[Recenzja] Ornette Coleman - "Free Jazz: A Collective Improvisation" (1961)



"Free Jazz: A Collective Improvisation", szósty album w dyskografii Ornette'a Colemana, to jedno z najbardziej oryginalnych i przełomowych wydawnictw w historii fonografii. Longplay dał nazwę nowej odmianie jazzu (choć wielu muzyków preferowało określanie jej mianem new thing), której był jednym z pierwszych dojrzałych reprezentantów. Na okładce oryginalnego wydania nie przypadkiem wykorzystano obraz "The White Noise" amerykańskiego malarza Jacksona Pollocka (na niektórych reedycjach zastąpiono go zdjęciem Colemana lub zostawiono puste miejsce), który jest autorem zdania: Nowe czasy potrzebują nowych form. Doskonale pasuje to do tego wydawnictwa, na którym faktycznie mamy do czynienia z zupełnie nową formą.

Album został zarejestrowany 21 grudnia 1960 roku. Podczas sesji powstały dwa nagrania: 17-minutowy "First Take" (wydany dopiero w 1971 roku na kompilacji "Twins", później dołączany do kompaktowych reedycji "Free Jazz") oraz 37-minutowy "Free Jazz", który trafił na album. Na potrzeby płyty winylowej pocięto go na dwie części, a na kompaktowych wznowieniach zamieszczono go w oryginalnym kształcie. W chwili wydania był to najdłuższy jazzowy utwór. Równie nietypowy był skład, który uczestniczył w sesji nagraniowej, zwany podwójnym kwartetem. Dlaczego nie oktetem? Bo były to dwa różne zespoły, równocześnie grające zupełnie od siebie niezależnie. Wykorzystano w pełni możliwości wciąż wówczas nowej techniki stereofonicznej - w lewym kanale słychać wyłącznie kwartet z Colemanem na saksofonie altowym, Donem Cherrym na miniaturowej, plastikowej trąbce, basistą Scottem LaFaro i perkusistą Billym Higginsem, natomiast w prawym słychać Erica Dolphy'ego na klarnecie basowym, trębacza Freddiego Hubbarda, basistę Charliego Haddena i perkusistę Eda Blackwella.

Utwór charakteryzuje się całkowitym brakiem struktury i powtarzanych tematów, przez co może wydawać się chaotyczny, a nawet przypominać bardziej strojenie zespołu, niż rzeczywistą grę. Jednak w porównaniu z dziełami późniejszych naśladowców w rodzaju Johna Coltrane'a (np. "Ascension", "Om") i Petera Brötzmanna (np. "Machine Gun"), "Free Jazz" jest zdecydowanie mniej radykalny i łatwiej przystępny. Poszczególne partie instrumentalistów są bardzo melodyjne, a jedynie ich przypadkowe nałożenie na siebie może stwarzać dyskomfort u mniej wyrobionych słuchaczy. Ta przypadkowość jest tu jednak całkowicie zamierzona i kryją się za nią pewien zamysł, a także dyscyplina. Nie jest to całkowita improwizacja, muzycy mieli pewne wytyczne, których się trzymali. Część melodii i tematów została wcześniej przygotowana. Nigdy też nie wchodzą sobie w drogę, solówki grając naprzemiennie.

"Free Jazz: A Collective Improvisation" pokazuje niezwykłą wirtuozerię instrumentalistów, którzy nawet w tak swobodnej i łamiącej większość obowiązujących w jazzie zasad formie potrafili ze sobą doskonale współpracować. Dzięki temu jest to nie tylko jeden z najważniejszych i najbardziej nowatorskich albumów jazzowych, ale też jeden z najbardziej porywających.

Ocena: 10/10



Ornette Coleman - "Free Jazz: A Collective Improvisation" (1961)

1. Free Jazz (part one); 2. Free Jazz (part two)

Skład (lewy kanał): Ornette Coleman - saksofon; Don Cherry - trąbka; Scott LaFaro - kontrabas; Billy Higgins - perkusja
Skład (prawy kanał): Eric Dolphy - klarnet basowy; Freddie Hubbard - trąbka; Charlie Haden - kontrabas; Ed Blackwell - perkusja
Producent: Nesuhi Ertegün


Komentarze

  1. Nigdy nie rozumiałem, dlaczego to Ascension uznaje się za to "bardziej ułożone", a Free Jazz za "dzikie i nieuporządkowane" wydawnictwo. Nie dość, że obie płyty mają bardzo podobne struktury, to jeszcze - jak sam wspomniałeś - muzyka na płycie Colemana jest zdecydowanie łatwiejsza i bardziej przystępna.

    OdpowiedzUsuń
  2. Chyba najlepsza puenta dla tego albumu będzie cytat z wypowiedzi samego Hamleta:

    'Choć to szaleństwo, lecz jest w nim metoda.' 9/10.

    OdpowiedzUsuń
  3. Mi się kojarzy z tradycyjnym jazzem. Większy nacisk na kolektyw niż solówki instrumentalistów, tylko że tutaj jest to słuchalne nawet wtedy, gdy masz mniej niż 90 lat.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kolektywizm odgrywa istotną rolę właściwie we wszystkich jazzowych nurtach. Nawet wtedy, gdy większy nacisk jest na indywidualne sola, to często i tak słychać to charakterystyczne dla jazzu napięcie między muzykami, w tym przypadku między solistą, a dopełniającymi go akompaniatorami. Nie zawsze tak jest, ale jednak nowoczesny jazz nie ustępuje pod tym względem tradycyjnemu. Wręcz wnosi interakcję na wyższe poziomy.

      Usuń

Prześlij komentarz

Komentarze niezwiązane z tematem posta nie będą publikowane. Jeśli jesteś tu nowy, przed zostawieniem komentarza najlepiej zapoznaj się ze stroną FAQ oraz skalą ocen.

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Laurie Anderson - "Big Science" (1982)

[Recenzja] Julia Holter - "Something in the Room She Moves" (2024)

[Recenzja] Alice Coltrane - "The Carnegie Hall Concert" (2024)

[Recenzja] Księżyc - "Księżyc" (1996)

[Zapowiedź] Premiery płytowe marzec 2024