[Recenzja] Miles Davis - "Bitches Brew Live" (2011)



Tytuł "Bitches Brew Live" celowo wprowadza w błąd, żerując na popularności albumu Milesa Davisa z 1970 roku. W rzeczywistości nie jest koncertowa wersja tego wydawnictwa. Brakuje dwóch utworów ("Pharaoh's Dance", "John McLaughlin"), a pozostałe cztery (tytułowy, "Miles Runs the Voodoo Down", "Spanish Key", oraz zamieszczony tu dwukrotnie "Sanctuary") tak bardzo różnią się od wersji albumowych, że stały się praktycznie zupełnie nowymi kompozycjami. Zupełnie inny jest też skład - tamten album nagrywał rozbudowany ansambl, a tutaj słuchamy małych, dobrze zgranych grup. Można jednak wybaczyć wydawcy to małe oszustwo, gdyż sam materiał jest naprawdę bardzo interesujący i dobrze się stało, że został wydany. To godzina wspaniałej muzyki, zarejestrowanej podczas dwóch festiwalowych występów Milesa Davisa.

Pierwsze dwadzieścia cztery minuty to zapis występu z 5 lipca 1969 roku na Newport Jazz Festival. Choć występ odbył się kilka tygodni przed wydaniem "In a Silent Way" i trochę ponad miesiąc przed nagraniem "Bitches Brew", na repertuar złożyły się głównie utwory z właśnie tych dwóch albumów: żywiołowe, fantastyczne wykonania "Miles Runs the Voodoo Down" i "It's About That Time", oraz subtelny "Sanctuary", pełniący rolę łącznika między nimi (na zakończenie pojawia się jeszcze stary motyw "The Theme"). Trębacz koncertował wówczas z kwintetem - w skład którego wchodzili także Wayne Shorter, Chick Corea, Dave Holland i Jack DeJohnette - jednak tego dnia musiał wystąpić w kwartecie, gdyż Shorter nie zdążył dotrzeć na czas. Na tamtym etapie Davis dopiero częściowo zelektryfikował swój zespół - wciąż nie udało mu się przekonać Hollanda do grania na elektrycznym basie. W efekcie akustyczne parte kontrabasu są niemal niesłyszalne pod nawałnicą wzmocnionej trąbki, elektrycznego pianina i intensywnej perkusji. Te trzy instrumenty doskonale wypełniają jednak przestrzeń, a grający na nich muzycy wykazują się wielką wirtuozerią i pomysłowością.

Pozostałe trzydzieści pięć minut to już nagrania z 29 sierpnia 1970 roku na słynnym Isle of Wight Festival. Davisowi ponownie towarzyszyli Holland (już z gitarą basową), Corea i DeJohnette, a także trójka nowych muzyków: Gary Bartz, Keith Jarrett i Airto Moreira. Zapytany przed występem jakie zostaną zagrane utwory, Miles odparł: Call it anything. Słowa te przez lata funkcjonowały jako tytuł półgodzinnej improwizacji zaprezentowanej przez zespół (m.in. na składance "Message to Love", zawierającej jej fragment, a także nagrania innych wykonawców, którzy wystąpili na festiwalu), tutaj jednak została podzielona na kilka ścieżek, dzięki czemu łatwiej rozpoznać grane utwory - które, jak już wspomniałem, znacząco odbiegają od studyjnych pierwowzorów, a ponadto płynnie między sobą przechodzą, tworząc bardzo spójną, choć wewnętrznie zróżnicowaną całość. Choć występ odbył się już po zarejestrowaniu materiału na album "Jack Johnson", muzycy znów zagrali fragmenty "Bitches Brew" i "In a Silent Way", dodając niealbumowy "Directions" i tradycyjnie "The Theme" na zakończenie. Niemniej jednak słychać tutaj ten bardziej rockowy kierunek, jaki Davis obrał na "Jacku". Praktycznie nieobecne są natomiast freejazzowe zapędy, jakie jeszcze niedawno wykazywali niektórzy z muzyków (słyszalne na takich wydawnictwach, jak "It's About That Time..." czy "Black Beauty"). Zamiast tego, jest więcej melodii i rockowego czadu (tematy z "Bitches Brew" i "Spanish Key" nabrały w tych wersjach riffowego charakteru). Całość jednak została wykonana z pomysłowością i prawdziwą wirtuozerią godną muzyków jazzowych. Ich wzajemna interakcja jest wprost niewiarygodna, a solowe popisy niesamowicie porywające.

Filmową wersję występu na Isle of Wight można znaleźć na DVD "Electric Miles: A Different Kind of Blue" (gdzie pojawia się pod tytułem "Call It Anything", bez podziału na szczegółowe sekcje).

Czy potrzebna była kolejna koncertówka z elektrycznego okresu Milesa Davisa? Zdecydowanie tak! Każdy koncert był zupełnie inny i wnosi coś nowego do jego dorobku. Tutaj otrzymujemy nieco przystępniejszą muzykę, ale wciąż niezwykle energetyczną i niesamowicie kreatywną. Druga część albumu to jeden z najbardziej rockowych występów Davisa, choć w składzie nie było nawet gitarzysty. Trochę nawet szkoda, że nie wykorzystano szansy, jaką dawała obecność na festiwalu Jimiego Hendrixa (grał następnego dnia). Ale wtedy otrzymalibyśmy zupełnie inną muzykę, która mogłaby nie być aż tak wspaniała.

Ocena: 9/10



Miles Davis - "Bitches Brew Live" (2011)

Newport Jazz Festival: 1. Miles Runs the Voodoo Down; 2. Sanctuary; 3. It's About That Time / The Theme; Isle of Wight Festival: 4. Directions; 5. Bitches Brew; 6. It's About That Time; 7. Sanctuary; 8. Spanish Key; 9. The Theme

Skład: Miles Davis - trąbka; Chick Corea - elektryczne pianino; Dave Holland - kontrabas (1-3), gitara basowa (4-9); Jack DeJohnette - perkusja; Gary Bartz - saksofon altowy i sopranowy (4-9); Keith Jarrett - organy (4-9); Airto Moreira - instr. perkusyjne (4-9)
Producent: Teo Macero, Richard Seidel i Michael Cuscuna


Komentarze

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Republika - "Nowe sytuacje" (1983) / "1984" (1984)

[Recenzja] Present - "This Is NOT the End" (2024)

[Zapowiedź] Premiery płytowe kwiecień 2024

[Recenzja] Extra Life - "The Sacred Vowel" (2024)