Posty

Wyświetlanie postów z styczeń, 2018

[Recenzja] Twenty Sixty Six and Then ‎- "Reflections on the Future" (1972)

Obraz
Jednym z najbardziej cenionych i - jakkolwiek dziwnie by to nie brzmiało - najsłynniejszych przedstawicieli tzw. nieznanego kanonu rocka (NKR) jest niemiecka grupa Twenty Sixty Six and Then. Jej dziwna nazwa, czasem pisana też jako 2066 and Then, odnosi się do bitwy pod Hastings, która miała miejsce w 1066 roku. Zespół powstał na początku 1971 roku z inicjatywy pięciu niemieckich instrumentalistów i brytyjskiego wokalisty Geffa Harrisona. Kolejne miesiące muzycy spędzili na tworzeniu własnego materiału, by pod koniec roku zarejestrować go w studiu (inżynierem dźwięku podczas sesji był Dieter Dierks, znany przede wszystkim jako długoletni producent Scorpions, lecz mający na koncie także współpracę z licznymi grupami krautrockowymi). Debiutancki album zespołu, zatytułowany "Reflections on the Future", ukazał się w roku 1972 i nie odniósł żadnego sukcesu, co doprowadziło do rozpadu grupy. Jej nagrania dopiero po latach zyskały status kultowych. Czyli typowy scenariusz dla N

[Recenzja] Miles Davis - "Agharta" / "Pangaea" (1975)

Obraz
Na początku 1975 roku, Miles Davis i jego ówczesny septet - w skład którego wchodzili Sonny Fortune, Pete Cosey, Reggie Lucas, Michael Henderson, Al Foster i James Mtume - wyruszyli na trzytygodniowe tournée po Japonii. Pierwszego lutego muzycy dali dwa około półtoragodzinne występy w Festival Hall w Osace. Oba zostały profesjonalnie zarejestrowane, a następnie przygotowane przez Teo Mecero do wydania. Zapis pierwszego występu wypełnił album "Agharta", opublikowany zarówno w Japonii, jak również w Europie i Ameryce Północnej. Zapis drugiego występu, opatrzony tytułem "Pangaea", pierwotnie ukazał się (w zależności od źródła w 1975 lub 1976 roku) wyłącznie w Japonii. Dopiero w latach 90. wydano ten materiał w innych częściach świata. Muzykę, jaką w tamtym czasie wykonywał Miles i jego zespół podczas koncertów, można określić jako zwariowane, niesamowicie intensywne, psychodeliczno-funkowe jamy. Każdy z tych dwóch albumów to w praktyce półtoragodzinna, mocno abs

[Recenzja] John Coltrane - "Expression" (1967)

Obraz
John Coltrane zmarł niespodziewanie, 17 lipca 1967 roku. Wcześniej jednak zdążył przygotować materiał na swój kolejny album i zaakceptować jego ostateczny kształt. Na trzy dni przed swoją śmiercią, po trwającym od dawna rozważaniu, zdecydował się nadać longplayowi tytuł "Expression". Jest to jego pierwsze studyjne wydawnictwo nagrane w składzie, który towarzyszył mu przez ostatnie półtora roku kariery. Nie było już w nim McCoya Tynera i Elvina Jonesa, którzy rozstali się z Johnem na przełomie lat 1965/66, z powodu pogłębiających się różnic artystycznych. Ich miejsca w zespole zajęli odpowiednio Alice Coltrane i Rashied Ali. Na albumie zagrał także Jimmy Garrison, a podczas pierwszej sesji w studiu obecny był też  Pharoah Sanders. "Expression" zawiera bowiem utwory zarejestrowane w lutym ("To Be") i marcu (pozostałe) 1967 roku, podczas ostatnich studyjnych sesji saksofonisty. Tytułowy utwór był podobno zupełnie ostatnią kompozycją nagraną przez saksofo

[Recenzja] Captain Beefheart and His Magic Band - "Safe as Milk" (1967)

Obraz
Don Van Vliet (właść. Don Glen Vliet), znany też jako Captain Beefheart, to jeden z największych ekscentryków i nowatorów rockowej sceny. Porównywalny pod tym pierwszym względem chyba tylko z Frankiem Zappą (zresztą obaj muzycy regularnie ze sobą współpracowali, zaś prywatnie byli przyjaciółmi). Van Vliet wykazał się niezwykłą pomysłowością, łącząc klasycznego bluesa z awangardowym i freejazzowym podejściem do grania. Zanim jednak oryginalny styl Beefhearta w pełni się skrystalizował (nastąpiło to na albumie "Trout Mask Replica" z 1969 roku), muzyk wraz ze swoim magicznym zespołem nagrał trochę muzyki o bardziej konwencjonalnym charakterze. Debiutancki "Safe as Milk" to właściwie niemal typowy rock z 1967 roku - mocno przesiąknięty bluesem i psychodelią, z paroma dziwniejszymi momentami, nieodbiegającymi jednak daleko od typowych dla ówczesnego rocka poszukiwań. Warto dodać, że w nagraniach wzięli udział muzycy kojarzeni w tamtym czasie z raczej konwencjonalnym

[Recenzja] Miles Davis - "Get Up with It" (1974)

Obraz
"Get Up with It" to kolejny album Milesa Davisa zawierający nagrania dokonane w różnych latach i składach. Tym razem jest to jednak głównie świeży materiał, zarejestrowany już po sesji nagraniowej "On the Corner". Jedynie dwa najkrótsze utwory powstały wcześniej i w znacznie odmiennych składach. Stanowią one niewielki procent tego dwupłytowego (także na kompaktowych reedycjach) wydawnictwa - niewiele ponad dziesięć minut z ponad dwóch godzin muzyki. Tym samym, właściwie jest traktowanie "Get Up with It" jako regularnego albumu studyjnego, pełnoprawnego następcy "On the Corner", a nie kompilacji odrzutów. Tym bardziej, że poziom zawartych tutaj utworów zdecydowanie nie wskazuje na to drugie. Owe najstarsze utwory to zabarwione bluesowo "Honky Tonk" i "Red China Blues". Ten pierwszy, wydany już wcześniej w wersjach koncertowych (na "Live-Evil" i "In Concert"), zarejestrowany został w maju 1970 roku, cz

[Recenzja] John Coltrane - "Kulu Sé Mama" (1967)

Obraz
Album "Kulu Sé Mama" został skompilowany z trzech wcześniej niewydanych utworów, zarejestrowanych w 1965 roku. Nagrania pochodzą z dwóch różnych sesji. Wcześniejsza odbyła się w połowie czerwca - niedługo przed sesją nagraniową "Ascension". Zarejestrowane zostały wówczas  kompozycje "Vigil" i "Welcome", wypełniające stronę B albumu. Tytułowa kompozycja, zajmująca stronę A, została natomiast nagrana w połowie października - nieco ponad miesiąc przed nagraniem "Meditations". "Kulu Sé Mama" to jedna z najbardziej niesamowitych kompozycji w dorobku Johna Coltrane'a. Saksofonista w tamtym okresie lubił eksperymentować ze składem i nie inaczej jest w przypadku tego utworu. W nagraniu towarzyszyli mu McCoy Tyner, Jimmy Garrison, Pharoah Sanders, basista i klarnecista Donald Garrett, perkusista Frank Butler, oraz niejaki Juno Lewis, będący główną postacią tego utworu - to on go skomponował, zagrał w nim na przeróżnych perku

[Recenzja] Hawkwind - "X in Search of Space" (1971)

Obraz
Na drugim albumie Hawkwind wszystko zmierza we właściwym kierunku. Zespół, w nieco odświeżonym składzie (m.in. z nowym basistą Davidem Andersonem, wcześniej członkiem krautrockowego Amon Düül II), dopracował swój własny styl, którego głównymi elementami są psychodeliczno-kosmiczny klimat, hipnotyzująca monotonia i swobodne, jamowe struktury utworów, ale też surowe brzmienie, a wręcz pewna toporność. Rozpoczynający longplay, niemal szesnastominutowy "You Shouldn't Do That" to kwintesencja Hawkwind. Ten utrzymany w szybkim tempie, fantastyczny jam zawiera wszystkie wspomniane wyżej elementy, a ponadto charakteryzuje go rockowa zadziorność, elektroniczne ozdobniki i długie popisy solowe muzyków. Bardzo fajnie wypadają też krótsze utwory: nieco oniryczny "You Know You're Only Dreaming", rozpędzony, zdominowany przez gitarowo-basowe popisy "Master of the Universe" (jeden z najpopularniejszych kawałków grupy, stały punkt koncertów) oraz najbardzie

[Recenzja] Miles Davis - "Big Fun" (1974)

Obraz
Następca "On the Corner" spotkał się z raczej chłodnym przyjęciem. Głównym powodem takiego stanu rzeczy był fakt, że album "Big Fun" wypełniają nagrania dokonane w różnych składach, na przestrzeni czterech lat (1969-72). Nie jest to jednak zbiór odrzutów. Są to utwory, które powstały pomiędzy sesjami nagraniowymi konkretnych albumów i po prostu nie pasowałyby do charakteru żadnego z nich. Co więcej, wszystkie nagrania zostały specjalnie na to wydawnictwo zmiksowane przez producenta Teo Macero (szczególnie napracował się w przypadku "Go Ahead John", sprytnie skompilowanego z kilku jamów muzyków), a wcześniej dobrane w taki sposób, aby tworzyć spójną całość. "Big Fun" składa się z czterech utworów, w tym dwóch niemal półgodzinnych i dwóch lekko przekraczających 21 minut. Na oryginalnym, winylowym wydaniu każdy z nich zajmuje jedną stronę tego dwupłytowego wydawnictwa. Większość materiału została zarejestrowana pomiędzy sesjami do albumów &qu

[Recenzja] John Coltrane - "Meditations" (1966)

Obraz
Pięcioczęściowa suita "Meditations" po raz pierwszy została zarejestrowana 2 września 1965 roku, przez najsłynniejszy kwartet Johna Coltrane'a, z McCoyem Tynerem, Jimmym Garrisonem i Elvinem Jonesem. Lider nie był jednak zadowolony z nagrania i 23 listopada zorganizował kolejną sesję. Tym razem w większym składzie, obejmującym dodatkowo Pharoaha Sandersa (który w międzyczasie, ściślej mówiąc pod koniec września, dołączył do koncertowego składu) i drugiego perkusistę, Rashieda Aliego (który wkrótce potem na stałe zajął miejsce Jonesa). Nagranie z drugiej, listopadowej sesji trafiło na wydany we wrześniu 1966 roku album "Meditations". Wrześniowa sesja została natomiast opublikowana dopiero jedenaście lat później, pod tytułem "First Meditations (for Quartet)". Różnice pomiędzy obiema wersjami widać już gołym okiem, na liście utworów: lekko zmieniona została kolejność utworów, a kompozycja "Joy" została zastąpiona przez "The Father an

[Recenzja] The Stone Roses - "The Stone Roses" (1989)

Obraz
Debiutancki album brytyjskiego grupy The Stone Roses to zbiór jedenastu nieskomplikowanych, melodyjnych piosenek. Nie jestem wielbicielem tego typu grania, ale ten longplay od razu rzekł mnie świetnymi melodiami w stylu wczesnych The Beatles czy, nawet bardziej, The Byrds. To muzyka o podobnym charakterze, lecz oczywiście bardziej współczesna brzmieniowo, jak przystało na przełom lat 80. i 90.  Krytycy uznają ten album za bardzo ważny w rozwoju sceny zwanej Madchesterem (jej przedstawiciele łączyli pop rock i psychodelię lat 60. z acid housem, lecz u Stone Roses wpływy tego ostatniego są marginalne) i britpopu. Dominują tutaj krótkie utwory o piosenkowej strukturze, oparte na prostej, energetycznej grze sekcji rytmicznej i nieco rozmytych, lecz zadziornych partiach gitary. Nie brakuje tu różnych smaczków, jak pianino w "She Bangs the Drums", wokalne harmonie w "Waterfall", czy psychodeliczne efekty w "Don't Stop". Najważniejsze są jednak melodie

[Recenzja] Soft Machine - "Six" (1973)

Obraz
Soft Nucleus. Pod takim szyldem mógłby ukazać się ten album. Aż połowa nagrywającego go składu to byli muzycy dowodzonej przez Iana Carra jazzrockowej grupy Nucleus. Do perkusisty Jamesa Marshalla, który grał już w części utworów z poprzedniego albumu Soft Machine ("Fifth"), dołączył multiinstrumentalista Karl Jenkins, który zajął miejsce saksofonisty Eltona Deana. Tym samym, z muzyków klasycznego wcielenia Soft Machine pozostali jedynie klawiszowiec Mike Ratledge i basista Hugh Hopper. Ten drugi odszedł zresztą jeszcze przed wydaniem "Szóstki". Na longplay składają się dwie płyty - koncertowa, zawierająca materiał zarejestrowany w październiku i listopadzie 1972 roku, oraz studyjna, z materiałem nagranym tuż potem, jeszcze przed końcem roku. Choć obie płyty mają nieco inny charakter - także pod względem muzycznym - to łączy je przede wszystkim wyraźnie odejście od stylistyki dwóch poprzednich longplayów grupy, wypełnionych elektryczną odmianą jazzowej awanga

[Recenzja] Miles Davis - "Black Beauty: Miles Davis at Fillmore West" (1973)

Obraz
Rok 1973 przyniósł jeszcze jeden koncertowy album Milesa Davisa (aczkolwiek oryginalnie wydany wyłącznie w Japonii). "Black Beauty" zawiera materiał zarejestrowany kilka lat wcześniej, 10 kwietnia 1970 roku w Fillmore West w San Francisco. Zaledwie kilka dni przed tym występem do sklepów trafił album "Bitches Brew" i dopiero co zakończyły się nagrania na kolejny, "Jack Johnson". Liderowi towarzyszy tu podobny skład, jak na "At Fillmore" (zarejestrowanym dwa miesiące później w nowojorskim Fillmore East), czyli Steve Grossman, Chick Corea, Dave Holland, Jack DeJohnette i Airto Moreira (do kompletu zabrakło jedynie Keitha Jarretta). Był to jeden z najlepszych koncertowych składów Davisa. Także tego dnia, muzycy dali niezwykle intensywny, pełen porywających improwizacji koncert. To mocno zakręcone, awangardowe granie, a zarazem tak czadowe, że większość rockowych grup nigdy nie zbliżyła się do tego poziomu ekspresji. I pomyśleć, że dało się os

[Recenzja] Miles Davis - "In Concert: Live at Philharmonic Hall" (1973)

Obraz
Zapis koncertu z 29 września 1972 roku w nowojorskiej Philharmonic Hall nie należy do najciekawszych wydawnictw Milesa Davisa. Warto jednak je poznać z kilku powodów. Przede wszystkim, jest to jedyna oficjalna koncertówka Milesa, na której można usłyszeć indyjskich muzyków Khalila Balakrishny i Badala Roya. Ich udział nie jest wielki, ale dodaje klimatu. Po drugie, zawarta tutaj muzyka to wyraźna zapowiedź późniejszego, jazz-funk-rockowego grania znanego z porywających koncertówek "Agharta", "Pangaea" i "Dark Magus". Nawet skład jest dość zbliżony - gitarzysta Reggie Lucas, basista Michael Henderson, oraz perkusiści Al Foster i James Mtume zostali w zespole Davisa na dłużej i brali udział także w nagraniu wspomnianych albumów. Tym bardziej dziwi poziom "In Concert". Porównując z innymi koncertówkami Davisa z elektrycznego okresu, ten album wydaje się po prostu... nudny. Praktycznie prawie cała pierwsza płyta sprawia wrażenie pozbawionej en

[Recenzja] John Coltrane - "Ascension" (1966)

Obraz
Tytuł "Ascension", czyli "Wniebowstąpienie", wiele mówi o zawartości tego albumu. To kolejne uduchowione dzieło Johna Coltrane'a, który postanowił poświęcić swoje życie i twórczość Bogu. Album rozwija koncepcje słynnego "A Love Supreme", przenosząc je w zupełnie nowy muzyczny wymiar, całkiem zrywający z przyziemnością wcześniejszych dokonań saksofonisty. W celu osiągnięcia takiego efektu, Coltrane postanowił rozbudować zespół o dodatkowych muzyków. W nagraniach, prócz jego stałego kwartetu złożonego z McCoya Tynera, Elvina Jonesa i Jimmy'ego Garrisona, wzięli udział także trębacze Freddie Hubbard i Dewey Johnson, saksofoniści Pharoah Sanders, John Tchicai, Archie Shepp i Marion Brown, oraz kontrabasista Art Davis. Sesja nagraniowa odbyła się 28 czerwca 1965 roku. Muzycy zarejestrowali dwa podejścia do tytułowej kompozycji. Na oryginalne wydanie albumu trafiło drugie podejście, ku niezadowoleniu Coltrane'a, który preferował pierwsze. Dzię