Posty

Wyświetlanie postów z wrzesień, 2017

[Recenzja] Miles Davis Quintet - "Miles Smiles" (1967)

Obraz
Pod koniec października 1966 roku Drugi Wielki Kwintet Milesa Davisa wszedł do studia, by w ciągu dwóch dni zarejestrować materiał na swój drugi longplay. Rezultat tej sesji, album "Miles Smiles", jest zgodnie uznawany przez krytyków i słuchaczy za jedno z największych osiągnięć Davisa, jak również - wraz z innymi wydawnictwami tego składu - za przełomowe dzieło, będące wzorcem współczesnego jazzu i drogowskazem dla kolejnych pokoleń jazzmanów. Zawarta tutaj muzyka broni się do dziś, brzmiąc tak nowocześnie, na ile to możliwe w jazzie akustycznym. Kwintet kontynuuje tutaj swoje eksperymenty z modalnością, praktycznie całkiem już zrywając z bopowymi schematami. Najlepszym określeniem dla zawartej tutaj muzyki będzie termin jazz awangardowy. Nie znaczy to jednak, że jest to trudna muzyka (choć może taka być dla osób nieosłuchanych z jazzem). Muzycy trzymają się tutaj daleko od popularnego wówczas free jazzu, za którym Miles, delikatnie mówiąc, nie przepadał. Głównym komp

[Recenzja] Grateful Dead - "Workingman's Dead" (1970)

Obraz
Po podsumowaniu dotychczasowej kariery koncertówką "Live/Dead", muzycy Grateful Dead postanowili porzucić psychodelię i zwrócić się w stronę swoich muzycznych korzeni. Zawartość kolejnego, czwartego studyjnego longplaya, "Workingman's Dead", to osiem nieskomplikowanych utworów, opartych głównie na brzmieniu akustycznych gitar. Zespół oddaje tutaj hołd amerykańskiej tradycji muzycznej, oscylując pomiędzy takimi stylistykami, jak folk, country i blues. W klimat całości świetnie wprowadza otwierający album "Uncle John's Band" - bardzo chwytliwy i energetyczny kawałek, z pięknymi harmoniami wokalnymi w stylu Crosby, Stills & Nash. Bardzo fajnym urozmaiceniem są natomiast dwa żywsze kawałki bluesowe, w których większą rolę odgrywa elektryczne instrumentarium: "New Speedway Boogie" i "Easy Wind". Niestety, reszta utworów pozostawia mnie całkowicie obojętnym, lub wywołuje zdecydowanie negatywne odczucia ("Dire Wolf"

[Recenzja] Niemen - "Strange Is This World" (1972)

Obraz
Pod koniec 1971 roku Czesław Niemen zebrał zupełnie nowy zespół, znany jako Grupa Niemen lub po prostu Niemen. W jego składzie znaleźli się: jazzowy kontrabasista Helmut Nadolski, a także trzej muzycy przyszłego SBB - Józef Skrzek, Antymos Apostolis i Jerzy Piotrowski. Już w styczniu kwintet udał się do Monachium, gdzie dla wytwórni CBS zarejestrował anglojęzyczny album "Strange Is This World". Longplay ukazał się wyłącznie w Niemczech i Wielkiej Brytanii, gdzie przeszedł praktycznie bez echa. Do dziś nie został oficjalnie wydany w Polsce. Jedyne kompaktowe wznowienie ukazało się w 2003 roku w Niemczech. "Strange Is This World" to początek nowego okresu w twórczości Niemena także pod względem muzycznym. Choć album w znacznym stopniu stanowi kontynuację rockowego kierunku z jego dwóch poprzednich longplayów (na szczęście w końcu zrezygnował z jarmarcznych zaśpiewów), to wyraźnie już kieruje się w stronę bardziej eksperymentalnej, awangardowej muzyki. Doskonale

[Recenzja] Gov't Mule - "Gov't Mule" (1995)

Obraz
W drugiej połowie lat 90. muzyka rockowa sięgnęła samego dna. Największą popularnością cieszyły się wówczas tak bezwartościowe style, jak post-grunge, pop punk czy nu metal. Starsze zespoły też nie miały wiele do zaoferowania - podczas gdy jedni nagrywali kolejne, coraz słabsze wersje tych samych albumów, inni nieudolnie próbowali dostosować się do nowych trendów. Właśnie w takim okresie przyszło debiutować grupie Gov't Mule. Zespół powstał jako poboczny projekt dwóch członków The Allman Brothers Band - śpiewającego gitarzysty Warrena Haynesa i basisty Allena Woody'ego. Muzycy postanowili stworzyć klasyczne powertrio rockowe, inspirowane takimi grupami, jak Cream, The Jimi Hendrix Experience i Free (ta ostatnia to oczywiście kwartet, ale z trzema instrumentalistami). Składu dopełnił perkusista Matt Abts, z którym Haynes współpracował już pod koniec lat 80., gdy obaj byli członkami  The Dickey Betts Band. Początek albumu jest naprawdę wyśmienity. Po śpiewanej a capella mi

[Recenzja] Hopper / Dean / Tippett / Gallivan - "Cruel But Fair" (1977)

Obraz
Mało znany album, będący jednym z najciekawszych przykładów brytyjskiego jazz rocka. W jego nagraniu wzięli udział muzycy z najwyższej półki (przynajmniej pod względem posiadanych umiejętności, bo raczej nie popularności). Basista Hugh Hopper i saksofonista Elton Dean znani są przede wszystkim z grupy Soft Machine. Keith Tippett to wybitny pianista, którego grę można usłyszeć m.in. na kilku wczesnych albumach King Crimson, nagrał też kilka ciekawych płyt z własnym The Keith Tippett Group, jak również był pomysłodawcą projektu Centipede, w którym uczestniczyło ponad pięćdziesięciu muzyków (m.in. członków Soft Machine, King Crimson i Nucleus). Składu dopełnił amerykański perkusista Joe Gallivan (grający także na syntezatorze), mający doświadczenie jazzowe - współpracował m.in. z orkiestrą Gila Evansa i z Donaldem Byrdem. Album "Cruel But Fair" jest kontynuacją jazzowych poszukiwań Soft Machine i The Keith Tippett Group. Muzycy zapuszczają się tutaj w rejony fusion, avant

[Recenzja] Motörhead - "Under Cöver" (2017)

Obraz
Grupa Motörhead w ciągu swojej długoletniej kariery nagrała wiele coverów. Tylko część z nich znalazła się na właśnie wydanej kompilacji "Under Cöver". W większości są to utwory zarejestrowane już w XXI wieku. Wyjątek stanowią dwa kawałki z wydanego w 1992 roku albumu "March ör Die". Większość pozostałych nagrań również była już wcześniej wydana - czy to na regularnych longplayach grupy, czy też na składankach będących hołdem dla różnych wykonawców. Jedyną premierą jest przeróbka przeboju Davida Bowiego, "Heroes", zarejestrowana w 2015 roku, podczas sesji nagraniowej ostatniego albumu zespołu, "Bad Magic". Zagrana została z typowo motörheadowym brzmieniem, a chrypiący głos Lemmy'ego drastycznie różni się od partii Bowiego, lecz poza tym utwór pozostaje wierny oryginałowi. Podobnie jest z innymi kompozycjami. Przeróbki Stonesów ("Jumpin' Jack Flash" i "Sympathy for the Devil") brzmią znacznie ciężej, ale już cove

[Recenzja] The John Coltrane Quartet - "Africa/Brass" (1961)

Obraz
"Africa/Brass" to wyjątkowy album w dyskografii Johna Coltrane'a. Pierwszy, który zarejestrowano w bigbandowym składzie, z rozbudowaną sekcją dętą, w której pojawiły się takie nietypowe dla jazzu instrumenty, jak waltornia czy eufonium, znane też jako sakshorn barytonowy. W sumie w nagraniach wzięło udział dwudziestu jeden muzyków*. Trane początkowo planował, aby za orkiestrację kompozycji odpowiadał Gil Evans. Kiedy nic z tej współpracy nie wyszło, orkiestracją zajęli się Eric Dolphy - który w tamtym okresie często koncertował z kwartetem saksofonisty lub wspomagał go w studiu, także podczas tej sesji - oraz McCoy Tyner. Materiał nagrano podczas dwóch sesji, które odbyły się 23 maja (dwa dni przed nagraniem albumu "Olé Coltrane") i 7 czerwca 1961 roku. Na oryginalnym wydaniu znalazł się tylko jeden utwór z pierwszej sesji (interpretacja "Greenslaves") oraz dwa z drugiej (kompozycje lidera "Africa" i "Blues Minor"). Pozostałe

[Recenzja] Grateful Dead - "Live/Dead" (1969)

Obraz
"Live/Dead" to pierwsze z dosłownie setek koncertowych wydawnictw Grateful Dead. I zarazem najbardziej znane. Dwupłytowy album zawiera materiał zarejestrowany w pierwszym kwartale 1969 roku, w dwóch słynnych salach koncertowych w San Francisco - Fillmore West i Avalon Ballroom. Repertuar w niewielkim stopniu powtarza się ze studyjnymi albumami grupy. A nawet gdy zespół sięga po utwory, które zarejestrował wcześniej w studiu, służą one za punkt wyjścia do długich improwizacji. W takim graniu muzycy sprawdzali się najlepiej. Co udowadnia już rozpoczynający całość "Dark Star", który z niespełna trzyminutowej piosenki (wydanej na niealbumowym singlu) przeobraził się w 23-minutowy jam, pełen fantastycznych popisów solowych, tworzących kwaśny, psychodeliczny klimat. Bardziej zachowawcze jest tutejsze wykonanie "St. Stephen", nieznacznie dłuższe od studyjnej wersji z "Aoxomoxoa", choć i tutaj muzycy nieco pokombinowali w instrumentalnych fragmentac

[Recenzja] Gregg Allman - "Southern Blood" (2017)

Obraz
Gregg Allman w ostatnich latach życia planował nagranie albumu, który składałby się wyłącznie z premierowych kompozycji jego autorstwa. Wydawnictwo miało nosić tytuł "All Compositions By Gregg Allman" i byłoby jego pierwszym longplayem bez cudzych utworów. Niestety, pogarszający się stan zdrowia (od 2012 roku zmagał się z rakiem wątroby, którą przeszczepiono mu dwa lata wcześniej) znacznie utrudniał mu tworzenie i rejestrację materiału. W marcu 2016 roku dał radę wziąć udział w kilkudniowej sesji nagraniowej, podczas której zarejestrował partie wokalne do dziesięciu utworów. Wbrew wcześniejszym zamierzeniom, większość z nich to covery - Gregg wybrał utwory, które najlepiej oddawały jego ówczesny stan i samopoczucie, sięgając m.in. do repertuaru Tima Buckleya, Boba Dylana, Grateful Dead i Muddy'ego Watersa. Allman nie wrócił już nigdy do studia, by dokończyć pracę nad tym materiałem. To, co udało się wtedy zarejestrować, zostało dokończone już bez jego udziału (dodano

[Recenzja] The Allman Brothers Band - "Where It All Begins" (1994)

Obraz
The Allman Brothers Band w pierwszej połowie lat 90. wydawał nowe albumy z zadziwiającą, jak na zespół z takim stażem, częstotliwością. Kończący ten okres "Where It All Begins" - trzeci longplay z kolei i, jak się okazało, ostatni na prawie dekadę - zdradza, niestety, pewne ślady zmęczenia. Pomysł na ten materiał jest identyczny, jak w przypadku dwóch poprzednich wydawnictw. Już sam tytuł informuje, że to kolejny album nawiązujący do korzeni grupy. Pod względem kompozytorskim nie jest tak dobrze, jak na poprzednim "Shades of Two Worlds", ale nieco ciekawiej, niż na wcześniejszym "Seven Turns". Na pewno cieszy większa aktywność kompozytorska Gregga Allmana, który tym razem jest współautorem czterech z dziesięciu utworów. Bez wątpienia czterech najlepszych fragmentów tego longplaya. Wrażenie robią przede wszystkim dwa z nich: zadziorny i chwytliwy zarazem "Sailin' 'Cross the Devil's Sea", oraz "Temptation Is a Gun", bar

[Recenzja] Miles Davis - "E.S.P." (1965)

Obraz
Pierwsza połowa lat 60. była dla kwintetu/sekstetu Milesa Davisa okresem nieustannych zmian personalnych. Po odejściu Cannonballa Adderleya i Johna Coltrane'a, przez skład przewinęło się co najmniej pięciu saksofonistów. Pod koniec 1962 roku odeszli natomiast jednocześnie Wynton Kelly, Paul Chambers i Jimmy Cobb. W tym burzliwym okresie zostały zarejestrowane dwa albumy, "Someday My Prince Will Come" i "Seven Steps to Heaven" - oba mało istotne w dyskografii Milesa, w znacznej części składające z przeróbek standardów. Dopiero pod koniec 1964 roku ukształtował się skład, który pozostał stabilny aż do początku 1969 roku, nagrywając w międzyczasie kilka interesujących albumów. Skład ten często bywa nazywany Drugim Wielkim Kwintetem Milesa Davisa (drugim ze względu na chronologię, nie jakość), a poza liderem tworzyli go: Wayne Shorter - uznawany za drugiego najlepszego saksofonistę jazzowego, zaraz po Johnie Coltranie. Aktywny od 1959 roku, gdy zaczął nagry

[Recenzja] Grateful Dead - "Aoxomoxoa" (1969)

Obraz
Trzeci album Grateful Dead oryginalnie miał nosić tytuł "Earthquake Country" (nawiązujący do San Francisco Bay Area, gdzie często występują trzęsienia ziemi), lecz zmieniono go po sugestii grafika Ricka Griffina. Autor okładki, zafascynowany - co widać na powyższej grafice - palindromami, zasugerował tytuł, który będzie brzmiał tak samo czytany od prawej i lewej strony. Wspólnie z Robertem Hunterem - nowym współpracownikiem zespołu, od tamtej pory autorem większości tekstów - wymyślił nic nie znaczące słowo "Aoxomoxoa". A skoro mowa o okładce, warto dodać, że niektórzy twierdzą, że w umieszczonym na niej logo zespołu można dopatrzyć się zdania "We Ate the Acid". Cóż, liczba liter się zgadza, niektórych nie trzeba nawet zmieniać, ale żeby faktycznie coś takiego dostrzec, samemu chyba trzeba zażyć kwas. Choć w przeciwieństwie do swojego poprzednika, "Anthem of the Sun", longplay składa się głównie z konwencjonalnych utworów, w całości zare

[Recenzja] Czesław Niemen - "Niemen" (1971)

Obraz
Czerwony album Niemena, znany także jako "Niemen", "Niemen Enigmatic" lub "Człowiek jam niewdzięczny", to prawdopodobnie pierwszy dwupłytowy album w historii polskiej fonografii (obie płyty były sprzedawane także oddzielnie). Jak jednak wiadomo, większość dwupłytowych wydawnictw z premierowym studyjnym materiałem tylko by zyskała, gdyby skrócić je do jednej płyty. Czerwony Niemen bynajmniej nie jest tu wyjątkiem. Choć prawdę mówiąc, w tym wypadku nawet skrócenie o połowę niewiele by pomogło... Pod względem stylistycznym jest to kontynuacja rockowego kierunku obranego przez Niemena na poprzednim albumie, "Enigmatic". Jednak tym razem bez progresywnych naleciałości, za to z wyraźną inspiracją hard rockiem. Elektryczne organy i ostre partie gitary, podparte mocną grą sekcji rytmicznej, nie raz przywołują skojarzenia z Deep Purple. Pod względem instrumentalnym właściwie nie ma do czego się przyczepić, z wyjątkiem brzmienia, typowego dla ówcz