Posty

Wyświetlam posty z etykietą aerosmith

[Recenzja] Aerosmith - "Rocks" (1976)

Obraz
"Rocks" to ten album, który ugruntował pozycję Aerosmith po sukcesie poprzedniego "Toys in the Attic", radząc sobie nawet nieco lepiej w notowaniach, choć ostatecznie nie osiągając aż takich wyników sprzedaży. Przez kolejną dekadę zespół miał coraz bardziej pogrążać się w nijakości, jednak te dwa albumy dały pewien kredyt zaufania, dzięki któremu grupa wciąż cieszyła się popularnością i przetrwała największy kryzys w karierze. Na okładce "Rocks" znalazło się pięć oszlifowanych diamentów. W domyśle - członków zespołu. Ktoś tu miał albo przesadne mniemanie o sobie, albo godny podziwu dystans do siebie. Bo zawarta tu muzyka z pewnością nie olśniewa kreatywnością, oryginalnością ani jakimś ponadprzeciętnym poziomem muzycznym. Jeśli wcześniejszy album przyniósł bardziej imprezowy materiał, tak tutaj, zgodnie z tytułem, dominuje rockowy czad. Szkoda, że często tak mało charakterystyczny. Znaczna część repertuar brzmi jak podkręceni pod względem tempa i natęż

[Recenzja] Aerosmith - "Toys in the Attic" (1975)

Obraz
"Toys in the Attic" bywa uznawany za największe osiągnięcie Aerosmith, a przynajmniej wśród płyt z wczesnego etapu działalności. Możliwe, że właśnie tutaj udało się najlepiej połączyć komercyjne dążenia zespołu z jako takim poziomem muzycznym. Jeżeli nie oczekuje się grania ambitnego, a przyjemnej, bezpretensjonalnej rozrywki, to trzeci album amerykańskiej kapeli sprawdzi się doskonale. Jedynie ociężały, monotonny "Round and Round" odstaje od imprezowego charakteru całości. Świetnie pasują do niego natomiast inne urozmaicenia, jak "Big Ten Inch Record", przeróbka rhythm'n'bluesowego kawałka Moose'a Jacksona z 1952 roku, a także "No More No More", oba zaaranżowane w stylu staromodnego rock and rolla, czy ballada "You See Me Cryin'" z pianinem i smyczkami, ale jeszcze bez takiej tony lukru, jak późniejsze kawałki zespołu tego typu. Poza tym znajdziemy tu sporą dawkę energetycznego hard rocka, na czele z dwoma singlowy

[Recenzja] Aerosmith - "Get Your Wings" (1974)

Obraz
Drugi album Aerosmith zarejestrowano zaledwie rok po poprzednim, w dokładnie tym samym składzie, choć z większą liczbą gości. Stylistycznie też nie ma na "Get Your Wings" większych zmian. To wciąż hard rock osadzony w bluesie, dość jednak wygładzony i zdradzający zdecydowanie merkantylne podejście muzyków. A jednak słychać tu pewien postęp, szczególnie w kwestii piosenkopisarstwa, gdzie mniej tym razem rock'n'rollowej sztampy, a więcej naprawdę porządnego grania. Szczególnie dobrze wypadają nieco lżejsze, choć energetyczne "Lord of the Thights" i "Spaced", oba przebojowe w dobrym znaczeniu, a zwłaszcza ballada "Seasons of Whiter", całkiem pozbawiona lukru i ckliwości, mająca w sobie coś z klimatu czy melodyki późniejszego o dobre kilkanaście lat grunge'u. We wszystkich tych kawałkach zespół ujawnia zdolność do pisania całkiem niezłych melodii. Wykonanie instrumentalne też jest całkiem przyzwoite, ale na tle hardrockowej średniej

[Recenzja] Aerosmith - "Aerosmith" (1973)

Obraz
Aerosmith zdecydowanie nie należy do kręgu moich muzycznych zainteresowań. Owszem, lubię bluesowo zabarwiony hard rock, jednak tutaj ten blues występuje w homeopatycznych ilościach, a całokształt twórczości grupy jest zdecydowanie zbyt sztampowy i skomercjalizowany, jak na moje oczekiwania muzyczne. Wczesne dokonania są pod tym względem bardziej znośne od późniejszych, ale też nie należy spodziewać się po nich niczego nadzwyczajnego. Do sięgnięcia po te płyty i podjęcia się ich zrecenzowania, skłoniły mnie wyłącznie powtarzające się licznie pod innymi tekstami pytania oraz prośby. Nie było to przyjemne doświadczenie. W ówczesnym mainstreamie trudno mi wskazać wiele wykonawców, w przypadku których stosunek popularności do jakości tak bardzo by się rozjeżdżał. Po pierwsze, jest to muzyka strasznie wtórna i spóźniona. Podobnie już wcześniej grali The Rolling Stones czy twórcy bluesrockowi. Co jeszcze samo w sobie nie byłoby złe, ale - i to po drugie - Aerosmith strasznie tę stylistykę