dio. Przedstawiciele wytwórni zgłosili się do Tony'ego Iommi z pytaniem, czy dysponuje jakimiś nieopublikowanymi nagraniami z tego okresu. Kiedy gitarzysta zaprzeczył, postanowili skontaktować go z Dio, w celu przeprowadzenia rozmowy o ewentualnym nagraniu nowego materiału. Kiedy obaj muzycy się spotkali, niemal od razu napisali trzy nowe utwory. Następnie nagrali je z pomocą Geezera Butlera i Vinny'ego Appice'a (początkowo brany był pod uwagę Bill Ward, ale muzykom nie udało się dogadać). Trzy nowe nagrania, uzupełniające materiał na "The Dio Years", to: utrzymany w średnim tempie "The Devil Cried", powolny "Shadow of the Wind", oraz rozpędzony "Ear in the Wall". Zaskakująco dobrze wypada ich warstwa instrumentalna - zwłaszcza w dwóch pierwszych Tony Iommi błyszczy świetnymi riffa

[Recenzja] Black Sabbath - "Past Lives" (2002)

Obraz
Na fali popularności reaktywowanego Black Sabbath, wytwórnia postanowiła wydać kompilację z archiwalnymi nagraniami koncertowymi z lat 70. Rezultatem jest dwupłytowy album "Past Lives". Pierwszy dysk tego wydawnictwa wypełniają nagrania z 11 i 16 marca 1973 roku, wydane już wcześniej na albumie "Live at Last". To świetny materiał, portretujący zespół u szczytu kariery, choć nieco do życzenia pozostawia jego słabe brzmienie i brak kilku ważnych utworów... Tu jednak z pomocą przychodzi drugi dysk, na którym znalazł się zapis prawie całego występu zespołu z 20 grudnia 1970 roku w paryskim Olympia Theatre (pominięto jednak utwory "Paranoid" i "War Pigs" - zapewne ze względu na ich obecność na pierwszej płycie), a także trzy utwory z występu 6 sierpnia 1975 roku w Asbury Park Convention Hall w New Jersey. Nagrania z 1975 roku niespecjalnie mnie przekonują. W "Hole in the Sky" i "Sympthom of the Universe" fatalnie wypada

[Recenzja] Black Sabbath - "Reunion" (1998)

Obraz
Pod koniec lat 90. doszło do długo wyczekiwanej reaktywacji Black Sabbath w najsłynniejszym, oryginalnym składzie. Tony Iommi, Ozzy Osbourne, Geezer Butler i Bill Ward wyruszyli na trasę koncertową (niestety, Ward z przyczyn zdrowotnych brał udział tylko w części występów), a nawet zarejestrowali dwa nowe utwory w studiu. "Psycho Man" łączy klasyczny styl Black Sabbath ze stylistyką albumu "Ozzmosis" Osbourne'a, natomiast "Selling My Soul" brzmi jak jakaś zapomniana kompozycja zespołu z lat 70. Oba te utwory można znaleźć na albumie "Reunion", którego podstawową zawartość stanowią fragmenty występów z 4 i 5 grudnia 1997 roku w rodzinnym Birmingham. Na repertuar składają się utwory z pierwszych pięciu, najlepszych albumów Black Sabbath, oraz jeden fragment "Technical Ecstasy". Dominują oczywiście przeboje , w rodzaju "Paranoid", "Iron Man", "War Pigs", "Black Sabbath", czy "Chil

[Recenzja] Black Sabbath - "Forbidden" (1995)

Obraz
"Forbidden" został zarejestrowany w tym samym składzie, co "Tyr" - Cozy Powell i Neil Murray wrócili na miejsca zwolnione przez Bobby'ego Rondinelliego i Geezera Butlera (który dołączył do solowego zespołu Ozzy'ego Osbourne'a). Tym razem powstał jeszcze słabszy album. Tony Iommi całkowicie stracił zapał do dalszego grania i zgodził się ze wszystkimi, nawet najdurniejszymi sugestiami wytwórni. Takimi, jak powierzenie produkcji Erniemu C - gitarzyście rapmetalowego Body Count. Albo na gościnny udział innego muzyka tej grupy, Ice-T, który rapuje w "The Illusion of Power". Miało to pomóc w sprzedaży albumu, ale jedynie wkurzyło dotychczasowych fanów. Album brzmi naprawdę okropnie, jak amatorskie demo. Ale nawet lepsza produkcja niewiele by tu pomogła, gdyż sam materiał jest po prostu kiepski. Oprócz dość przebojowego utworu tytułowego, nie znalazło się tu absolutnie nic godnego uwagi. Pozostałe utwory są chaotyczne, nudne, brakuje w nich

[Recenzja] Black Sabbath - "Cross Purposes" (1994)

Obraz
Historia lubi się powtarzać. Ronnie James Dio po raz drugi opuścił zespół, ponownie zabierając ze sobą perkusistę Vinny'ego Appice'a. W zespole - oprócz stałych członków, Tony'ego Iommiego i Geoffa Nichollsa - pozostał Geezer Butler, na stanowisko wokalisty ściągnięto z powrotem Tony'ego Martina (który zaledwie trzy lata wcześniej musiał ustąpić miejsce Ronniemu), a nowym perkusistą został Bobby Rondinelli (były członek Rainbow). Nagrany w tym składzie "Cross Purposes" różni się od poprzednich albumów z Martinem. Słychać, że to już lata 90., kiedy do łask wróciło bardziej naturalne, surowsze brzmienie. Cieszy mniejsza rola brzmień klawiszowych, a także mniej pretensjonalny śpiew Martina, którego głos brzmi tutaj niżej, jest bardziej zachrypnięty. Świetnie wypada jego mechaniczna partia wokalna w ciężkim "Virtual Death", brzmiącym jak skrzyżowanie wczesnego Black Sabbath z Alice in Chains. To połączenie klasyki z nowoczesnością dało naprawd

[Recenzja] Black Sabbath - "Dehumanizer" (1992)

Obraz
Kiedy już wydawało się, że skład Black Sabbath w końcu okrzepł, zupełnie niespodziewanie zainteresowanie powrotem do zespołu zgłosili Geezer Butler i Ronnie James Dio. Ponieważ mogło to pomóc odzyskać nadwyrężone zaufanie fanów i krytyków, Tony Iommi odprawił Tony'ego Martina i Neila Murraya. W pracach nad nowym materiałem początkowo uczestniczył Cozy Powell (w sieci można znaleźć sporo demówek z tamtego okresu), który jednak tuż przed przystąpieniem do nagrywania nowego albumu uległ kontuzji. Był to poniekąd szczęśliwy zbieg okoliczności, gdyż - jak powszechnie wiadomo - Powell niezbyt dobrze dogadywał się z Dio (obaj muzycy występowali kiedyś razem w grupie Rainbow). Na jego miejsce przyjęto Vinniego Appice'a, a tym samym odrodził się skład z "Mob Rules". Muzycy nie zamierzali jednak wracać do grania takiej samej muzyki, jaką tworzyli razem dekadę wcześniej. "Dehumanizer" brzmi znacznie nowocześniej. Zespół stawia tu przede wszystkim na miażdżący

[Recenzja] Black Sabbath - "Tyr" (1990)

Obraz
Następca "Headless Cross" to ewidentna kontynuacja tamtego albumu, choć pojawia się też kilka nowych elementów. Najistotniejsza zmiana nastąpiła w warstwie tekstowej. Iommi przekonał Martina, żeby porzucił tematykę okultystyczną, wokalista dostarczył zatem bardziej różnorodne teksty, m.in. inspirowane mitologią nordycką (z której zaczerpnięty został także tytuł albumu). Pod względem muzycznym również jest nieco bardziej urozmaicony. Ale i mniej udany, jeśli chodzi o poziom poszczególnych utworów. "Tyr" przynosi naprawdę sporą dawkę kiczu i pretensjonalności, za co znów odpowiadają głównie tandetne klawiszowe tła i coraz bardziej teatralny śpiew Martina. Dużo tutaj heavymetalowej sztampy i toporności, obecnej zwłaszcza w tych szybkich utworach, jak "The Law Maker", "Valhalla" i "Heaven in Black". Czasem zespół zbliża się też do miałkości softmetalowych grup, czego przykładem "Jerusalem" i zwłaszcza singlowy "Fee

[Recenzja] Black Sabbath - "Headless Cross" (1989)

Obraz
Po nagraniu dwóch albumów w zupełnie przypadkowym składzie, Tony Iommi zaczął budować prawdziwy zespół. Oprócz Tony'ego Martina i Geoffa Nichollsa, znaleźli się w nim perkusista Cozy Powell (wcześniej muzyk The Jeff Beck Group, Rainbow i Whitesnake), oraz basista Neil Murray (wcześniej członek m.in. Colosseum II, National Health, Whitesnake i zespołu Gary'ego Moore'a). Zanim jednak ten ostatni dołączył do składu, pozostali muzycy - wsparci przez sesyjnego basistę Laurence'a Cottle'a - zarejestrowali materiał na album zatytułowany "Headless Cross". Przyznaję, że mam sentyment do tego wydawnictwa - był to pierwszy album sygnowany nazwą Black Sabbath, jaki usłyszałem w całości. Wtedy zrobił na mnie spore wrażenie, lecz dziś patrzę na niego w bardziej krytyczny sposób. Iommi i spółka ewidentnie próbowali być na czasie i dlatego zawartość tego longplaya niebezpiecznie zbliża się do amerykańskiego soft metalu z końca lat 80. Drażni wypolerowanym brzmienie