[Artykuł] 50 lat temu… 1973
Mam dość ambiwalentny, choć raczej pozytywny, stosunek do roku 1973. Z jednej strony to wciąż masa świetnej muzyki, dziesiątki wspaniałych płyt jazzowych, soulowych czy prog-rockowych. A z drugiej - po kilku latach nieoczywistego podziału na główny nurt i muzyczną kontrkulturę, granica ta znów zaczynała być coraz bardziej widoczna. Wytwórnie muzyczne oraz media stopniowo odwracały się od bardziej ambitnych przedsięwzięć, co wymuszało na artystach kompromisowe podejście. Komercjalizacja dotknęła w tamtym okresie szczególnie nurtu jazz fusion, gdzie szybko postępowało upraszczanie utworów i pogoń za modnymi brzmieniami. Wystarczy porównać dwa albumy Herbiego Hancocka z tego roku: wciąż eksperymentalny "Sextant" i zdecydowanie już merkantylny "Head Hunters" - jeden z najlepiej sprzedających się albumów jazzowych - wybitny w swojej kategorii, choć wyraźnie prostszy. Na razie tendencji tej opierał się jeszcze rock progresywny, choć wiele z najciekawszych albumów - jak de