[Recenzja] Jack DeJohnette - "Sorcery" (1974)



Jack DeJohnette to jeden z czołowych perkusistów muzyki fusion. Znany przede wszystkim z współpracy z Milesem Davisem (grał podczas większości jego sesji i koncertów w latach 1969-72), występował także z wieloma innymi słynnymi jazzmanami. Posiada też bogaty dorobek solowy. Album "Sorcery" nie należy może do jego najwybitniejszych osiągnięć, lecz wciąż jest to bardzo interesujący longplay. Już sam skład przyspiesza bicie serca: Dave Holland na basie, John Abercrombie na gitarze i Bennie Maupin na klarnecie basowym. Ponadto w nagraniach wzięli udział gitarzysta Mick Goodrick i puzonista Michael Fellerman. Album powstał podczas dwóch sesji: strona A zawiera nagrania z marca 1974 roku, a strona B z maja tego samego roku (na drugiej z nich grali tylko DeJohnette, Holland i Fellerman).

"Sorcery" rozpoczyna się od trzynastominutowego utworu tytułowego, będącego doskonałym połączeniem fusion i spiritual jazzu, momentami zahaczając nawet o granie free. Nieziemski klimat budowany jest przez hipnotyzującą linię basu, oraz długie solówki Abercrombiego i Maupina. Oczywiście, towarzyszy temu fantastyczna gra DeJohnette'a. Gdyby cały album był utrzymany w takim stylu i równie porywająco wykonany, byłby to bez wątpienia poziom największych dokonań Pharoaha Sandersa czy Alice Coltrane. Niestety, każdy z pozostałych utworów utrzymany jest w innym stylu, a z ich poziomem bywa różnie. Fajnie wypada bardzo energetyczny i melodyjny "The Rock Thing" - zgodnie z tytułem, bardziej rockowy, niż jazzowy, choć oprócz wyrazistej gry sekcji rytmicznej i ostrych partii gitarowych Goodricka, istotną rolę odgrywają solówki Maupina. Dość interesujący jest freejazzowy "The Reverend King Suite", będący rozwinięciem kompozycji "Reverend King" Johna Coltrane'a, w którym DeJohnette występuje także w roli klawiszowca i saksofonisty. Natomiast finałowy "Epilog" to po prostu zgrabny, melodyjny kawałek, ze świetną grą sekcji rytmicznej. Gorsze wrażenie sprawia żartobliwy "Four Levels of Joy", rażący banalną melodią. Kompletną pomyłką jest natomiast "The Right Time" z okropnymi wokalami a capella.

"Sorcery" to strasznie niespójny album, na którym nic się ze sobą nie klei, mający zarówno genialne, jak i beznadziejne momenty. Jednak sama tytułowa kompozycja podnosi znacząco poziom całości i choćby dla tego jednego fragmentu warto zapoznać się tym wydawnictwem. Warto dodać, że współpraca DeJohnette'a, Hollanda i Abercrombiego układała się tak dobrze, że wkrótce potem założyli trio Gateway i wydali pod tym szyldem kilka bardzo cenionych albumów.

Ocena: 7/10



Jack DeJohnette - "Sorcery" (1974)

1. Sorcery, No. 1; 2. The Right Time; 3. The Rock Thing; 4. The Reverend King Suite; 5. Four Levels of Joy; 6. Epilog

Skład: Jack DeJohnette - perkusja, instr. klawiszowe (4-6), saksofon (4); Dave Holland - kontrabas, gitara basowa; Michael Fellerman - metafon (1,3,4), puzon (4); Bennie Maupin - klarnet basowy (1,3); John Abercrombie - gitara (1); Mick Goodrick - gitara (3)
Producent: Jack DeJohnette


Komentarze

Popularne w ostatnim tygodniu:

[Recenzja] Pearl Jam - "Dark Matter" (2024)

[Recenzja] ||ALA|MEDA|| - "Spectra Vol. 2" (2024)

[Recenzja] Death - "Human" (1991)

[Recenzja] Santana - "Welcome" (1973)

[Recenzja] Van der Graaf Generator - "The Least We Can Do Is Wave to Each Other" (1970)