Posty

Wyświetlanie postów z luty, 2017

[Recenzja] Caravan - "If I Could Do It All Over Again, I'd Do It All Over You" (1970)

Obraz
Najsłynniejszym albumem Caravan jest trzeci z kolei, "In the Land of Grey and Pink". Gdybym jednak miał wskazać najbardziej interesujące wydawnictwo grupy, bez wahania wybrałbym wydany rok wcześniej "If I Could Do It All Over Again, I'd Do It All Over You". Muzykom udało się tutaj osiągnąć doskonałe proporcje pomiędzy graniem bardziej przebojowym i piosenkowym, a bardziej ambitnym. Przeważa tutaj to drugie. Piosenkową formę mają tylko dwa utwory, wydane zresztą na promującym album singlu, czyli bardzo pogodny twór tytułowy oraz psychodeliczny, trochę w stylu wczesnego Pink Floyd, "Hello Hello". Są też dwie proste miniaturki: elektroniczna "Asforteri", oraz folkowa, oparta na brzmieniu gitary akustycznej i fletu "Limits". W pozostałych kompozycjach muzycy rozwijają skrzydła. Najkrótsza z nich, "As I Feel I Die", rozpoczyna się bardzo subtelnie, wręcz eterycznie, by w drugiej minucie niespodziewanie nabrać dynamiki i.

[Recenzja] Van der Graaf Generator - "Pawn Hearts" (1971)

Obraz
"Pawn Hearts" to najsłynniejszy album Van Der Graaf Generator. Podobnie jak inne wydawnictwa grupy, nie odniósł sukcesu na dwóch najważniejszych rynkach - brytyjskim i amerykańskim. Zdobył natomiast zaskakującą popularność we Włoszech, gdzie doszedł na sam szczyt notowania najlepiej sprzedających się albumów. Zespół stał się tam prawdziwą gwiazdą. W samym 1972 roku grupa zagrała aż trzy włoskie trasy koncertowe, czasem w ciągu jednego wieczoru występując trzykrotnie. Tak intensywne koncertowanie było jednak zdecydowanie ponad siły muzyków. W dodatku wcale nie poprawiło ich sytuacji finansowej i wciąż tonęli w długach. Jeszcze w tym samym 1972 roku grupa podjęła decyzję o zawieszeniu działalności (a tak naprawdę o przeobrażeniu w solowy zespół Petera Hammila, nagrywający i występujący pod jego nazwiskiem). "Pawn Hearts" początkowo miał być albumem dwupłytowym. Pierwszą płytę miały wypełniać nowe kompozycje, natomiast drugą - nowe wersje, nagrane na żywo bez ud

[Recenzja] Les McCann - "Invitation to Openness" (1972)

Obraz
Les McCann to pianista jazzowy, który karierę zaczynał pod koniec lat 50. Popularność zyskał jednak dopiero dekadę później, po występie na Montreux Jazz Festival '69, udokumentowanym albumem "Swiss Movement" (sygnowanym wspólnie z saksofonistą Eddiem Harrisem). Zawarte na nim wykonanie "Compared to What" (kompozycji Gene'a McDanielsa po raz pierwszy nagranej przez McCanna w 1966 roku) stało się sporym przebojem. No właśnie - McCann wykonywał raczej komercyjną (choć nie bezwartościową) odmianę jazzu, taneczną, czasem z partiami wokalnymi. Dlatego tym większym zaskoczeniem jest album "Invitation to Openness", pokazujący McCanna od znacznie ambitniejszej strony. Album został zarejestrowany podczas ledwie jednego majowego dnia 1971 roku, w bardzo rozbudowanym składzie. Oprócz Lesa McCanna w sesji udział wzięli: grający na instrumentach dętych Yusef Lateef, gitarzyści David Spinozza i Cornell Dupree, pianista Jodie Christian, basiści Bill Salter

[Recenzja] Camel - "Mirage" (1974)

Obraz
Album "Mirage" zdobi jedna z najbardziej rozpoznawalnych i kontrowersyjnych okładek w historii muzyki rockowej. Pojawia się na niej bowiem grafika i logo znane z papierosów marki Camel (co szczególnie ciekawy efekt dało to na wydaniu kasetowym, które ze względu na rozmiar i kształt bardzo łatwo można pomylić z prawdziwą paczką papierosów). Skąd ten pomysł? Znane są dwie wersje wydarzeń. Według pierwszej, pochodzącej z oficjalnej strony zespołu, okładka miała być żartem ze wszystkich osób, które dopatrywały się nikotynowych skojarzeń w nazwie zespołu. Amerykański koncern tytoniowy uznał jednak, że okładka narusza jego prawa i w rezultacie w Stanach album ukazał się z inną grafiką (bardzo tandetną - patrz niżej). Wkrótce jednak obie strony zdołały się dogadać, a koncern został patronem i sponsorem zespołu. Inną wersję zdarzeń przedstawił perkusista Andy Ward, twierdzący, że okładka była efektem kontraktu podpisanego przez nowego wydawcę zespołu, firmę Deram, z koncernem. K

[Recenzja] Comus - "First Utterance" (1971)

Obraz
Comus to jeden z najbardziej oryginalnych, ale i najdziwniejszych, zespołów, jakie dane mi było słyszeć. Jego historia zaczęła się w 1969 roku, gdy dwaj brytyjscy gitarzyści, Roger Wootton i Glenn Goring, stworzyli folkowy duet. Nazwa została zainspirowana dramatem XVII-wiecznego angielskiego poety Johna Miltona. Tytułowy Comus to grecki bóg pijaństwa, rozpusty i chaosu. Z czasem skład rozrósł się do sekstetu, korzystającego z bogatego instrumentarium - poza gitarami akustycznymi i basową, obejmującego także flet, obój, skrzypce, altówkę i przeróżne perkusjonalia. Grupa pozostała przy graniu folku, ale robiła to na swój własny, bardzo niekonwencjonalny, wręcz awangardowy sposób. Partie wokalne dzielili między sobą Wootton, dysponujący dziwnym, "kwaśnym" głosem, oraz śpiewająca bardziej subtelnie Bobbie Watson, zaś śpiewane przez nich teksty dotykają takich tematów, jak przemoc, morderstwa, gwałty, szaleństwo i pogańskie wierzenia. W 1971 roku ukazał się debiutancki a

[Recenzja] Santana - "Lotus" (1974)

Obraz
Rok 1973 był niezwykle pracowity dla Carlosa Santany. Pierwsze miesiące pochłonęła współpraca z Johnem McLaughlinem, której wynikiem był album "Love Devotion Surrender" - w całości instrumentalny, utrzymany w stylistyce fusion. Ledwie zakończyła się sesja nagraniowa, a meksykański gitarzysta wrócił do studia, by rozpocząć pracę nad kolejnym albumem grupy Santana. Longplay zatytułowany "Welcome" jest kontynuacją jazzowego kierunku obranego na poprzednich albumach, lecz jednocześnie zrywa całkowicie z charakterystycznym dla grupy eklektyzmem. Niestety, same utwory wypadają bardzo słabo na tle wcześniejszych dokonań grupy. Już po nagraniu albumu, a jeszcze przed jego wydaniem, zespół wyruszył na trasę koncertową. Właśnie w jej trakcie, a konkretnie 3 i 4 lipca w Osace, zarejestrowany został pierwszy koncertowy album grupy, "Lotus". To naprawdę obszerny materiał - ponad dwie godziny muzyki, rozłożone na trzy płyty winylowe (kompaktowe reedycje zazwyczaj

[Recenzja] Caravan - "Caravan" (1969)

Obraz
Jednym z najciekawszych nurtów rocka progresywnego jest tzw. Scena Canterbury. Wbrew nazwie, do nurtu zaliczane są zespoły z różnych stron świata, jednak te najważniejsze, a więc także najwcześniejsze, były tworzone głównie przez muzyków z brytyjskiego miasta Canterbury. Ze względu na liczne personalne powiązania między tymi grupami, w ich muzyce można znaleźć wiele cech wspólnych, jednak każda z nich grała trochę inaczej. Świetnie słychać to na przykładzie trzech najbardziej znanych przedstawicieli nurtu: jazzowego Soft Machine, psychodeliczno-spacerockowego Gong, oraz grającego bardziej przystępnie Caravan. Pora przyjrzeć się bliżej temu ostatniemu. Zespół powstał w 1968 roku z inicjatywy czterech muzyków: dwóch kuzynów, śpiewającego basisty Richarda Sinclaira i klawiszowca Davida Sinclaira, oraz śpiewającego gitarzysty Pye'a Hastingsa i perkusisty Richarda Coughlana. Dwaj pierwsi zainteresowani byli bardziej ambitną muzyką, podczas gdy dwóch pozostałych ciągnęło w stronę

[Recenzja] Gentle Giant - "Free Hand" (1975)

Obraz
"Free Hand" osiągnął największy komercyjny sukces ze wszystkich albumów Gentle Giant - jako jedyny wszedł do top 50 amerykańskiego notowania. Nie powinno to dziwić, bo zawarta na nim muzyka jest wyjątkowo, jak na ten zespół, łatwo przyswajalna. Co jednak ciekawe, większa przebojowość w tym przypadku nie idzie w parze z rezygnacją z ambicji, artystycznej wartości i wirtuozerii (dopiero na kolejnych albumach zaczęło brakować tych elementów). W praktyce wygląda to tak, że utwory w rodzaju "Just the Same", "Free Hand" i "Time to Kill" w warstwie instrumentalnej nie różnią się drastycznie od wcześniejszych dokonań grupy - wciąż opierają się na nieoczywistej rytmice i bogatych, przemyślanych aranżacjach - ale znacznemu uproszeniu uległy melodie i partie wokalne, które stały się jeszcze bardziej chwytliwe, choć może trochę zbyt konwencjonalne. Pozostałe utwory mogą być już znacznie mniej przystępne dla przypadkowego słuchacza. Ale to właśnie one

[Recenzja] John Abercrombie - "Timeless" (1975)

Obraz
John Abercrombie to jeden z najbardziej znanych gitarzystów jazzowych. Jego kariera rozpoczęła się pod koniec lat 60., gdy wspólnie z Billym Cobhamem i Braćmi Brecker (wziętymi muzykami sesyjnymi, grającymi na instrumentach dętych) stworzył jedną z pierwszych grup łączących jazz z rockiem, nazwaną Dreams. Po jej rozwiązaniu, Abercrombie udzielał się jako sideman. W tej roli wystąpił m.in. na albumach Cobhama ("Crosswinds" i "Total Eclipse"), Gila Evansa ("The Gil Evans Orchestra Plays the Music of Jimi Hendrix"), a nawet na anglojęzycznym longplayu Czesława Niemena, "Mourner's Rhapsody". W czerwcu 1974 roku, podczas zaledwie dwudniowej sesji, po raz pierwszy wystąpił w roli lidera. Towarzyszyli mu wówczas klawiszowiec Jan Hammer (Mahavishnu Orchestra, Jeff Beck) i perkusista Jack DeJohnette (lista jego osiągnięć jest bardzo długa, ale największą sławę przyniósł mu udział w nagraniach albumów "Bitches Brew" i "Jack Johnson&

[Recenzja] Camel - "Camel" (1973)

Obraz
Grupa Camel zaliczana jest do najważniejszych i najbardziej wpływowych zespołów z nurtu rocka progresywnego. Można z tym polemizować, gdyż nie była ona nigdy ani szczególnie oryginalna, ani wybitna. Większość dyskografii Wielbłąda to właściwie trochę bardziej ambitny pop. Na początku swojej działalności zespół nagrał jednak kilka wartościowych albumów, zawierających trochę bardziej ambitną - ale tylko odrobinę bardziej skomplikowaną od "zwykłego" rocka - muzykę. Za jego największe osiągnięcia powszechnie uznaje się longplaye od drugiego do czwartego, czyli "Mirage", "The Snow Goose" i "Moonmadness". W ich cieniu pozostaje debiut - wydany w małym nakładzie bez żadnej promocji, w związku z czym przez wiele lat był prawdziwym białym krukiem. Bez wątpienia jest to jednak jedno z najciekawszych wydawnictw Camel. Zawarte na nim utwory brzmią jak Wishbone Ash bez porywających solówek gitarowego duetu, albo jak wczesny Santana bez elementów latyno

[Recenzja] Peter Hammill - "Fool's Mate" (1971)