Posty

Wyświetlanie postów z październik, 2017

[Recenzja] John Coltrane - "Impressions" (1963)

Obraz
"Impressions" to swego rodzaju kompilacja wcześniej niewydanych nagrań koncertowych i studyjnych. Utwory koncertowe, "India" i tytułowy "Impressions", zostały zarejestrowane na początku listopada 1961 roku w nowojorskim klubie Village Vanguard (czyli w tym samym miejscu i czasie, co materiał wydany na "Live at the Village Vanguard"). Te dwie blisko piętnastominutowe improwizacje stanowią główną atrakcję tego albumu. Fantastycznie zgrany zespół wdaje się w nich w rozbudowane, pełne swobody improwizacje, eksplorując możliwości jazzu modalnego. W "India", zgodnie z tytułem, silnie słyszalny jest wpływ hindustańskich rag. Dwaj basiści, Jimmy Garrison i Reggie Workman, z pomocą Elvina Jonesa, zapewniają hipnotyzujący, dronowy podkład, dla długich solówek Johna Coltrane'a i grającego na klarnecie basowym Erica Dolphy'ego. Warto dodać, że utwór był inspiracją dla grupy The Byrds, która pod jego wpływem stworzyła "Eight Miles

[Recenzja] Agitation Free - "2nd" (1973)

Obraz
Drugi album Agitation Free znacząco różni się od wydanego zaledwie rok wcześniej debiutanckiego "Malesch". Drastycznie zmarginalizowane zostały wpływy arabskie, które w znacznej mierze determinują charakter debiutu. Tym razem muzycy osiągnęli hipnotyzujący klimat za pomocą zdecydowanie rockowych środków wyrazu. Utwory w rodzaju "First Communication", dwuczęściowej "Laili" czy najbardziej z nich psychodelicznego "In the Silence of the Morning Sunrise", kojarzą się z koncertowymi jamami takich grup, jak Grateful Dead i Quicksilver Messenger Service, lub - ze względu na pastoralny nastrój - twórczością Wishbone Ash, a momentami zahaczają nawet o fusion. Na pierwszym planie niepodzielnie królują fantastyczne solówki nowego gitarzysty grupy, Stefana Dieza, który potrafi za pomocą swojego instrumentu malować przepiękne muzyczne pejzaże. Akompaniament stanowią nie mniej interesujące partie drugiej gitary, przyjemnie pulsująca sekcja rytmiczna, ora

[Recenzja] Miles Davis - "Filles de Kilimanjaro" (1968)

Obraz
Eksperymentów Davisa z elektrycznym brzmieniem ciąg dalszy. Materiał zawarty na "Filles de Kilimanjaro", w całości autorstwa lidera, został zarejestrowany podczas dwóch sesji nagraniowych, w czerwcu i wrześniu 1968 roku. Pierwsza z nich, jak się wkrótce miało okazać, była ostatnią wspólną sesją Drugiego Wielkiego Kwintetu. We wrześniu Miles wszedł do studia już w nieco innym składzie - wciąż z Waynem Shorterem i Tonym Williamsem, ale bez Herbiego Hancocka i Rona Cartera, których miejsca zajęli pianista włosko-hiszpańskiego pochodzenia Chick Corea i brytyjski basista Dave Holland. Tym samym zakończył się czas stabilizacji i rozpoczął okres, w którym Miles nieustannie zmieniał współpracowników, dopasowując skład do swoich aktualnych pomysłów. We wszystkich trzech utworach z czerwcowej sesji, Hancock i Carter grają wyłącznie na elektrycznych instrumentach. Z kolei w utworach z września, Corea gra zarównano na pianinie akustycznym, jak i elektrycznym, natomiast Holland tyl

[Recenzja] John Coltrane - "Coltrane" (1962)

Obraz
John Coltrane wydawał nowe albumy w zadziwiającym tempie. Dlatego też łatwo niektóre z nich przeoczyć. Taki los spotkać może wydany w 1962 roku longplay "Coltrane" - studyjny debiut najsłynniejszego kwartetu Johna, z nowym basistą Jimmym Garrisonem. W latach 60. prasę muzyczną bardziej obchodziły duety Coltrane'a z Theloniousem Monkiem, Dukiem Ellingtonem i wokalistą Johnnym Hartmanem, a także solowy, bardzo zachowawczy, "komercyjny" album "Ballads". Obecnie natomiast pozostaje on w cieniu wielu innych dzieł saksofonisty. Niestety, bo to naprawdę świetny materiał, stanowiący kolejny krok w rozwoju muzyki Coltrane'a. Otwierający całość "Out of This World" faktycznie brzmi jak nie z tego świata. Utwór płynie nieśpiesznie przez czternaście minut, czarując cudowną melodią i "spirytualnym" nastrojem, budowanym za pomocą hipnotycznego basu, eterycznych klawiszy McCoya i finezyjnych partii Johna, utrzymanych w stylistyce jazzu m

[Recenzja] Van der Graaf - "Vital" (1978)

Obraz
"Vital" to pierwsza koncertówka w dorobku grupy Petera Hammilla, a zarazem jedyna zawierająca nagrania z lat 70. (wydawnictw z sesjami radiowymi i podobnych nie liczę). Dla wielu osób z pewnością rozczarowujący jest fakt, że została zarejestrowana już po rozpadzie klasycznego składu. Nowe wcielenie Van der Graaf prezentowało się jednak wyśmienicie podczas koncertów. Na trasę zespół wyruszył w składzie poszerzonym o nowego muzyka - Charlesa Dickiego, grającego na wiolonczeli, elektrycznym pianinie i syntezatorach. Dodatkowo, podczas występów w londyńskim Marquee Club, 15 i 16 stycznia 1978 roku, na scenie pojawił się także David Jackson, a "Vital" jest zapisem drugiego z tych występów. Interesująco wypada repertuar. Oprócz utworów znanych już ze studyjnych albumów zespołu ("Still Life", "Last Frame", "Pioneers over c", obowiązkowego "Killer", oraz połączonych w całość fragmentów "A Plague of Lighthouse Keepers"

[Recenzje] Agitation Free - "Malesch" (1972)

Obraz
Szwabski rock, czyli krautrock, to jeden z najbardziej interesujących nurtów w muzyce (nie tylko) rockowej. Praktycznie nie sposób wskazać innego, który byłby równie inspirujący i różnorodny. Bo choć jego przedstawiciele niewątpliwie mieli pewne cechy wspólne (jak zamiłowanie do tworzenia hipnotycznych, granych z mechaniczną precyzją utworów), to w sumie więcej ich dzieliło, niż łączyło. W jednych zespołach grali muzycy o jazzowych korzeniach, w drugich o korzeniach folkowych, inne grupy inspirowały się brytyjskim progiem, a kolejne amerykańską psychodelią lub brzmiało podobnie dzięki wpływom tradycyjnej muzyki z Wschodu, nie brakowało też wykonawców odważnie eksperymentujących z elektroniką. Zwykle te wszystkie (lub niektóre z nich) inspiracje mieszały się ze sobą w najróżniejszych proporcjach, dzięki czemu każdy przedstawiciel niemieckiej sceny miał swój własny, rozpoznawalny styl. Jedną z najciekawszych odmian krautrocka zaproponowała grupa Agitation Free. Zespół powstał w 19

[Recenzja] Miles Davis - "Miles in the Sky" (1968)

Obraz
W drugiej połowie lat 60. muzyka rockowa przeszła gwałtowną rewolucję. Przestała być już tylko prostymi piosenkami do tańca, zaczęła nabierać znamion prawdziwej sztuki. Zmiany te dostrzegł także Miles Davis. Zachwycony brzmieniowymi eksperymentami takich gitarzystów, jak Jimi Hendrix i Eric Clapton, a także możliwościami elektrycznego instrumentarium, postanowił zaadoptować pewne elementy rocka do swojej twórczości. Począwszy od grudnia 1967 roku, zaczął wykorzystywać w swoich nagraniach elektryczne instrumenty klawiszowe, gitarę basową, a nawet gitarę elektryczną. Nowe oblicze muzyki Milesa Davisa zostało ujawnione w lipcu następnego roku, na albumie "Miles in the Sky" (tytuł jest nawiązaniem do beatlesowskiego "Lucy in the Sky with Diamonds"). W większości wypełniają go utwory zarejestrowane podczas sesji, która miała miejsce w dniach 15-17 maja 1968 roku. Wyjątek stanowi utwór "Paraphernalia" - kompozycja Wayne'a Shortera, nagrana 16 styc

[Recenzja] Miles Davis - "Nefertiti" (1968)

Obraz
"Nefertiti" to czwarty album Drugiego Wielkiego Kwintetu, a zarazem ostatnie w całości akustyczne wydawnictwo Davisa. Na repertuar składają się wyłącznie kompozycje członków kwintetu: trzy Wayne'a Shortera (tytułowa, "Fall" i "Pinocchio"), dwie Herbiego Hancocka ("Madness" i "Riot"), oraz jedna Tony'ego Williamsa ("Hand Jive"). Materiał zarejestrowano podczas trzech sesji nagraniowych w czerwcu i lipcu 1967 roku. Ostatnia z nich odbyła się 19 lipca - dwa dni po niespodziewanej śmierci Johna Coltrane'a. Tego dnia zarejestrowano m.in. pełną zadumy balladę "Fall", mającą wiele wspólnego z klimatem "Kind of Blue", której charakter raczej nie jest przypadkiem. Coltrane był przecież przez kilka lat bliskim współpracownikiem Davisa, był także przyjacielem i główną inspiracją Shortera (który w okresie największej fascynacji muzyką Johna, zatrudniał muzyków jego kwartetu do nagrywania swoich albumów

[Recenzja] Van der Graaf - "The Quiet Zone / The Pleasure Dome" (1977)

Obraz
Niespełna dwa lata po powrocie Van der Graaf Generator, nad zespołem znów zawisły czarne chmury. W krótkim czasie grupa straciła połowę składu. Najpierw, w grudniu 1976 roku, odszedł Hugh Banton, a zaledwie kilka tygodni później jego śladami podążył David Jackson (obaj zrezygnowali głównie z przyczyn finansowych - zespół nieustannie tkwił w długach). To mógł być koniec Generatora. I w pewnym sensie był. Nie ukrywajmy, że choć Peter Hammill jest rozpoznawalnym wokalistą, a Guy Evans jednym z najlepszych rockowych perkusistów, to o brzmieniu i charakterze muzyki zespołu decydowały przede wszystkim nie dające się podrobić organy Bantona i równie niepowtarzalny saksofon Jacksona. Pozostali muzycy nawet nie próbowali ich zastąpić - zamiast tego, w nowym składzie znaleźli się grający na skrzypcach Graham Smith, oraz (ponownie) basista Nic Potter. Hammill i Evans zdawali sobie sprawę, że bez Jacksona i Bantona jest to zupełnie inny zespół, a przynajmniej jego uboższa, wykastrowana wersja

[Recenzja] Miles Davis - "Sorcerer" (1967)

Obraz
Album "Sorcerer" zawiera głównie materiał zarejestrowany przez Drugi Wielki Kwintet Milesa Davisa w maju 1967 roku. W porównaniu z poprzednim w dyskografii "Miles Smiles", longplay sprawia wrażenie mniej ekspresyjnego, nastawionego raczej na budowanie subtelnego klimatu. Tego wrażenia nie zmieniają nawet dwa utwory utrzymane w szybszym tempie - "Prince of Darkness" i tytułowy "The Sorcerer". Jednak w takim graniu kwintet wypada równie wspaniale. Umiejętności muzyków i ich wzajemna interakcja wciąż budzą zachwyt. Na wyżyny wspinają się w rozbudowanym "Masqualero" (jedynym utworze z tego albumu, który wszedł do koncertowego repertuaru), w którym pokazują zarówno talent do zespołowej improwizacji, jak i budowania interesującego klimatu. Innym wspaniałym momentem jest przepiękna ballada "Pee Wee", nagrana, co ciekawe, bez udziału Davisa. Warto też odnotować, że to pierwsza kompozycja napisana dla kwintetu przez Tony'ego W

[Recenzja] Robert Plant - "Carry Fire" (2017)

Obraz
Darzę sporym szacunkiem Roberta Planta. Za to, że konsekwentnie odmawia propozycjom reaktywowania Led Zeppelin, odrzucając nawet najbardziej lukratywne oferty. Za to, że zamiast tego gra i nagrywa taką muzykę, jaka jest mu obecnie najbliższa. Naprawdę nie rozumiem ludzi, którzy chcieliby słuchać, jak Robert - od dawna stroniący od hard rocka, nie tylko z powodu słabnących możliwości wokalnych - męczy się wykonując taki repertuar. Osobiście wolę posłuchać go wykonującego muzykę, której granie daje mu radość i satysfakcję, co znaczy, że robi to szczerze, z prawdziwej pasji, nie oglądając się na oczekiwania fanów czy panujące mody. "Carry Fire" to najnowsze solowe wydawnictwo Planta. Podobnie, jak na wydanym przed trzema laty "Lullaby and... The Ceaseless Roar", wokaliście towarzyszy zespół Sensational Space Shifters. Pod względem stylistycznym również mamy do czynienia z kontynuacją tamtego longplaya. Dominuje tu więc raczej spokojne granie, utrzymane gdzieś na

[Recenzja] Love - "Forever Changes" (1967)

Obraz
Zanim grupa Love przystąpiła do rejestracji swojego trzeciego albumu, ze składu odeszli klawiszowiec Alban Pfisterer i saksofonista Tjay Cantrelli. Pozostali muzycy nie zdecydowali się przyjąć nikogo na ich miejsce, za to podczas sesji nagraniowej "Forever Changes" skorzystali z pomocy kilkunastu muzyków sesyjnych, w tym rozbudowanej sekcji smyczkowej i sekcji dętej. Pod względem stylistycznym, album jest odejściem od garażowych korzeni zespołu w stronę bardziej folkowego grania, kojarzącego się z The Byrds lub Crosby, Stills & Nash. Zwrot ten został zasugerowany przez Jaca Holzmana, założyciela Elektra Records, dla której zespół nagrywał. Muzycy wywiązali się wzorowo ze swojego zadania. "Forever Changes" to zbiór bardzo melodyjnych, bezpretensjonalnych piosenek, opartych głównie na akompaniamencie gitar akustycznych i smyczków. Kwintesencją tego nowego stylu grupy jest otwierająca album kompozycja "Alone Again Or", śpiewana w świetnym dwugłosie p

[Recenzja] Tim Buckley - "Lorca" (1970)

Obraz
Wrzesień 1969 roku był niezwykle pracowity dla Tima Buckleya. W ciągu czterech tygodni muzyk zarejestrował równolegle materiał na trzy kolejne albumy studyjne. Pierwszy z nich, "Blue Afternoon" ukazał się już w listopadzie. Wypełniły go utwory o wyciszonym, melancholijnym charakterze, stylistycznie najbliższe folku, z lekko jazzowym zabarwieniem. Kolejne dwa longplaye, wydane już w 1970 roku "Lorca" i "Starsailor", przyniosły muzykę zdecydowanie bardziej eksperymentalną, awangardową, zdecydowanie odchodzącą od folkowych korzeni Buckleya. Pierwsza strona winylowego wydania "Lorca" zawiera dwa długie utwory, pozbawione rytmu i wyrazistych melodii, oparte na skali chromatycznej. Dziesięciominutowy utwór tytułowy, niesamowicie intryguje swoim awangardowym charakterem. Nieco teatralnej - w dobrym tego słowa znaczeniu - partii wokalnej towarzyszy jedynie dość jednostajne organowe tło, hipnotyczny bas, atonalne partie elektrycznego pianina, oraz

[Recenzja] John Coltrane - "Live at the Village Vanguard" (1962)

Obraz
Po czterech latach solowej kariery i dziewięciu płytach ze studyjnym materiałem, John Coltrane postanowił nagrać album koncertowy. Jak sam przyznawał, tylko na żywo mógł grać z pełną swobodą, ponieważ praca w studiu była zbyt sformalizowana, podlegała wielu regułom i ograniczeniom. Pod okiem producenta Boba Thiele'a (od tamtej pory stałego współpracownika Coltrane'a aż do jego śmierci) zarejestrowano serię czterech występów w nowojorskim klubie Village Vanguard, które odbyły się w dniach 1-3 i 5 listopada 1961 roku. Kwartetowi towarzyszyli wówczas liczni goście, jak Eric Dolphy (w tamtym okresie będący praktycznie piątym członkiem zespołu), kontrabasista Jimmy Garrison (który dosłownie chwilę później na stałe zajął miejsce Reggiego Workmana), perkusista Roy Haynes, a także grający na rożku angielskim i kontrafagocie Garvin Bushell, oraz grający na tamburze Ahmed Abdul-Malik. Niestety, nie wszystkich z nich można usłyszeć na tym albumie. Z prawie pięciu godzin zarejestrowan

[Recenzja] Gov't Mule - "Live at Roseland Ballroom" (1996)

Obraz
Już drugie wydawnictwo Gov't Mule przynosi materiał zarejestrowany na żywo (podczas sylwestrowego występu w nowojorskim Roseland Ballroom, 31 grudnia 1995 roku). Muzycy zapewne chcieli w ten sposób pokazać, że są jednym z tych zespołów, które dopiero podczas koncertów udowadniają, na co naprawdę je stać. Tak, jak The Allman Brothers Band, Cream, czy hendrixowski Band of Gypsys. Zespół wyraźnie próbuje oddać tutaj ducha czasów, gdy podczas występów wszystkie utwory tworzyło się praktycznie na nowo, zmieniając ich aranżacje, strukturę i dodając mnóstwo jamowego luzu. Niestety, nie do końca to wyszło. Tutejsze wersje "Temporary Saint" i "Painted Silver Light" brzmią właściwie identycznie, jak studyjne pierwowzory. W "Mule" zespół z początku też po prostu wiernie odgrywa oryginał, włącznie z solówkami, dopiero w szóstej minucie pojawia się cytat z "Who Do You Love" Bo Diddleya i dodatkowe solo gitarowe. Lepiej wypadają dwie instrumentalne

[Recenzja] Frank Zappa - "Hot Rats" (1969)

Obraz
Nie jestem wielbicielem twórczości Franka Zappy. Doceniam takie albumy, jak np. "Freak Out!" czy "Absolutely Free" (oba wydane pod szyldem Mothers of Invention), za ich innowacyjność, niekonwencjonalność i bezkompromisowość, ale ich pastiszowo-satyryczny charakter do mnie nie przemawia. Co innego, gdy Franek grał na poważnie. Tak, jak na "Hot Rats" - swoim drugim solowym albumie, ale pierwszym na którym osobiście zagrał (na eksperymentalnym debiucie "Lumpy Gravy" pełnił role aranżera i... dyrygenta). "Hot Rats" to jeden z pierwszych - i zarazem najlepszych - albumów jazzrockowych. Próby łączenia rocka z jazzem były już wcześniej podejmowane, jednak dopiero w 1969 roku przyniosły naprawdę interesujące efekty. Zarówno u wykonawców wywodzących się ze świata jazzu ("In a Silent Way" Milesa Davisa, "Emergency!" The Tony Williams Lifetime), jak i rocka ("Valentyne Suite" Colosseum, ale też "In the Cou

[Recenzja] Love - "Da Capo" (1966)

Obraz
Amerykańska grupa Love to jeden z prekursorów i najsłynniejszych przedstawicieli tamtejszej sceny psychodelicznej. Powstała w połowie lat 60., gdy raczkująca muzyka rockowa nie wykazywała jeszcze żadnych większych ambicji, niż granie prostych, melodyjnych piosenek na pograniczu popu, rock'n'rolla i rhythm'n'bluesa, a czasem też folku lub country. Od tych standardów nie odstawał debiutancki album Love, wydany w marcu 1966 roku, zawierający kilkanaście krótkich, garażowo surowych utworów, wywodzących się bezpośrednio z inspiracji rhythm'n'bluesem i amerykańskim folkiem. Jego następca, "Da Capo", opublikowany został zaledwie osiem miesięcy później, lecz była to już zupełnie inna muzyczna rzeczywistość. W międzyczasie ukazały się takie albumy, jak "Revolver" Beatlesów, "Fifth Dimension" The Byrds, czy "East-West" The Butterfield Blues Band, które popchnęły rocka w bardziej ambitnym kierunku, jak również bardzo ważny dla p